Theodore Scott: Będę w swoim żywiole

Początek sezonu dla Sportino Inowrocław jest póki co kompletnie nieudany. Drużyna przegrała trzy spotkania i zarząd postanowił ukarać finansowo większość graczy. Sankcje ominęły Amerykanina Theodore Scotta, gdyż on jest jednym z niewielu zawodników, którzy nie mają sobie nic do zarzucenia. Koszykarz notuje średnio 22 punkty w każdym meczu i z nadzieją patrzy w przyszłość, poczynając od sobotniego meczu z Anwilem.

Trener Mariusz Karol lubi budować zespoły przez siebie prowadzone w oparciu o koszykarzy amerykańskich. Tak było w Starogardzie Gdańskim, Kwidzynie, Kołobrzegu czy jeszcze wcześniej w Zgorzelcu albo Krakowie. Nic więc dziwnego, że podstawowym strzelcem obecnej drużyny szkoleniowca, Sportino Inowrocław jest także Amerykanin - Theodore Scott.

Mierzący 188 cm wzrostu koszykarz to klasyczny combo-guard, który prowadząc akcje ofensywne, częściej szuka dogodnych pozycji dla siebie, niż kreuje atak zespołu. I choć trzeba mu oddać, że średnia 22 punktów w każdym meczu to wynik budzący respekt, zawodnik póki co nie potrafi przełożyć swoich zdobyczy na wygrane drużyny. - Kiedy patrzę w statystyki po każdy meczu, nie czuję się dobrze. Widzę, że rzuciłem sporo punktów, ale przegraliśmy, więc moje osiągnięcia nie mają żadnego znaczenia. Nie wykonałem dobrze swojej pracy, bo mój zespół przegrał - komentuje obecną sytuację Amerykanin.

Sportino, choć dysponuje bardzo ciekawym składem, jednym z najsilniejszych w historii klubu, początek sezonu miało fatalny. W trzech meczach zespół nie zanotował żadnej wygranej, choć dwa z nich rozgrywane były w Inowrocławiu. - Nie wiem co się dzieje. W okresie przedsezonowym wszystko wyglądało dobrze, a nagle zderzyliśmy się z rzeczywistością - mówi Scott, zaś poproszony o bardziej szczegółową analizę stwierdza - Myślę, że problem leży w dwóch rzeczach. Po pierwsze, cały czas próbujemy złapać właściwy rytm, bo wszystko zadziała dobrze tylko wtedy, gdy każdy z nas będzie nadawał na tych samych falach. Musimy sobie zaufać i czuć siebie nawzajem na parkiecie. Druga przyczyna naszych porażek wynika właśnie z tego braku rytmu, a jest nią słaba obrona i zbiórki - zdradza zawodnik.

Szczególnie to ostatnie zdanie może wywołać zdziwienie, wszak Sportino dysponuje jednym z najwyższych, jeśli nie najwyższym duetem graczy podkoszowych w lidze w postaci Rafała Bigusa (215 cm) i Saniego Ibrahima (209), a w obwodzie pozostaje jeszcze Artur Robak (209). - To oczywiście nie jest tylko ich wina, że przegrywamy zbiórki - mówi Scott, zaznaczając po chwili - To wina wszystkich, bo nie ma przecież przepisu, który zabraniałby zbierać piłkę z tablicy skrzydłowym czy obrońcom. Zastawiać powinna cała piątka, która akurat przebywa na parkiecie.

I choć należy mieć nadzieję, że w niedługim czasie Sportino jako zespół będzie funkcjonować lepiej, trudno oprzeć się wrażeniu, że jeśli forma nie nadejdzie natychmiast, drużyna znajdzie się w bardzo trudnej sytuacji. Przed inowrocławianami bowiem trzy spotkania z czołówką ligi, zaczynając już od sobotniego starcia z Anwilem Włocławek. - Nie znam ich zawodników, nawet moich rodaków, ale mogę powiedzieć jedno: oni są naprawdę dobrzy! Mimo to wierzę, że te trzy porażki to tylko przykry wypadek przy pracy i w ten weekend rozpocznie się nasz marsz po zwycięstwa. W końcu po to ciężko trenujemy, by miało to jakieś odzwierciedlenie w meczach o punkty - wyjaśnia Scott.

W zespole z Inowrocławia znajduje się jeden rodowity włocławianin, Maciej Raczyński, który w przeszłości grał w Anwilu. - Jeszcze nie z nim rozmawiałem o tym, co nas czeka, ale im bliżej meczu, tym większe prawdopodobieństwo, że utniemy sobie miłą pogawędkę na ten temat - śmieje się Amerykanin, po czym poważnieje - Wiem tylko, że fani obu zespołów nie lubią się nawzajem, a spora grupa naszych kibiców szykuje się na ten wyjazd, więc atmosfera będzie naprawdę gorąca. A to oznacza jedno - będę w swoim żywiole, bo kocham grać w meczach takich jak te. To dla mnie wyzwanie, któremu zawsze stawiam czoło - kończy najlepszy strzelec Sportino.

Komentarze (0)