Ruszyły finały NBA. Kapitalny pierwszy mecz, zadecydowała seria 17-0!

PAP/EPA / John G. Mabanglo Shutterstock Out / Na zdjęciu od lewej: Jaylen Brown i Al Horford
PAP/EPA / John G. Mabanglo Shutterstock Out / Na zdjęciu od lewej: Jaylen Brown i Al Horford

Boston Celtics wrócili do finałów NBA po 12 latach przerwy i rozpoczęli je w świetnym stylu. Już w pierwszym meczu odbierają rywalom przewagę parkietu.

Finały NBA rozpoczęły się z przytupem, bo wtorkowy mecz miał wszystko, za co koszykówkę można uwielbiać. Boston Celtics odwrócili losy spotkania, odrobili 15 punktów starty, które mieli jeszcze pod koniec trzeciej kwarty i pokonali Golden State Warriors 120:108, obejmując prowadzenie 1-0 w serii.

Goście w czwartej, decydującej odsłonie rozbili rywali aż 40:16. Trafiali, jak natchnieni. Rozpoczęli tę kwartę od skuteczności 7/7 za trzy. Celtics przeprowadzili serię 17-0, która przesądziła o losach meczu. Wyszli wtedy na prowadzenie 117:103.

Jaylen Brown rzucił 24 punkty i dał swojej drużynie zastrzyk energii na początku czwartej odsłony. Derrick White, rozpoczynający mecz, jako rezerwowy, znów był świetny. 27-latek trafił 5 na 8 oddanych rzutów za trzy i wywalczył 21 punktów.

ZOBACZ WIDEO: Dziennikarz szczerze o sytuacji Lewandowskiego. "On się nie czuje legendą Bayernu"

Kluczowe rzeczy dla Celtics robił ponadto doświadczony dominikański środkowy Al Horford, dla którego są to pierwsze finały NBA w karierze. Horford w 33 minuty rzucił 26 "oczek" (6/8 za trzy). - Było naprawdę dużo zabawy. Cieszyłem się chwilą - mówił o pierwszym meczu serii w rozmowie z reporterką ESPN Horford.

- Jaylen atakował, dobrze rozpoczęliśmy tę kwartę i wiedzieliśmy, że musimy utrzymać tę intensywność - mówił o momencie, który zmienił mecz. - Koledzy mnie odnajdywali, a ja starałem się robić swoje - dodawał o swoim indywidualnym występie Horford. Jayson Tatum był tym razem słabszy w ofensywie, bo wykorzystał tylko 3 na 17 oddanych prób z pola, ale miał też 12 asyst.

Dla Warriors był to pierwszy występ w finałach NBA od trzech lat. Podopieczni Steve'a Kerra, który w poprzedniej serii pokonali Dallas Mavericks 4-1, teraz już na początku stracili przewagę własnego parkietu.

Stephen Curry zapisał przy swoim nazwisku 34 punkty, ale na niewiele się to zdało. Gospodarze popełnili sporo, bo 14 strat. Andrew Wiggins miał 20 "oczek", a Klay Thompson rzucił 16 punktów.

Drugi mecz finałów NBA, ponownie w San Francisco, odbędzie się w nocy z niedzieli na poniedziałek czasu polskiego - początek o godz. 2:00.

Wynik:

Golden State Warriors - Boston Celtics 108:120 (32:28, 22:28, 38:24, 16:40)
(Curry 34, Wiggins 20, Thompson 15 - Horford 26, Brown 24, White 21)

Stan serii: 1-0 dla Celtics

Czytaj także: Jeździł za bratem po Polsce. Teraz najlepsi chcą go u siebie

Komentarze (0)