TOP 10, czyli najwięksi wygrani EuroBasketu 2009

Hiszpania oraz Serbia to tylko dwa przykłady drużyn, dla których EuroBasket 2009 w Polsce był niewątpliwym sukcesem. Wygranych jest jednak więcej i to nie tylko w postaci zespołów, ale i konkretnych zawodników, takich jak Pau Gasol czy Erazem Lorbek. Na szóstkę zasłużyli również kibice słoweńscy oraz litewscy, bez których Mistrzostwa Europy przeszłyby bez echa zupełnie niezauważone.

Oto zatem subiektywna lista największych wygranych EuroBasketu 2009 w kolejności przypadkowej:

1. Hiszpania - Drużyna prowadzona przez trenera Sergio Scariolo od samego początku stawiana była w roli największego faworyta i choć rozpędzała się bardzo powoli, nie unikając pomyłkowych zjazdów na bocznice, ostatecznie wjechała na właściwy tor i kiedy nabrała rozpędu, pozostawiła inne drużyny daleko w tyle. Ostatnie cztery spotkania, wliczając w to ćwierćfinał, półfinał i finał, wygrywała różnicą ponad dwudziestu punktów a wyniki poszczególnych spotkań rozstrzygały się właściwie już po dziesięciu-piętnastu minutach. Gwiazdy w postaci Pau Gasola, Rudy’ego Fernandeza czy Juana Carlosa Navarro świeciły jasno wtedy, gdy potrzebne to było najbardziej i choć za nieco lekceważące podejście do pierwszych meczów w Warszawie należy się obecnym już mistrzom Europy nagana, to jednak postawa w najważniejszych spotkaniach zrekompensowała wszystko. Warto dodać, że pod wodzą włoskiego szkoleniowca drużyna hiszpańska sięgnęła po pierwszy złoty medal Mistrzostw Europy w historii tego kraju. Wcześniej Hiszpania zdobywała tylko srebrne (6 razy) i brązowe (2) krążki.

2. Serbia i trener Dusan Ivković - Konia z rzędem temu, kto przed EuroBasketem wytypował, że wybitnie młoda drużyna (średnia wieku to tylko 22,5 roku!) prowadzona przez nestora wśród trenerów (66 lat!) dojdzie do samego finału. Ba, prawie żaden z ekspertów nie widział Serbów w roli finalisty, czy nawet półfinalisty. Wydaje się jednak, że Serbia od samego początku skazana była na sukces, właśnie ze względu na wyżej wymienione liczby. W większości Europy koszykarz 22-letni to taki, który w dorosłej koszykówce stawia dopiero pierwsze kroki. Jednak nie na Bałkanach. Każdy z obecnych wicemistrzów Europy ma już kilkuletnie doświadczenie w grze nie tylko na krajowym podwórku, ale także w Lidze Adriatyckiej, Pucharze Europy czy Eurolidze. I to nie polegające na siedzeniu na ławce, lecz na graniu po kilkadziesiąt minut w każdym meczu, a to procentuje. Co zaś się tyczy trenera, nikt inny nie byłby takim autorytetem dla głodnych sukcesu chłopaków, jak właśnie urodzony jeszcze w czasach II wojny światowej Ivković. A widok siedzącego na krzesełku podczas time-out’ów starszego pana otoczonego grupką wpatrzonych w niego młodych koszykarzy - bezcenne.

3. Grecja - Po cichu, jakby z drugiego planu, krok za krokiem, ekipa z Hellady tu wygrała, tam przegrała i ostatecznie zameldowała się na ostatnim miejscu podium. I to zostawiając za sobą takie ekipy, jak Francja czy Rosja, z którymi przyszło rywalizować im (i przegrywać) w Bydgoszczy. Prowadzona z ławki trenerskiej przez Jonasa Kazlauskasa, a na parkiecie przez Vasileosa Spanoulisa, odmłodzona reprezentacja Grecji miała w Polsce zbierać cenne doświadczenie oraz wywalczyć miejsce dające prawo gry w przyszłorocznych Mistrzostwach Świata. Przecież do Polski nie przyjechały największe gwiazdy, Theodorakis Papaloukas i Dimitris Diamantidis. O medalu wspominali więc tylko nieliczni fachowcy, a jeśli już, to bardzo nieśmiało. Okazało się jednak, że ekipa litewskiego szkoleniowca już teraz była w stanie wypełnić wszelkie założenia: doświadczyła kilku pięknych zwycięstw i bolesnych porażek, które zaprocentują w przyszłości, awansowała do światowego czempionatu, poprawiła bilans sprzed dwóch lat (w Hiszpanii Grecja była czwarta) i wywalczyła medal z brązowego kruszcu.

4. Słowenia - Jak tu pisać pozytywnie o drużynie, której potencjał pozwala realnie myśleć o pierwszym miejscu, a która ostatecznie kończy turniej na najgorszym z możliwych - czwartym, tuż za podium? Ano można, jeśli oznacza to pierwszą półfinałową przygodę Słowenii na wielkiej koszykarskiej imprezie w krótkiej historii tego kraju. Wcześniej bowiem największym sukcesem reprezentacji z kraju liścia lipy było szóste miejsce podczas EuroBasketu 2005. Należy oczywiście przypomnieć, że podopieczni Jure Zdovca byli tylko o krok od finału i z Serbią przegrali właściwie na własną prośbę, prowadząc na półtorej minuty przed końcem różnicą sześciu oczek, lecz patrząc przez pryzmat całego turnieju, Słowenia prezentowała się jako jedna z niewielu bardzo równo grających drużyn. Nie schodziła poniżej pewnego poziomu, od medalu była o krok, lecz czwarte miejsce i tak jest sporym sukcesem.

5. Francja - Koszykarze dowodzeni przez Vicenta Colleta przez długi czas byli prawdziwą rewelacją EuroBasketu. Najpierw w cuglach wygrali gdańską grupę B, by następnie przejść jak burza przez fazę rozgrywaną w Bydgoszczy. W Hali Łuczniczka Francja odprawiła z kwitkiem kolejno Macedonię, Chorwację oraz Grecję i... to był jej błąd. Jako liderzy grupy E, Tony Parker i spółka w ćwierćfinale musieli zmierzyć się z czwartą ekipą grupy łódzkiej. Innymi słowy z teoretycznie najsłabszą, lecz w praktyce pojedynek z zaczynającą grać coraz lepiej Hiszpanią oznaczał jedno - porażkę i walkę co najwyżej piąte miejsce. Po pokonaniu Turcji i Chorwacji, ostatecznie "Trójkolorowi" zajęli właśnie tą lokatę, przegrywając tylko jedno z dziewięciu spotkań podczas całych Mistrzostw Europy.

6. Pau Gasol - Po turnieju w Polsce chyba nikt już nie ma wątpliwości - zawodnik Los Angeles Lakers to najlepszy i najinteligentniej grający center na świecie. Na parkiecie potrafi wszystko, od zdobywania punktów czy to z dalszej odległości czy bliżej obręczy, poprzez zbiórki i bloki, na asystach kończąc, czego świadkami byli wszyscy kibice i eksperci w Polsce. A wszystko to działo się przy niesamowitej skuteczności 64 procent z gry. Przenosiny do "Miasta Aniołów" wyszły na dobre koszykarzowi. W peryferyjnym Memphis, Hiszpan notował co prawda świetne statystyki, lecz coraz bardziej popadał w ligową szarzyznę. W Los Angeles odżył i po półtorej roku wywalczył mistrzostwo NBA. A kilka miesięcy później Mistrzostwo Europy. Biorąc pod uwagę, że trzy lata temu zdobył złoty medal Mistrzostw Świata, do uzupełnienia CV 29-latkowi pozostaje jeszcze tylko triumf na Igrzyskach Olimpijskich. I choćby z tego powodu warto śledzić imprezę w Londynie w roku 2012.

7. Milos Teodosić - Kiedy ogląda się grę tego serbskiego rozgrywającego, aż niemożliwe wydaje się być to, że ma on dopiero 22 lata! A jednak, playmaker Olympiakosu Pireus urodził się w roku 1987, choć dojrzałość jaką prezentuje na parkiecie nieczęsto jest spotykana wśród bardziej doświadczonych rozgrywających. Nie ma się jednak co dziwić, że pomimo młodego wieku, Teodosić fenomenalnie poradził sobie z rolą podstawowej jedynki w ekipie Serbii. W końcu już w roku 2006 odgrywał ważną rolę w FMP Żelezniku Belgrad, serbskiej "fabryce talentów", jak zwykło się mówić o tym klubie. Szybko zauważony przeniósł się do Olympiakosu, gdzie w zeszłym sezonie przebił się do pierwszej piątki. A w swoim koszykarskim portfolio ma jeszcze trzykrotne Mistrzostwo Europy do lat 16, 18 i 20, a także udział w EuroBaskecie seniorów dwa lata temu w Hiszpanii. Średnie 14,1 punktu i 5,2 asysty z turnieju w Polsce nie są więc dziełem przypadku, ale efektem pracy i talentu gracza.

8. Erazem Lorbek - Rewelacja turnieju, zawodnik, który okazał się kluczowy dla reprezentacji Słowenii. Nie Jaka Laković, nie Bostjan Nachbar, ale właśnie środkowy Regalu FC Barcelona był najważniejszym ogniwem w ekipie trenera Jure Zdovca. Kiedy jego zabrakło na parkiecie, Słowenia musiała uznać wyższość Serbii i pożegnała się z marzeniami o finale. Już w inauguracyjnym spotkaniu rzucił 19 oczek Wielkiej Brytanii zachowując przy tym stuprocentową skuteczność z gry (8/8), a potem było jeszcze lepiej. 17 oczek i 8 zbiórek zaaplikował Litwie, niesamowitą wszechstronnością wykazał się grając z Polską (20 punktów, 9 zbiórek i 5 asyst), a w ćwierćfinale przeciwko Chorwacji rzucił aż 27 punktów. Warto zwrócić uwagę, że przy wzroście 210 cm, Lorbek nie jest typem, bazującego na sile, muskularnie zbudowanego centra. Słoweniec wygląda raczej jak człowiek, który na parkiecie znalazł się przypadkiem i nie bardzo wie o co w tej grze chodzi. Do czasu, kiedy otrzyma dobre podanie pod koszem, albo na dystansie. Bo dzięki boiskowej inteligencji nie robi mu różnicy fakt, gdzie akurat się znajduje. Zawsze groźny na rywala, punktować potrafi z każdej pozycji. I to mimo, że ma dopiero 25 lat.

9. Fani z Litwy i Słowenii - Czym byłby ten turniej bez kibiców z tych dwóch państw? Owszem, polscy fani górowali nad tymi pierwszymi we Wrocławiu ilością, ale już nie jakością dopingu czy obecnością na innych spotkaniach. Litwini pokazali jak naprawdę powinno się kibicować - śpiewać, tańczyć, krzyczeć, słowem wspierać swój zespół nawet kiedy przegrywa wysoko. To samo zresztą czynili Słoweńcy. Gdyby nie oni, nikt w Warszawie nie zauważyłby obecności EuroBasketu, a Torwar świeciłby pustkami. Tymczasem fani z Bałkanów podczas spotkań praktycznie nie siadali na krzesła, a rytmiczne "Slo-ve-ni-ja" niosło się daleko poza ulicę Łazienkowską.

10. Ersan Ilyasova - Jeśli ktoś z ekipy tureckiej może wracać do domu z wysoko podniesioną głową, to tylko zawodnik Milwaukee Bucks. 22-letni (choć niektóre źródła twierdzą, że urodził się w roku 1984 w Uzbekistanie, a nie trzy lata później w Turcji) skrzydłowy wystąpił co prawda tylko w siedmiu meczach, lecz w każdym z nich był wiodącą postacią zespołu. Najlepsze spotkanie rozegrał przeciwko Serbii, rzucając 22 punkty i zbierając 11 piłek. Co ciekawe, przeciwko Bułgarii spędził na parkiecie raptem kwadrans, lecz nie przeszkodziło mu to w zdobyciu 16 oczek i 7 zbiórek. W obliczu chimerycznego i nieskoncentrowanego Hidayeta Turkoglu, był najjaśniejszą gwiazdą reprezentacji prowadzonej przez Bogdana Tanjevicia.

W subiektywnej dziesiątce wygranych Mistrzostw Europy 2009 zabrakło polskiego akcentu. Stało się tak z prostej przyczyny - "Biało-czerwonych" zabrakło w decydującej części EuroBasketu, bowiem swoją przygodę z turniejem zakończyli na fazie grupowej w Łodzi. Wśród dziennikarzy panowała powszechna opinia, że gdyby Polska miała więcej takich graczy, jak Marcin Gortat, zaszła by w imprezie dalej. I dlatego właśnie środkowy Orlando Magic zasługuje na wyróżnienie, choć nie znalazło się dla niego miejsce w TOP 10. Gortat, choć nie był podstawową strzelbą zespołu, średnio w każdym meczu notował 14,3 punktu (6. miejsce w rankingu strzelców). Jeszcze większą pracę wykonał jednak w defensywie. W cuglach wygrał klasyfikację zbiórek (przeciętnie 10,3 na spotkanie) oraz był drugi w blokach (2). Trzykrotnie uzyskał również double-double, a respekt może budzić zwłaszcza to z meczu przeciwko Litwie. Gortat zdobył wówczas 15 punktów i zebrał aż 17 piłek (drugi wynik mistrzostw).

W piątek zaprezentujemy listę dziesięciu największych przegranych EuroBasketu.

Komentarze (0)