Po trzech spotkaniach Boston Celtics w serii do czterech zwycięstw prowadzi 2:1. I to właśnie wygrana w trzecim meczu miała być tą najważniejszą. Dlaczego?
Mają za tym stać dwie ważne statystyki. Pierwsza mówi o tym, że kto zwyciężał w trzecim starciu finałów przy stanie 1:1, ten potem wygrywa całą serię. Było tak w 32 z 39 przypadków.
Co więcej. Drużyny, które prowadziły 2:1 mogły cieszyć się z mistrzostwa NBA w 49 z 61 takich sytuacji. Czy zatem Golden State Warriors jest na straconej pozycji?
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gdy większość z was smacznie spała, Pudzianowski robił to!
Jedno jest pewne - Stephen Curry, który w każdym meczu robi swoje (trafia m.in. średnio 6 "trójek" i notuje 31,3 punktu na mecz) musi dostać odpowiednie wsparcie i... musi być zdrowy. W meczu numer trzy w walce o piłkę w parterze jego noga znalazła się w złym miejscu, bo pod Alem Horfordem. "Steph" poczuł ból, fani zamarli, ale lider chce grać i walczyć o tytuł.
Mówiąc z kolei o wsparciu, to defensywa "Celtów" i ich siła fizyczna robi różnicę. Dlatego, jeżeli Klay Thompson, Andrew Wiggins czy Jordan Poole nie będą trafiać regularnie, a Draymond Green nie będzie realnym zagrożeniem, to Boston faktycznie może polepszyć wcześniej podane statystyki.
- Muszę być zdecydowanie bardziej agresywny i to po obu stronach. Wydaje mi się, że to potrafię. I będę - stwierdził Green cytowany przez serwis nba.com.
Boston prowadzi też dlatego, że doskonale spisuje się trójka obwodowych, czyli Marcus Smart, Jayson Tatum i Jaylen Brown. W meczu numer trzy (wygranym 116:100) każdy z nich zapisał na swoim koncie minimum 24 punkty.
Co ciekawe największym problemem Warriors nie wydaje się największa gwiazda Celtics, czyli Tatum, a niezwykle solidny i stabilny Brown. To właśnie na niego największą uwagę zwracają eksperci. - Play-off to mój ulubiony okres w roku. To coś, co kocham w koszykówce. To prawdziwy basket - przyznał.
Pewne jest też coś innego - podopieczni Ime Udoki dominują pod koszami. Tego elementu Warriors nie mają jak zniwelować, bo po prostu brakuje im centymetrów. Dlatego tak ważne jest, aby Thompson i Poole byli skuteczni za linią 7,24.
Warriors w tej edycji play-off nie przegrali jeszcze dwóch meczów pod rząd i nie chcąc postawić się w arcytrudnej sytuacji, tej swojej serii przerwać w piątkową noc nie mogą.
Mecz numer 4 finałów NBA w nocy z piątku na sobotę o godz. 3:00.
Zobacz także:
Celtics znów podnieśli się po porażce. 2:1 w Finałach NBA
Co to były za akcje! Wybrano najlepsze zagrania sezonu 2021/2022 w PLK