Kolejna porażka Suzuki Arki Gdynia w Energa Basket Lidze poniesiona w fatalnym stylu. Podopieczni Krzysztofa Szubargi - po pokonaniu Anwilu Włocławek - kompletnie osiedli na laurach i mocno rozczarowują. Gdynianie przegrali kolejno na własnym parkiecie z Kingiem, Czarnymi i w niedzielę z Arriva Twardymi Piernikami Toruń (87:99). W tych trzech spotkaniach żółto-niebiescy stracili łącznie aż... 289 punktów. To niedopuszczalne na tym poziomie, jeśli chce się odnosić zwycięstwa.
W niedzielnym spotkaniu o wszystkim zadecydowała pierwsza połowa, w której torunianie zdobyli aż 56 punktów, całkowicie dyktując warunki gry. Gdynianie byli bierni, mało zaangażowani i niechlujni. Nic się nie kleiło w grze podopiecznych Krzysztofa Szubargi. Goście robili, co chcieli z obroną gospodarzy, którzy się jedynie przyglądali.
- W pierwszej połowie nie było nas na boisku, po prostu się nie stawiliśmy. Graliśmy za miękko, za łatwo dawaliśmy rywalom dochodzić do pozycji rzutowych. Zaangażowanie było na bardzo niskim poziomie. Zacząłem nawet myśleć, czy to nie jest kryzys fizyczny, ale druga połowa pokazała, że to było błędne założenie - mówił po meczu wściekły Krzysztof Szubarga.
- To było najgorsze 20 minut w tym sezonie. Tak źle jeszcze nie graliśmy. To jest nieakceptowalne. Jeśli chcemy coś ugrać, nawet pojedyncze zwycięstwa, to po prostu nie możemy prezentować się w ten sposób - tłumaczył z kolei kapitan Bartłomiej Wołoszyn.
ZOBACZ WIDEO: Mróz, wichura, a on wspinał się w takim stroju. Hit sieci!
Po przerwie gra gdynian poprawiła się, koszykarze byli szybsi, bardziej zaangażowani, podejmowali też lepsze decyzje. Przewaga torunian zaczęła topnieć, w pewnym momencie wydawało się nawet, że gospodarze będą są w stanie odrobić wszystkie straty (największa różnica 23 pkt na początku III kwarty), ale finalnie to goście cieszyli się z czwartego zwycięstwa w tym sezonie.
Ostre słowa trenera
Szubarga nie krył złości na konferencji prasowej. Zrugał publicznie swój zespół po trzeciej porażce z rzędu w fatalnym stylu. Nie przebierał w słowach. Miał pretensje do niektórych zawodników (nie podał nazwisk, możemy się jedynie domyślać) o postawę w defensywie i "nabijanie statystyk" w ataku.
- W drugiej połowie zaczęliśmy odrabiać straty, bronić, grać w taki sposób, w jaki wcześniej zakładaliśmy. Byliśmy agresywni. Wszyscy zaczęli się ruszać trzy razy szybciej. To jest duży problem. Uważam, że jest to spowodowane tym, że niektórzy gracze oszczędzają się w obronie, by lepiej funkcjonować w ataku i robić statystyki. To niedopuszczalne, to jest chore! - szczerze przyznał.
"Ma pan pomysł jak to zmienić?" - zapytał go Miłosz Romański z "Gazety Wyborczej".
- Muszę mieć. Po to jestem trenerem tego zespołu. Mam już w głowie to, co zrobimy. Od tego zaczniemy. Trzeba przeprowadzić rozmowy z zawodnikami i przełożyć to na boisko - odpowiedział Szubarga.
Polski szkoleniowiec przed tym meczem zdecydował się na inne ustawienie. Po raz pierwszy w tym sezonie posadził na ławce rezerwowych najlepszego strzelca Jamesa Florence'a, jego miejsce w pierwszej piątce zajął Amerykanin D.J. Fenner. Eksperyment się nie udał. Dlaczego w ogóle do niego doszło?
- Stwierdziliśmy, że obrona rywali w poprzednich meczach była mocno skupiona na Jimmym i chcieliśmy to po prostu nieco zmienić. Dla samego zawodnika nie ma to różnicy, czy jest starterem czy wychodzi z ławki rezerwowych. Zawsze daje swoją jakość - przyznał trener Arki.
Gdynianie w kolejnym spotkaniu grają bardzo indywidualnie w ataku, słabo dzielą się piłką. Muszą polegać przede wszystkim na izolacyjnych akcjach. Duet Florence-Fenner oddał w tym meczu aż 29 rzutów. Ten odpowiedni rytm jest zaburzony. Trener Szubarga twierdzi, że to efekt niewłaściwych decyzji jego podopiecznych. Brak otwartych pozycji jest wynikiem zbyt długiego kozłowania piłki przez niektórych zawodników.
- To jest kolejny mecz, w którym mamy małą liczbę asyst. Nie potrafimy kreować pozycji, cały czas za długo kozłujemy piłkę, jesteśmy spóźnieni o sekundę i dwie, przez co nie ma tych pozycji. Musimy wrócić do podstaw koszykówki. U nas to mocno szwankuje - zaznaczył.
"Czy problemem nie jest fakt, że ma pan zbyt wąską rotację? Może transfer by pomógł?" - zapytaliśmy Szubargę na konferencji prasowej. W składzie nie ma już bowiem Jordana Harrisa (klub rozwiązał z nim umowę), Michała Samsonowicza czy Kacpra Marchewki.
- Cały czas mamy problemy. Jak nie choroby, to kontuzje. Na palcach jednej ręki można policzyć mecze, w których zagraliśmy w pełnym składzie. Gdy DJ Fenner spadł za pięć fauli, to była jeszcze nadzieja, że możemy odrobić straty. Chciałem wpuścić na parkiet gracza rzucającego, a tego... po prostu nie było. Będę rozmawiał w kwestii transferów z prezesem klubu - odpowiedział.
- Mamy nad czym myśleć, trzeba wyciągnąć wnioski. Na pewno - za tydzień w poniedziałek - zobaczycie inną twarz Arki Gdynia - zadeklarował z kolei kapitan Wołoszyn.
Nad gdynianami i trenerem Szubargą zbierają się ciemne chmury. Jeszcze niedawno mówiono o tym, że zespół ma realną szansę powalczyć o fazę play-off. Teraz nikt już o tym nie wspomina, bo niebezpiecznie blisko zbliżyła się strefa spadkowa (Arka ma bilans 6:11). Słyszymy, że ludzie zarządzający klubem i sponsorzy są mocno zaniepokojeni całą sytuacją. Kolejne dni w Gdyni będą z pewnością bardzo nerwowe, mogą zapaść istotne decyzje kadrowe. Następne spotkanie żółto-niebiescy rozegrają u siebie z MKS-em Dąbrowa Górnicza (mecz 30 stycznia).
Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Kto ma Polaków, ten ma wyniki? Jest wyraźny lider
Łączyński: Szewczyk jak starszy brat. Brakuje mi go [WYWIAD]
Polak zrobił show, trafi do kadry? "Wart miliona złotych!"
Żenujące sceny po meczu. "Nie ma jedzenia, jest tylko alkohol" [OPINIA]