Francuski swingman wraca do poważnej koszykówki po ponad rocznej przerwie spowodowanej kontuzją więzadło krzyżowego przedniego. W ostatnim sezonie grał dla filialnej dla Los Angeles D-Fenders, która występuje w rozgrywkach D-League.
- To jak spełnienie snów. Ten zespół to legenda. W jego składzie występowali tacy gracze jak Magic, Kareem, czy teraz Kobe Bryant. Jako dziecko byłem fanem tego zespołu - mówi Mickael Gelabale.
Zawodnik zapewnia, że nie ma najmniejszych problemów z kolanami. - Po kontuzjach nie ma śladu. Ciężko trenowałem i stwierdzam, że jestem w stanie robić więcej niż przed kontuzją - zapewnia francuski koszykarz.
Francuz dodał, że miał kilka innych ofert z NBA, ale ostatecznie zdecydował się na Lakers. Gelabale jest przekonany, że uda mu się wywalczyć miejsce w składzie. Co może dać teamowi z LA? Przede wszystkim obronę, z której słynie. - Pamiętam, że jak grałem przeciwko Kobe, to po meczu chwalił moją defensywę - wspomina koszykarz.
O mały włos Francuz podpisałby umowę w Europie. Zgłosiła się do niego drużyna z Alicante. Ekipa z ACB początkowo mówiła, że zapłaci 400 tysięcy euro. W momencie podpisania kontraktu kwota spadła o 50 tysięcy. Gelabale nie zgodził się na to i temat jego gry w Hiszpanii upadł. Pomimo niepowodzenia koszykarz nie przekreśla możliwości występów na Starym Kontynencie. Jednak jak na razie najważniejsze dla niego jest wywalczenie miejsca w Lakers.