Starcie z Łodzią dla Pruszkowa - relacja z meczu Znicz Basket - ŁKS

Pełen zwrotów akcji mecz obejrzeli kibice w Pruszkowie. Po nerwowej końcówce Znicz Basket pokonał ostatecznie ŁKS Łódź 78:74, choć na początku pierwszej kwarty prowadził już różnicą piętnastu punktów. W zespole gości na parkiecie pojawili się Jakub Dłuski i Piotr Trebka, którzy zmagają się z kontuzjami.

Od początku przygotowań do sezonu kontuzje są głównym problemem ŁKS-u Łódź. Z tego powodu asystentowi Radosława Czerniaka, Piotrowi Zychowi momentami brakowało dziesięciu koszykarzy do treningów, a w sparingach drużyna zmuszona była grać siódemką koszykarzy.

- W takim zestawieniu personalnym, jakim zagraliśmy w Pruszkowie, trenujemy dopiero od połowy tygodnia, gdyż wcześniej z powodu licznych kontuzji nie było ku temu okazji. Dopiero trzy dni temu do zespołu wrócił Jakub Dłuski, a kilka dni wcześniej Piotrek Trepka - tłumaczy skrzydłowy ŁKS-u, Bartłomiej Szczepaniak.

Dłuski w meczu ze Zniczem Basket wyszedł jednak w pierwszej piątce i był drugim obok Dariusza Kalinowskiego młodzieżowcem w łódzkim zespole. Gospodarze rozpoczęli spotkanie od mocnego uderzenia. Po 7 minutach grając szybko i na dobrej skuteczności prowadzili już różnicą piętnastu punktów (27:12). Wówczas gra zespołu z Mazowsza się jednak załamała.

- Przestaliśmy grać swoją koszykówkę, Przy wysokim prowadzeniu zaraz na początku meczu niepotrzebnie zaczęliśmy zwalniać. Stąd wzięły się nasze kłopoty - analizował trener Znicza Basket, Roman Skrzecz.

Dzięki roszadą w wyjściowym składzie ŁKS zaczął odrabiać straty, a na koniec pierwszej połowy wyszedł na jednopunktowe prowadzenie (39:38). Łącznie z początkiem trzeciej kwarty miejscowi stracili wówczas 17 punktów pod rząd. - Wszystko zaczyna się od obrony, a my w pierwszej kwarcie graliśmy w niej źle. Dlatego decydowałem się na zmiany, którzy przyniosły pożądany skutek. Rezerwowi odrobili straty i mecz się wyrównał - mówił szkoleniowiec ŁKS-u Radosław Czerniak.

Na początku drugiej połowy Znicz Basket zaczął jednak bronić strefą, z którą przez dłuższy czas nie potrafili sobie poradzić przyjezdni. Trener Łodzian dokonywał różnych zmian, ale cały czas na parkiecie trzymał doświadczonego Bartłomieja Szczepaniaka. 28-letni zawodnik zaczął to spotkanie jako rezerwowy, ale po wejściu na parkiet już z niego nie zszedł. W całym spotkaniu grający na pozycji skrzydłowego zawodnik rzucił 20 punktów i jako jedyny grał na obwodzie na przyzwoitej skuteczności (5/9 za 3). - Musieliśmy bronić strefą, bo Marcin Ecka miał do przerwy już 4 przewinienia, a Dominik Czubek 3. Przy takiej obronie szansa, że popełnią kolejne była mniejsza - wyjaśniał trener Skrzecz.

Pruszkowianie przy takiej obronie powrócili szybko na prowadzenie i nie oddali już go do samego końca. W końcówce goście mieli jeszcze szansę na zmianę niekorzystnego dla siebie rezultatu, ale przy pięciopunktowej stracie Kacper Kromer nie trafił dwóch rzutów wolnych, a Dariusz Kalinowski z dogodnej pozycji nie trafił do kosza. - To są młodzi gracze. Naturalną koleją rzeczy jest to, że w meczach wyjazdowych mają huśtawkę formy. Gdybyśmy rzucali z większą wiarą i większa odpowiedzialnością to ten mecz był do wygrana. Gospodarzom mocno przysłużył się atut własnej hali. Trafili kilka nieprawdopodobnych rzutów - dodał Czerniak.

Asystent Muliego Katzurina miał na myśli rzut najskuteczniejszego strzelca całego spotkania Tomasza Briegmanna (22 pkt i 3 zbiórki), który trafił z dystansu niemal z zerowego kąta. - Muszę się przyznać, że ten rzut mi nie wyszedł. Piłka pod dobrym kątem odbiła się jednak od deski i wpadła do kosza. To było szczęście - przyznał środkowy Znicza Basket.

MKS Znicz Basket Pruszków - ŁKS Sphinx Petrolinvest Łódź 78:74 (27:18, 11:21, 23:16, 17:19)

Znicz: T. Briegmann 22 (3x3), G. Malewski 17 (2x3), G. Radwan 13 (1x3), M. Ecka 11 (1x3), M. Aleksandrowicz 10 (1x3), D. Czubek 5 (1x3), M. Matuszewski 0, J. Czech 0, A. Bajer 0, B. Piotrowski 0.

ŁKS: B. Szczepaniak 20 (5x3), J. Dłuski 13, K. Kromer 10, D. Wall 10 (1x3), T. Pisarczyk 10, D. Kalinowski 5 (1x3), P. Trepka 4, M. Krajewski 2, F. Kenig 0.

Źródło artykułu: