Krzysztof Szubarga: Chciałbym tak grać w każdym meczu

18 punktów przewagi w połowie trzeciej kwarty mogło pójść na marne, gdyby w końcówce Anwil Włocławek nie zachował więcej zimnej krwi od rywala. Ostatecznie włocławianie pokonali ekipę Trefla Sopot 81:72, a najlepszy na parkiecie był Krzysztof Szubarga, który specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl ocenia to spotkanie.

Jacek Seklecki
Jacek Seklecki

Anwil Włocławek pokonał w drugiej kolejce Polskiej Ligi Koszykówki zespół Trefla Sopot 81:72. Nie byłoby tego zwycięstwa, gdyby nie świetna postawa rozgrywającego włocławian, Krzysztofa Szubargi. Polski koszykarz zdobył w całym meczu 18 punktów, 7 zbiórek, 7 asyst i 4 przechwyty. - Całe wakacje przepracowałem z kadrą, więc czuję się pewny. Chciałbym grać tak w każdym meczu, ale to drużyna gra, a nie pojedynczy zawodnik. Nie ważne, czy pierwsze punkty zdobędę ja, czy ktoś inny. Ważne, żebyśmy dobrze grali jako zespół, punktowali jako zespół i na końcu, abyśmy to my okazywali się lepsi - tłumaczy Szubarga.

I rzeczywiście w Anwilu zagrała cała drużyna. Szubarga był tylko dyrygentem, który świetnie rozdzielał piłki, napędzał kontrataki, albo decydował się na skuteczne wejścia pod kosz, gdy były potrzebne pewne punkty Anwilowi. - U nas wszyscy potrafią zdobywać punkty. Jeżeli tylko któryś z nas ma odrobinę wolnego miejsca to rzuca i po prostu trafia, a przez to obrona rywali nie może skupić się tylko i wyłącznie na pojedynczych zawodnikach, ponieważ zawsze inni może punktować - mówi koszykarz.

Włocławianie już w pierwszej połowie wypracowali sobie kilkanaście punktów przewagi, którą po przerwie jeszcze powiększyli. W pewnym momencie zatracili jednak pewność siebie, a rywale w przeciwieństwie do pierwszych dwudziestu minut zaczęli trafiać do kosza ze skutecznością lepszą, niż czynili to wcześniej. To sprawiło, że nie tylko odrobili 18 punktów straty do Anwilu, ale także na trzy i pół minuty przed końcem meczu wyszli na prowadzenie 67:66.

- W trzeciej kwarcie zagraliśmy bardzo słabo. Nie byliśmy wystarczająco skoncentrowani, a także przestaliśmy grać w defensywie tak dobrze, jak robiliśmy to w pierwszej połowie. Pozostawianie strzelców Trefla na wolnych pozycjach skutkowało tym, że mieli dużo łatwych rzutów i dlatego nas doszli. Sopocianie trafiali nawet rzuty z ręką na twarzy i dzięki temu wyszli na prowadzenie. Graliśmy jednak do końca i wygraliśmy całe spotkanie - komentuje rozgrywający Anwilu.

- Na pewno goście wyszli po przerwie bardziej zmobilizowani. Jak przegrywa się w pierwszej połowie to w głowie jest tylko myśl, aby wyjść z szatni i walczyć, aby wygrać mecz. Pozwoliliśmy oddać Treflowi kilka łatwych rzutów przez co oni uwierzyli, że mogą zwyciężyć na naszym boisku. W takiej chwili gra się zdecydowanie łatwiej - dodaje najskuteczniejszy zawodnik zwycięskiego zespołu.

Utrata tak dużej przewagi wskazuje na to, że przed brązowym medalistą z poprzedniego sezonu jeszcze długa droga do uzyskania optymalnej dyspozycji. Każdy popełniał większe lub mniejsze błędy. - Co mi po tych statystykach, jak na 50 sekund przed końcem przy wyniku na styku nie trafiam osobistych. Całe szczęście, że wygraliśmy to spotkanie, ale rzuty wolne po prostu trzeba trafiać - przyznaje z ulgą Szubarga.

Kolejny mecz Anwil rozegra już w sobotę w Poznaniu przeciwko niepokonanemu do tej pory PBG Basketowi Poznań. Co zrobić, aby unikną takich momentów, jak ten z trzeciej kwarty? - Nie możemy grać tak jak w trzeciej i czwartej kwarcie, że po zbiórce w ataku oddajemy szybkie rzuty. Piłkę trzeba wycofać i od nowa ustawić konkretną zagrywkę. Mieliśmy dużo takich akcji, w których było sporo chaosu i właśnie te błędy trzeba eliminować - kończy Krzysztof Szubarga.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×