Lider Kings, De'Aaron Fox wyrównał stan meczu na 7,1 sekundy przed jego zakończeniem, ale w ostatnim posiadaniu Lakers faul wymusił Dennis Schroder. Reprezentant Niemiec trafił dwa rzuty wolne i ustalił wynik na 136:134.
W końcówce działo się bardzo dużo. Gospodarze prowadzili jeszcze 132:130, ale wtedy pod kosz wbił się świetnie dysponowany LeBron James. Gwiazdor "Jeziorowców" oddał celny rzut, a przy tym był dodatkowo faulowany. Wykorzystał też rzut wolny, a jego Lakers znów byli na czele (133:132).
James w sobotnim meczu rzucił 37 punktów, do których dodał osiem zbiórek oraz siedem asyst. Podkoszowy Thomas Bryant zapisał przy swoim nazwisku 29 "oczek" i zebrał 14 piłek, wykorzystując 12 na 14 oddanych rzutów z pola, a Russell Westbrook miał 23 punkty i 15 asyst.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wielka feta w Buenos Aires!
- Zmierzamy w dobrym kierunku i uczymy się na naszych błędach. To wszystko, co przeszliśmy, na pewno zaprocentuje. Wiem, że sprawy zmierzają w dobrą stronę - tłumaczył w rozmowie z mediami trener Darvin Ham.
To był trzeci bezpośredni mecz tych drużyn w tym sezonie i dopiero pierwszy sukces Lakers. Drużyna z Los Angeles odniosła także już piąte zwycięstwo z rzędu i legitymuje się w tym momencie bilansem 19-21. Warto dodać, że wciąż wyłączony z gry jest kontuzjowany Anthony Davis.
Dla Kings, 34 punkty wywalczył Fox, który miał jeszcze rzut na zwycięstwo, ale nie trafił równo z syreną z połowy boiska.
Wpadka Golden State Warriors. Mistrzowie NBA po raz pierwszy w tym sezonie przegrali drugi mecz z rzędu na własnym parkiecie. Ostatnio równo z syreną ograli ich Detroit Pistons (119:122), teraz Warriors nie dotrzymali kroku Orlando Magic (101:115).
Jedynka draftu 2022, Paolo Banchero rzucił 25 punktów. Warriors uzyskali tylko 37,5-proc. skuteczności w rzutach z pola (33/88) i popełnili 16 strat. Co ciekawe, do składu mistrzów NBA po 15 meczach przerwy wrócił Andrew Wiggins, debiut w tym sezonie zaliczył też doświadczony Andre Iguodala. Pauzowali za to kontuzjowani Stephen Curry i Klay Thompson.
Zdziesiątkowani New Orleans Pelicans robili, co w ich mocy, ale nie dali rady pokonać w sobotę Dallas Mavericks. Teksańczycy wzięli rewanż za porażkę (111:113) z 26 października, wygrywając tym razem na własnym parkiecie 127:117.
Luka Doncić w 39 minut skompletował triple-double, już dziewiąte w tym sezonie (34 punkty, 10 zbiórek, 10 asyst), a środkowy Christian Wood zaaplikował rywalom 28 "oczek". W drużynie z Luizjany pauzowali liderzy: Zion Williamson, C.J. McCollum i Brandon Ingram.
Liderzy Chicago Bulls mają się za to świetne, DeMar DeRozan i Zach LaVine rzucili wspólnie 71 punktów, a ich drużyna pokonała Utah Jazz 126:118 i odniosła trzeci z rzędu, a w sumie 19. sukces w tym sezonie.
Wynik:
San Antonio Spurs - Boston Celtics 116:121 (30:33, 27:35, 32:25, 27:28)
(Collins 18, Jones 18, Richardson 18, Langford 14 - Tatum 34, Brown 29, Brogdon 23)
Chicago Bulls - New Orleans Pelicans 126:118 (28:24, 25:25, 31:40, 42:29)
(LaVine 36, DeRozan 35, Vucevic 15 - Markkanen 28, Agbaji 19, Clarkson 18)
Dallas Mavericks - New Orleans Pelicans 127:117 (34:15, 29:31, 34:35, 30:36)
(Doncić 34, Wood 28, Hardaway Jr. 18 - Valanciunas 25, Marshall 24, Jones 16)
Golden State Warriors - Orlando Magic 101:115 (29:28, 30:34, 23:30, 19:23)
(Lamb 26, Poole 21, DiVincenzo 15 - Banchero 25, F. Wagner 24, Anthony 16, Fultz 16)
Sacramento Kings - Los Angeles Lakers 134:136 (38:37, 35:36, 36:36, 25:27)
(Fox 34, Sabonis 25, Barnes 18 - James 37, Bryant 29, Schroder 27)
Czytaj także: Łączyński: Szewczyk jak starszy brat. Brakuje mi go [WYWIAD]
Nagły zwrot akcji! Śląsk zmienił zdanie po szokującej porażce