W sobotnie popołudnie ani własna hala, ani ostatnie występy, nie miały znaczenia, choć trener gospodyń, José Ignacio Hernández, próbował tłumaczyć swoje zawodniczki męczącym występem w Salamance. Żadne to jednak dla nich usprawiedliwienie, bo wygrała drużyna, która dziś była po prostu lepsza.
Sam mecz stał na bardzo wysokim poziomie. Już zresztą pierwsza kwarta dostarczyła dużo emocji. Wiślaczki zdecydowanie wygrywały w niej bitwę o tablicę, z kolei zawodniczki Lotosu doskonale trafiały z dystansu. Brylowała w tym zwłaszcza Shameka Christon, która w całym spotkaniu popisała się pięcioma takimi rzutami. I to gdynianki jako pierwsze osiągnęły znaczącą przewagę (10:5), ale trzypunktowa akcja Janell Burse i punkty Marty Fernández szybko dały remis. Na parkiecie trwała walka, jakiej nie powstydziłyby się najlepsze kluby Europy, a o wyrównanym przebiegu gry niech świadczy wynik. Po dziesięciu minutach było 24:24.
W II kwarcie to Lotos zyskał w końcu przewagę, a po trafieniu Ivany Matović prowadził 40:35, by ostatecznie wygrać pierwszą połowę 44:41. Przynajmniej wtedy wydawało się, że największym problemem gości mogą być faule. Aż trzy miała na swoim koncie Magdalena Leciejewska, która "złapała" je zresztą bardzo szybko. Gdynianki dotrwały jednak ze swoimi wysokimi zawodniczkami do samego końca.
Trzecią odsłonę gry znów lepiej zaczął Lotos. Kolejna "trójka" Christon dała prowadzenie 47:41, ale wtedy do pracy mocniej wzięły się wiślaczki. Szybkie i dokładne akcje i po punktach Eweliny Kobryn, na 16 minut przed końcem meczu, to Wisła prowadziła 55:54. A zaraz potem, dzięki punktom Fernández, odskoczyła na 58:54.
Po meczu trener Wisły przyznał, że był to decydujący moment spotkania, bo w odpowiedzi z dystansu znów trafiła Christon i na nic zdał się podobny rzut Liron Cohen. Wprawdzie wiślaczki prowadziły 61:57, ale po chwili znów bliższy końcowego sukcesu był Lotos. Świetnie pod kosz weszła Paulina Pawlak, która rzuciła "z faulem". Dodała więc jeszcze punkt z osobistych, i na 2 minuty i 20 sekund przed końcem kwarty wyprowadziła swój zespół na prowadzenie 65:64. Nerwowa końcówka tej części gry nie dała już punktów nikomu i o wszystkim zadecydować miała kwarta IV.
Tą o wiele lepiej zagrały gdynianki, które po trafieniach Leciejewskiej oraz dwóch celnych rzutach Emiliji Podrug, na 7 minut do końcowej syreny, prowadziły 71:64. Wprawdzie krótką nadzieję daje jeszcze Wiśle Fernández, która doprowadza do stanu 73:70 dla gdynianek, ale nie trafia swojego dodatkowego rzutu osobistego, a chwilę później wyraźnie zagapiła się po podaniu od Cohen.
Ostatecznie bohaterką zostaje Ivana Matović, która zdobywa dla Lotosu ostatnie pięć punktów w meczu, przy żadnym Wisły.
Gdyński zespół wygrywa więc w Krakowie, wygrywa zasłużenie, a że jedna i druga drużyna jeszcze wzmocnią swoje składy, to spodziewać się można, że bieżący sezon może być wyjątkowo emocjonujący. Na razie w koszykarskiej rywalizacji Krakowa z Gdynią mamy remis 1:1 i możemy być pewni, że ciąg dalszy nastąpi.
Wisła Can-Pack Kraków - Lotos Gdynia 70:78 (24:24, 17:20, 23:21, 6:13)
Wisła Can-Pack: Fernández 23 (1x3, 4 as., 2 prz.), Kobryn 19 (8 zb.), Cohen 10 (2x3), Burse 10, Majewska 8 (1x3, 4 bl.), Wielebnowska 0, Zohnová 0 (2 prz.), Gburczyk 0.
Lotos: Christon 21 (5x3), Matović 16 (1x3, 8 zb.), Pawlak 12 (2x3, 7 as., 3 prz.), Phillips 12 (1x3), Podrug 8, Leciejewska 7, Sosnowska 2, Tomiałowicz 0, Jujka 0.