Podobno prawdziwego mężczyznę można poznać nie po tym jak zaczyna, ale po tym jak kończy. Hiszpania EuroBasket zaczęła fatalnie. Mistrzowie Świata sensacyjnie przegrali z młodą, aczkolwiek niezwykle waleczną Serbią. Gdyby tylko spojrzeć na skład to zespół Sergio Scariolo powinien wręcz znokautować rywala, ale gwiazdy to nie wszystko, co dobitnie pokazali koszykarze z Bałkanów. Ale w grupie C brak umiejętności nadrabiano wielką walecznością. Podobnie było w starciu Słowenii z Wielką Brytanią, gdzie zdecydowanymi faworytami byli gracze Jure Zdovca. Zwycięstwo co prawda padło łupem tych pierwszych, ale po wielkich męczarniach. Podobne problemy mieli również Chorwaci oraz Francuzi. Z wielką formą wyskoczyli od razu Turcy, którzy ograli osłabiony, ale nadal silny team z Litwy. Biało-czerwoni również świetnie rozpoczęli udział na EuroBaskecie, bowiem bez większych problemów ograli oni Bułgarów.
Kolejne spotkania pierwszej rundy nie powalały poziomem. W meczach w Gdańsku i Poznaniu można wręcz było narzekać na niski poziom. Jednak nawet największym malkontentom zamykały się usta na widok świetnej gry Tony'ego Parkera czy Vasileiosa Spanoulisa. Takich gwiazd w Polsce nie było już bardzo dawno. Drużyny tych koszykarzy przeszły przez pierwszy etap rozgrywek w ekspresowym tempie. Podobnie zresztą było w przypadku zawodników Bogdana Tanjevicia. Była jednak między nimi jedna subtelna różnica - team znad Bosforu grał bardzo dobrze. W wielkich męczarniach rodziła się nowa Hiszpania. Pojedynek ze Słowenią kosztował ich wiele sił, bowiem do rozstrzygnięcia losów potrzebna była dogrywka. Włoski szkoleniowiec tej drużyny nie miał powodów do radości, tym bardziej, że jego podopieczni nawet z Wielką Brytanią nie zachwycili. Z EuroBasketem musiały się pożegnać cztery ekipy. Najciekawiej było w Gdańsku, gdzie dopiero w ostatnim starciu, w ostatnich sekundach meczu Niemcy - Łotwa, okazało się, że domu wracają ci drudzy. Małą niespodzianką była sromotna porażka Izraelczyków. Prócz tych dwóch ekip z Mistrzostw Europy odpadli reprezentanci Bułgarii i Wielkiej Brytanii.
Wielkie emocje, wyższy poziom, wyrównane mecze, więcej kibiców miały się pojawić wraz z rozpoczęciem drugiej rundy EuroBasketu. O ile o wyższy poziom się pojawił, o tyle pozostałe postulaty w większości nie zostały spełnione. Nadal rewelacyjnie grali Turcy, których wyższość musieli uznać...mistrzowie Świata. Hiszpania nadal zawodziła, i dopiero w starciu z Polską zobaczyliśmy jak świetny jest to zespół. Litwa, która w 2007 roku na mistrzostwach Starego Kontynentu uplasowała się na 3. miejscu, była tym razem bezradna. Ramunas Butautas nie miał kompletnie pomysłu jaką taktykę wprowadzić w życie, i jak zatuszować brak najlepszych graczy. Zawodził Linas Kleiza, który miał być liderem tej drużyny. Jednak to nie jedyny zespół, który grał poniżej swoich możliwości. Fatalnie spisywali się Chorwaci, którzy pomimo wielkiego potencjału na obwodzie, którzy ostatecznie awansowali do ćwierćfinału, ale dzięki skromnej, odniesionej z wielkim trudem wygranej nad teamem Dirka Bauermanna. Naszych reprezentantów poziom drugiego etapu rozgrywek znacznie przerósł. Naszymi rywalami byli bowiem Słoweńcy, Serbowie i Hiszpanie, czyli niezwykle silne zespoły, które zajęły bardzo wysokie miejsca w końcowej klasyfikacji. Jedyną drużyną, która nadal pozostawała niepokonana była Francja dowodzona przez Vincenta Colleta.
Już w ćwierćfinale doszło do niezwykle interesująco zapowiadającego się starcia Greków z Turkami. Był to pojedynek z wielkimi podtekstami politycznymi. Zawodnicy obu ekip nie zawiedli i stworzyli świetne widowisko. Były zmienne koleje losu, była rozpacz, były wielkie gwiazdy na parkiecie. Przebudzenie Hedo Turkoglu sprawiło, że wygrana była już na wyciągnięcie ręki przez graczy Tanjevicia, ale to co czasem jest już bardzo blisko, oddala się z każdą sekundą. Tak było w przypadku Turków, którzy ostatecznie odpadli z turnieju. Dramatyczny bój stoczyły również dwa zespoły z Bałkanów. Dotychczas słabo spisująca się Chorwacja walczyła jak równy z równym ze Słowenią, ale druga połowa należała do Erazema Lorbeka i spółki, i to oni awansowali do półfinału. W pozostałych dwóch ćwierćfinałach nie było wątpliwości kto jest silniejszy. Serbia jak i Hiszpania w cuglach pokonali swoich przeciwników.
Podobnie było na kolejnym szczeblu EuroBasketu. Jeden półfinał stał na wysokim poziomie, był niesamowicie wyrównany, zaś w drugim niemalże od samego początku wiadomo było kto wygra. Podopieczni Jure Zdovca podejmowali Serbów. Obie ekipy waleczne, obie ze świetnymi koszykarzami, ale zwycięzca mógł być tylko jeden. Fantastyczna postawa Milosa Teodosicia sprawiła, że rywale nie zdołali się już podnieść po kolejnym ciosie. Warto jednak zaznaczyć, że do wyłonienia finalisty potrzebna była dogrywka. Zdecydowanie mniej sił awans kosztował graczy Scariolo, którzy już po pierwszej połowie mieli wielką przewagę nad swoim rywalem. Pau Gasol i Rudy Fernandez rozegrali się na dobre, i mocnych na nich nie było. W spotkaniach o miejsca byliśmy świadkami - praktycznie - walki o pietruszkę, której nikt nie chciał zdobyć. Wszechobecny marazm udzielił się również - nielicznym - kibicom zgromadzonym w Spodku.
Zanim jednak doszło się do głównej atrakcji dnia, wcześniej rozegrano mecze mniej istotne. Francja pokonała w starciu o 5. miejsce Chorwację. Turcja przegrała w spotkaniu o 7. pozycję z Rosją. Znacznie ciekawsza była rywalizacja Greków z koszykarzami ze Słowenii o brązowy medal. Nie było to spotkanie na najwyższym europejskim poziomie, ale nie zabrakło wyrównanego boju, z dramatyczną końcówką, z której ostatecznie górą wyszli gracze Jonasa Kazlauskasa.
Wszyscy wyczekiwali wielkiego finału. Mistrzowie Świata, wicemistrzowie Europy oraz olimpijscy, kontra Serbia. Wszystko wskazywało na wygraną Hiszpanów, ale każdy miał w pamięci pierwszy mecz EuroBasketu tych zespołów. Jednak tym razem było inaczej. Nie było złudzeń, kalkulacji, było czyste piękno, finezja po stronie koszykarzy z Półwyspu Iberyjskiego. Zawodnicy Ivkovicia byli już wykończeni, i nawet przez chwilę nie byli w stanie nawiązać równorzędnej walki. Było to 40 minut w piekle dla Serbów, i 40 minut w niebie Hiszpanów. Ci pierwsi grali jakby dla nich była to wielka katorga, ci drudzy z wielką łatwością niemal płynęli po parkiecie, kapitalnie wymieniając między sobą piłkę. I sprawdziło się powiedzenie, że nie ważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz. Hiszpania została po raz pierwszy w historii mistrzem Europy!