Wielki wyczyn z miłości do żony. "A właśnie, że będę żył długo i szczęśliwie"

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Anna i Mateusz Łazarowiczowie
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Anna i Mateusz Łazarowiczowie

Wrzucił na Facebooka nagrania z żoną. Wrócił myślami do wspólnych chwil, ponownie po kilku miesiącach usłyszał jej głos. Potem wsiadł na rower i ruszył przed siebie. Ale nie mógł jechać. Przez łzy nie widział drogi. Wtedy przyszedł znak.

- Jadąc na rowerze w kierunku szczytu Lackowa, poczułem ogromny ból, płakałem. Musiałem się zatrzymać, aby poprawić okulary. Tego samego dnia na słupku granicznym zobaczyłem naklejkę ze strony z cytatami "Loesje". Żona je uwielbiała. Zbliżyłem się, aby zobaczyć, co jest na niej napisane. Kiedy przeczytałem czarne litery na jasnym białym tle, aż mnie zamurowało: "A właśnie, że będę żył długo i szczęśliwie". Wziąłem to do siebie. Pomyślałem, że żona chce mnie pocieszyć, że chce, abym żył swoim życiem i wziął się w garść - wspomina w rozmowie z WP SportoweFakty Mateusz Łazarowicz.

Okazja do wspomnień

Anna Łazarowicz zmarła w wieku 28 lat na zakrzepicę. Była w szóstym miesiącu ciąży. Jak relacjonuje Mateusz, cały okres ciąży przechodziła bardzo dobrze. W pewnym momencie poczuła się gorzej, więc małżeństwo razem poszło do kardiologa i ginekologa. Ale wizyty nic nie dały. Właściwej diagnozy nie było.

W niedzielny poranek 17 maja 2020 r., Ania nagle straciła przytomność . Mąż wezwał karetkę i rozpoczął reanimację. Bez skutku.

- Sprawą zajmuje się prokuratura. Czekam na opinie biegłych sądowych. Chcę dociec prawdy, dlatego na razie postanowiłem nie mówić o szczegółach wydarzenia - tłumaczy 29-letni mąż Anny.

Tydzień po tragedii postanowił zrobić coś dla siebie. Chciał na rowerze pojechać na słynny NordKapp w Norwegii. Pandemia jednak pokrzyżowała jego plany. Wtedy przyszedł mu do głowy znacznie lepszy pomysł - zdobycie korony gór Polski. Na chwałę Ani.

Zainspirowała go też historia Agnieszki Korpal, dziewczyny, która po raz pierwszy zdobyła na rowerze Koronę Gór Polski. A później przeżyła stratę bliskiej osoby. W zimowej wyprawie na Broad Peak, na zawsze w górach pozostał jej ukochany Tomasz Kowalski.

- Dziś z mojej zmiany decyzji mogę się tylko cieszyć. Na części szczytów byliśmy razem z żoną. To kolejna okazja do wspomnień. A co najważniejsze, dzięki wyprawie pomagam innym - tłumaczy wrocławianin.

Wyprawa pod tytułem "Korona Gór Polski Pamięci Ani Łazarowicz" odbywa się pod patronatem Fundacji "Potrafię Pomóc". Nieprzypadkowo. Mateusz pracuje tam jako terapeuta zajęciowy dorosłych osób z niepełnosprawnościami.

Poprzez wyprawę chce zwrócić uwagę na opiekę okołoporodową w Polsce. Ponadto wspiera zrzutkę prowadzoną na rzecz wyposażenia gabinetu stomatologicznego dostosowanego do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Gabinet we wrocławskim Centrum Diagnostyczno-Terapeutycznym Chorób Rzadkich im. Bartłomieja Skrzyńskiego zamierza otworzyć fundacja, w której pracuje.

Ostatni etap

Wyprawa Łazarowicza wiodła przez 28 szczytów. Do pokonania było 2 tys. km. Trwała od 6 lipca do 2 sierpnia. Wyjątek stanowiła jednak Ślęża, którą mąż Ani, ze względów logistycznych, zdobył w ostatnią niedzielę - 22 sierpnia. Do zaliczenia pozostają już tylko Rysy. Mateusz zdobył ten szczyt nieraz, ale w ramach wyprawy oficjalnie uda mu się to dopiero we wrześniu. Lipcowa pierwsza próba, ze względu na warunki atmosferyczne, zakończyła się na Czarnym Stawie.

- Myślę, że Ania jest ze mnie dumna. Od paru lat pracuję z osobami z niepełnosprawnościami i wielokrotnie mówiła mi, jak bardzo ceni to, co robię. Razem jednak zawsze byliśmy dość skrytymi ludźmi, rzadko publikowaliśmy zdjęcia z naszych wypraw w góry. Pomyślałem jednak, że teraz nasi znajomi i rodzina szczególnie potrzebują pamiątek po Ani. Mam nadzieję, że Ania nie ma mi tego za złe. Widziałem reakcje rodziny, bardzo się cieszą, że mogą oglądać nasze wspólne materiały, a dzięki temu przejść razem przez ostatni etap żałoby - tłumaczy Łazarowicz.

Źródło artykułu: