1. kolejka Euroligi: zwycięstwa debiutantów, niespodzianka w Belgradzie

Najciekawsze spotkanie czwartkowej części 1. kolejki Euroligi obejrzeli kibice zgromadzeni w Moskwie, gdzie absolutny debiutant tych rozgrywek, Khimki pokonał faworyzowany i naszpikowany gwiazdami Real, choć potrzebował do tego dogrywki. Zwycięstwo odniósł inny beniaminek - Lietuvos Rytas, który pokonał Efes Pilsen. Niespodzianką zakończył się mecz w Belgradzie, skąd dwa punkty wywiozła Unicaja, a planowe zwycięstwa odniosły ekipy Panathinaikosu oraz Lottomatiki.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Choć przed ostatnią fazą meczu pomiędzy mistrzem Litwy a mistrzem Turcji, zespół Ergina Atamana miał do gospodarzy szesnaście oczek straty, nie zamierzał złożyć broni. Ponownie dał o sobie znać dobrze dysponowany tego dnia Shumpert Preston i Efes zmniejszył dystans do Lietuvosu Rytas do dziewięciu oczek. Po chwili jednak zakontraktowany przed kilkoma dniami Martynas Gecevicius rzucił swoją piątą w tym spotkaniu trójkę (21 punktów w całym meczu) i zrobiło się 71:55. Goście starali się jeszcze walczyć, lecz na przechylenie szali na swoją korzyść zabrakło już czasu. - Mamy bardzo dobry zespół, ale tylko na papierze i nie umiemy tego przełożyć na parkiet. Podejrzewam, że moi koszykarze spojrzeli na skład Lietuvosu przed meczem i stwierdzili, że to będzie spacerek. Taka lekcja pokory nam się przyda - grzmiał po spotkaniu trener Efesu Pilsen. W zupełnie innym nastroju był za to Rimas Kurtinaitis. - Jestem bardzo szczęśliwy, że tak zaczynamy naszą przygodę z Euroligą i mam nadzieję, że to nie ostatnie zwycięstwo, bo jesteśmy głodni wygrywania. Trochę martwiłem się przed meczem jak to będzie, ale jak widać - na wyrost - stwierdził Litwin. W jego zespole najlepszym graczem był Gecevicius, ale brawa należą się również rozgrywającemu Bojanowi Popoviciowi, który do 11 punktów dodał 10 asyst. Dla Efesu najwięcej oczek zdobył wspomniany Shumpert.

Lietuvos Rytas Wilno - Efes Pilsen Stambuł 77:70 (21:16, 17:9, 24:21, 15:24)
(Gecevicius 21 (5x3), Zavackas 15 (2x3, 6 zb.), Baynes 14 (6 zb.), Popović 11 (10 as.) - Shumpert 12 (2x3), Rakocević 11 (2x3), Smith 10 (2x3))

Po pierwszej połowie Partizan Belgrad wygrywał z Unicają Malaga dziewięcioma punktami, na sześć minut przed końcem - ośmioma (59:51), lecz ostatecznie niespodziewanie lepsi okazali się goście. - Nareszcie mogę się uśmiechnąć po meczu. Druga połowa to nasze najlepsze dwadzieścia minut w tym sezonie. Zagraliśmy tak, że Partizan nie był w stanie wytrzymać intensywności, którą narzuciliśmy - cieszył się trener Aito Garcia Reneses. Ostatnie kilka minut jego podopieczni wygrali 21:5, czego wielka zasługa Joela Freelanda. Brazylijczyk w tej części meczu zdobył 13 ze swoich 19 oczek i zapewnił swojej drużynie zwycięstwo, notabene, pierwsze w sezonie. Gospodarze tymczasem w końcówce spotkania zupełnie stanęli w miejscu i nie potrafili rozegrać skutecznie żadnego ataku. - Byliśmy bardzo blisko, ale popełniliśmy zbyt wiele strat. Jak co rok, tak i teraz początki są dla nas trudne, bo do pierwszego zespołu weszło kilku bardzo młodych graczy. Oni muszą nauczyć się co to jest presja i jak sobie z nią radzić, a zwycięstwa przyjdą same - tłumaczył spokojnie na konferencji prasowej trener Dusko Vujosević, choć miał oczywiste powody by wyładować całą złość. Najlepszym graczem w serbskiej ekipie okazał się Amerykanin Bo McCalebb, który do 15 punktów dodał jeszcze pięć asyst.

Partizan Belgrad - Unicaja Malaga 64:72 (25:19, 16:13, 11:17, 12:23)
(McCalebb 15 (1x3, 5 as.), Dekić 10 (2x3), Vesely 9 (1x3) - Freeland 19 (1x3), Printezis 16, Welsch 9)

W połowie trzeciej kwarty na tablicy wyników w hali Palalottomatica widniał rezultat 45:40 dla Lottomatiki i nic nie wskazywało na łatwe zwycięstwo gospodarzy. Tymczasem kolejne pięć minut podopieczni Nando Gentile wygrali 21-3, więc przed ostatnią odsłoną prowadziła różnicą 23 oczek. I choć hiszpańska drużyna zmniejszyła jeszcze straty do siedmiu punktów, Ibrahim Jaaber oraz Kennedy Winston zapewnili zwycięstwo rzymskiej drużynie. Obaj zdobyli po 18 oczek, zaś trzeci Amerykanin Andre Hutson - 14. - Nie odkryję Ameryki, gdy powiem, że kluczowe dla losów spotkania było te kilka minut w trzeciej kwarcie. Wówczas pokazaliśmy kawałek dobrej koszykówki. Nie jestem jednak zadowolony z tego, że równie szybko straciliśmy prawie całą wypracowaną przewagę w kolejnych akcjach. To dowodzi, że mamy jeszcze nad czym pracować - mówił na konferencji prasowej trener Lottomatiki. Nieco inne zdanie miał oczywiście szkoleniowiec Caji Laboral, Dusko Ivanović. - Naprawdę fatalnie zagraliśmy pod koniec trzeciej kwarty. I choć gdy przekazałem moim graczom kilka cierpkich słów podczas krótkiej przerwy, zaczęli grać lepiej, to jednak zabrakło nam czasu i sił by wygrać. Cóż, przed nami kolejne spotkania a o tym musimy jak najszybciej zapomnieć. W jego zespole nieźle zaprezentował się jedynie duet Mirza Teletović - Tiago Splitter, który rzucił do spółki 34 punkty. Na ekipę gospodarzy to jednak tego wieczora było za mało.

Lottomatica Rzym - Caja Laboral Baskonia 77:65 (17:15, 20:17, 27:11, 13:22)
(Jaaber 18 (6 as., 5 zb.), Winston 18 (2x3), Hutson 14 - Splitter 17 (9 zb.), Teletović 17 (3x3), English 8 (2x3), San Emeterio 8 (2x3, 10 zb.))

Nadspodziewanie dobrze radziło sobie Armani Jeans Mediolan w starciu z obrońcą tytułu, Panathinaikosem Ateny, lecz tylko do przerwy. Po zmianie stron goście przejęli inicjatywę na parkiecie, aczkolwiek długo nie mogli wyjść na większe, niż trzy-czteropunktowe prowadzenie. Dopiero dobra gra tercetu Vasileos Spanoulis - Efstratios Perperoglou - Dimitris Diamantidis (ogółem 43 punkty) w końcówce spotkania przesądziła o losach spotkaniach, a podobać się mógł zwłaszcza ten trzeci. Najlepszy defensor poprzedniego sezonu dwukrotnie przechwycił piłkę i zdobył siedem punktów z rzędu, trafiając m.in. bardzo ważną trójkę. Stan meczu próbował zmienić jeszcze najskuteczniejszy w zespole mediolańskim Jonas Maciulis (12 oczek), lecz jego rzuty nie dochodziły celu. - Powinniśmy być bardziej efektywni w ostatniej części spotkania, choć i tak zagraliśmy lepiej, niż ostatnio w lidze. Punktem zwrotnym okazała się strata, po której straciliśmy trzy punkty. Trafił chyba Diamantidis - tłumaczył po końcowym gwizdku trener Pierro Bucchi, podczas gdy jego vis-a-vis na ławce Panathinaikosu, Żeljko Obradović wyjaśniał - Spodziewaliśmy się ciężkiego meczu, tym bardziej, że był to dla nas pierwszy pojedynek w sezonie. Mieliśmy sporo problemów w trakcie zawodów, długo szukaliśmy właściwego rytmu i choć nie graliśmy źle, wiele elementów, jak nie wszystkie wymagają pracy i poprawy.

Armani Jeans Mediolan - Panathinaikos Ateny 67:75 (22:21, 16:14, 14:21, 15:19)
(Maciulis 12 (2x3), Finley 11 (5 zb.), Acker 9 (1x3, 5 zb., 4 as.), Rocca 9 - Spanoulis 19 (3x3, 5 as.), Peković 17 (6 zb.), Perperoglou 13 (1x3), Diamantidis 11 (1x3, 4 as.))

W pojedynku dwóch najbardziej utytułowanych włoskich trenerów, Sergio Scariolo i Ettore Messiny lepszy okazał się ten pierwszy, choć prowadzony przez niego zespół, Khimki Moskwa, potrzebował dogrywki by uporać się z faworyzowanym Realem Madryt. Dla galaktycznego zespołu zbudowanego za wielkie pieniądze jest to więc pierwsze potknięcie w sezonie. Nie pomogła im nawet fantastyczna gra litewskiego duetu Ksystof Lavrinović - Rimantas Kaukenas, który do spółki uzyskał aż 54 z 81 punktów drużyny. Co ciekawe, gospodarzy do zwycięstwa nad hiszpańskim zespołem poprowadził... Hiszpan Carlos Cabezas, który zdobył 20 punktów. Cichym bohaterem spotkania został Kelly McCarty, przechwytując piłkę na 1,3 sekundy przed końcem meczu i zapewniając tym samym historyczną wygraną beniaminkowi z Rosji. - Gratuluję moim zawodnikom pierwszego zwycięstwa w Eurolidze. To nie był łatwy mecz, ale wtedy, gdy trzeba było grać najważniejsze akcje, mój zespół stanął na wysokości zadania - chwalił swoich podopiecznych trener Scariolo. Jego rodak zachowywał spokój i szukał przyczyny porażki. - Kiedy ważyły się losy spotkania, nie trafialiśmy wolnych i daliśmy się zablokować trzy razy. To za dużo. Cała drużyna jest odpowiedzialna za tą porażkę - odpowiedział dyplomatycznie Messina.

Khimki Moskwa - Real Madryt 84:81 po dogrywce (17:14, 22:18, 14:20, 19:20, 12:9)
(Cabezas 20 (1x3), Javtokas 11 (8 zb.), Langford 12 (2x3), McCarty 11 (1x3), Jankunas 10 (2x3, 11 zb.), Mozgov 10 (6 zb.) - Lavrinović 32 (2x3, 11 zb.), Kaukenas 22 (2x3))

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×