Problemów Śląska ciąg dalszy. W środowym spotkaniu przeciwko Ratipharmowi Ulm nie zagrał jeszcze pozyskany ostatnio Kendale McCullum, a także dwaj ważni Polacy - Jakub Nizioł i Daniel Gołębiowski. Mimo tego wrocławianie zaprezentowali się wprost świetnie w spotkaniu z urzędującym mistrzem Niemiec.
Od samego początku podopieczni Olivera Vidina grali naprawdę dobrze i nie dawali rywalom się rozpędzić. Po pierwszej kwarcie tracili do gospodarzy trzy "oczka" i taki stan rzeczy utrzymywał się także w drugiej odsłonie. Śląsk wyszedł zresztą w tej części ze sporych tarapatów, bo przegrywał już 35:47, ale wtedy Artsiom Parakhouski dał sygnał do ataku. Najmocniej wsparł go Dusan Miletić, który zakończył pierwszą połowę akcją 2+1 i wicemistrzowie Polski przegrywali tylko 46:49.
Po zmianie stron wrocławianie zagrali wprost koncertową kwartę. Na prowadzenie 62:60 przyjezdnych wyprowadził Hassani Gravett. Mistrzowie Niemiec jeszcze starali się odpowiedzieć, bo dobry fragment miał George De Paul, ale w ciągu ostatnich 90 sekund tej części Śląsk zadał gospodarzom wiele bolesnych ciosów. Kilka z nich wyprowadził Michał Sitnik, który wobec nieobecności podstawowych zawodników, otrzymał w tym meczu od trenera Vidina aż 20 minut, w trakcie których zdobył 12 punktów i miał 6 zbiórek.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gwiazdor futbolu pokazał klasę. Tak zachował się po porażce
To zatem m.in. dzięki niemu po trzydziestu minutach goście prowadzili 77:64. I wtedy nadeszła ostatnia kwarta, która zmieniła wszystko. Wicemistrzowie Polski pokusili się niejako o powtórkę z niedawnego meczu ze Startem Lublin, gdzie także totalnie pogubili się w końcówce. W Ulm Śląsk dał Ratiopharmowi popisać się serią 15:0 i wyjść na prowadzenie 79:77. Wydawało się wtedy, że odpowiedzi już nie będzie, ale jednak wrocławianie walczyli.
Mimo że na minutę przed końcem ostatniej kwarty było 92:86, gospodarze potrzebowali dogrywki, by ograć wrocławian. Trójkę trafił Łukasz Kolenda, na linii wolnych nie mylili się Sitnik i Parakhouski i Śląsk cały czas był w grze. I choć świetnie w tym starciu prezentował się wspomniany już Kolenda (zdobył 29 punktów, z czego piętnaście rzutami za trzy), to właśnie on popełnił w dogrywce dwie bardzo bolesne straty, które - jak się finalnie okazało - mocno przyczyniły się do ostatecznej porażki.
Ratiopharm Ulm - WKS Śląsk Wrocław 108:103 (25:22, 24:24, 15:31, 30:17, d. 14:9)
Ratiopharm:
Karim Jallow 23, Dakota Mathias 16, Trevion Williams 16 (11 zb.), Thomas Klepeisz 12, George De Paula 12, Juan Nunez 11, Pacome Dadiet 8, LJ Figueroa 5, Tobias Jensen 3, Philipp Herkenhoff 2, Maximilian Langenfeld 0.
Śląsk: Łukasz Kolenda 29, Dusan Miletić 17, Hassani Gravett 13, Michał Sitnik 12, Artsiom Parakhouski 10, Mateusz Zębski 9, Mikołaj Adamczak 5, Aleksander Wiśniewski 5, Saulius Kulvietis 3, Jamonda Bryant 0.
Czytaj także:
Spacerek Anwilu Włocławek w FIBA Europe Cup >>