Giro d'Italia: sprint dla Belga. Na finiszu kibicom zadrżały serca
Fernando Gaviria zamiast walczyć o zwycięstwo na sprinterskim, drugim etapie Giro d'Italia, cudem uniknął poważnego upadku. Kolumbijczyk, przy ogromnej prędkości, oparł się o barierki. W niedzielę triumfował mało znany Belg.
104. edycja Giro rozpoczęła się od jazdy indywidualnej na czas. Ku uciesze gospodarzy wygrał ją Filippo Ganna i to Włoch z grupy Ineos objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej wyścigu.
Na niedzielnej trasie ze Stupinigi do Novary, miasta które znakomicie kojarzą kibice siatkarscy, nie zabrakło ucieczki. Tyle tylko, że mało realne było, by uciekinierzy byli w stanie odeprzeć atak peletonu na ostatnich kilometrach. Zbyt dużo sprinterów było zainteresowanych triumfem na drugim etapie, by dwójka śmiałków sprostała pędzącemu niczym TGV peletonowi.
Dokonać niemożliwego próbowali jednak Filippo Tagliani i Umberto Marengo. Na 30 km przed metą ta dwójka miała jednak zaledwie 33 sekundy przewagi nad peletonem. Główna grupa, z liderem wyścigu, kontrolowała zatem co dzieje się na trasie i zapowiadała się fantastyczna walka na finiszu. Kibice, którzy kochają walkę na żyletki na samym końcu, mogli ostrzyć sobie apetyty.
Peleton dopadł uciekinierów ponad 20 km przed metą i rozpoczęła się walka o jak najlepsze rozprowadzenie na ostatnich metrach. Finisz był nieco z górki. Tuż przed decydującym momentem pojawił się na czele Peter Sagan, ale to nie Słowak odegrał pierwszoplanową rolę. W niej nie był również Fernando Gaviria, który był blisko wylądowania na barierkach i poważnego upadku. Świetny sprinter wyratował się w ostatniej chwili, ale już tylko patrzył jak przed nim rozgrywa się walka o zwycięstwo.
Najszybszy na finiszu był Belg Tim Merlier. Warto podkreślić, że na kilometr przed metą, tempo peletonu dyktował Maciej Bodnar. Polak przyjechał do mety w głównej grupie. Liderem wyścigu pozostał Włoch Ganna, który o 13 sekund wyprzedza rodaka Affiniego.