Miami Heat szybko wzięli rewanż na Chicago Bulls za porażkę sprzed dwóch dni (116:124). Zadbał o to Jimmy Butler.
Gospodarze byli osłabieni brakiem Bama Adebayo i Tylera Herro, ale świetny dzień mieli wspomniany Butler oraz Kevin Love. Skrzydłowy rzucił 28 punktów, a weteran parkietów NBA dorzucił 22 oczka i siedem zbiórek, trafiając 6 na 10 rzutów za trzy.
Bulls prowadzili na finiszu 116:114, ale cztery ostatnie punkty w meczu rzucili Heat. Drużynie z Florydy triumf 118:116 świetnym rzutem z półdystansu równo z końcową syreną zapewnił Butler.
ZOBACZ WIDEO: Dzień z Mistrzem. Robert Kubica: Dopóki ta pasja jest, będę to kontynuował
- Oczywiście, oddał rzut z miejsca, z którego chciał i uważam, że dlatego go trafił. Musimy wyciągnąć wnioski z tej sytuacji - tłumaczył mediom trener Bulls, Billy Donovan.
Goście ponieśli porażkę, już siedemnastą w trwających rozgrywkach, pomimo faktu, że wykorzystali 16 na 38 rzutów za trzy. DeMar DeRozan miał 27 oczek. Bulls wciąż muszą radzić sobie bez kontuzjowanego Zacha LaVine'a.
Był to czwarty i zarazem ostatni bezpośredni mecz tych zespołów w sezonie zasadniczym. Bilans? 2-2. Co ciekawe, Heat w poprzednich play-offach, kiedy dotarli aż do Finałów NBA, w decydującym meczu fazy play-in wyeliminowali właśnie Bulls.
Wynik:
Miami Heat - Chicago Bulls 118:116 (36:24, 22:33, 33:23, 27:36)
(Butler 28, Love 22, Jaquez Jr. 18 - DeRozan 27, Williams 25, White 22)
Czytaj także:
Co Jeremy Sochan potrafi zrobić jedną ręką? Kreatywna reklama z udziałem Polaka
GTK znów zszokowało! Kapitalny występ w Sopocie