Wrze po fatalnej kraksie. "Przekroczyła granicę"

- Kolarze mogą przewrócić się na każdym kilometrze. Kibice na trasie? To jest nie do zabezpieczenia - przypomina w rozmowie z WP SportoweFakty Cezary Zamana, polski kolarz. Apeluje też do fanów.

Dawid Borek
Dawid Borek
kraksa podczas TdF PAP/EPA / EPA/Anne-Christine Poujoulat / Na zdjęciu: kraksa podczas TdF
Na nieco ponad 40 kilometrów przed metą pierwszego etapu Tour de France doszło do dantejskich scen. Jedna z kibicek zachowała się tak nieodpowiedzialnie, że spowodowała upadek połowy peletonu. Swoim nierozważnym postępowaniem naraziła kilkudziesięciu kolarzy na ryzyko poważnej kontuzji.

- To ewidentnie nieprzemyślana sytuacja, natomiast trudno orzekać o jej winie. Ta kobieta chciała po prostu kibicować. Zdajemy sobie sprawę, że to była głupota, natomiast ona na pewno nie chciała zrobić tego specjalnie. Przekroczyła granicę, z której nie zdawała sobie sprawy - komentuje Cezary Zamana, polski kolarz.

"Ja się boję, kibice nie"

Cezary Zamana był świadkiem potężnej kraksy podczas Tour de France w 1994 roku. Na finiszu drugiego etapu Wilfried Nelissen przy prędkości 70 km/h zahaczył o policjanta, który - chcąc zrobić zdjęcie - wysunął się zbyt daleko od barierek. Wówczas - podobnie jak w sobotę - zawiniła osoba trzecia.

ZOBACZ WIDEO: Pechowy sezon polskiej olimpijki. "Treningi kończyły się płaczem"

- Wtedy - mając dwójkę dzieci - zdałem sobie sprawę, że nie będę już się pchał na finiszach. Tam dochodzi do mocnej walki i często bardzo niebezpiecznych kraks. Ale kolarze mogą przewrócić się na każdym kilometrze - przypomina nasz rozmówca.

- W każdej chwili wyścigu kolarskiego może dojść do kraksy. Kibice, będąc w teoretycznie bezpiecznym miejscu od peletonu, nie mogą przewidzieć, jak peleton rozrzuca się na boki - zwraca uwagę Zamana. - Warto o tym mówić. Ja kolarskiego peletonu po prostu się boję. Gdy jadę w środku, jest OK. Ale gdy go widzę, odchodzę co najmniej na trzy metry do tyłu. A kibice się nie boją. To paradoks - stwierdza.

Podaje konkretny przykład nieprzemyślanego zachowania kibiców. - Pamiętam, że kiedyś pojechałem na klasyk, w którym miałem startować, ale w końcu nie wystartowałem. Podjechałem do kibiców, którzy stali na zakręcie, peleton jechał na wprost fanów i tuż przed nimi skręcał w lewo. Ja, zdając sobie sprawę z siły peletonu, stałem dwa metry od barierek, bo wiedziałem, że kolarze mogą się przewrócić. Tymczasem fani nie zdają sobie sprawy, jak dużym zagrożeniem są kolarze. Ja się bałem, a kibice się ich nie bali - przyznaje.

Nie do okiełznania

Na bezpieczeństwo w trakcie wyścigów kolarskich zwraca się coraz większą uwagę, wprowadzane są kolejne środki ostrożności. Ale czy da się do zera zminimalizować ryzyko kraksy spowodowanej zachowaniem kibiców? Odpowiedź brzmi: nie.

- To jest nie do zabezpieczenia. Nie wiem, jak organizator byłby w stanie całkowicie odgrodzić trasę. Może wygrodzić ostatni kilometr przed metą, czasem wygradza się też przejazdy przez miasta, sposoby są różne - mówi Zamana.

Z drugiej strony wyścig bez żywego dopingu kibiców traci na uroku. O tym - planując ewentualne zabezpieczenia - nie można zapomnieć. Poza tym takie wypadki są w kolarstwie rzadkością.

- Od lat są apele do kibiców, by starali się zachowywać bezpiecznie. Ale z drugiej strony bez fanów, bez bezpośredniego kibicowania na trasie, gdzie kolarze przejeżdżają przez tunel kibiców, nie byłoby smaczku. To jedyna dyscyplina sportu, gdzie fani mogą być tak blisko pędzących kolarzy - zaznacza Cezary Zamana.

***

I etap Tour de France wygrał aktualny mistrz świata - Julian Alaphilippe. Francuz zdecydował się na długi finisz i wpadł na metę z ośmiosekundową przewagą nad kilkunastoosobową grupą zawodników.

Zobacz też:
W Tour de Pologne stracił niemal wszystkie zęby. Jakobsen pokazał, jak teraz wygląda
Skandal na wyścigu, w którym biorą udział Polacy. Niebezpieczna sytuacja na trasie

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×