Spotkanie rozpoczęło się od celnej "trójki" Iwo Kitzingera, lecz już najbliższy kontratak Andrzeja Misiewicza sprowadził zespół Trefla na ziemię. Pierwsza kwarta rozpoczęła się dość chaotycznie. Wiele przechwytów i niecelnych rzutów było domeną obu zespołów. Sytuacja poprawiła się w końcówce kwarty, gdzie drużyny zaczęły prowadzić walkę "punkt za punkt". Pierwsza odsłona spotkania zakończyła się ostatecznie 18:16 dla Trefla Sopot po celnym rzucie Gintarasa Kadziulisa.
W drugą ćwiartkę zespół z Jarosławia wszedł bardzo dobrze, po 2 minutach wygrywając 6:0. Słaba koncentracja, a co za tym idzie - słaba skuteczność z rzutów i dużo strat, znowu towarzyszyły klubowi z Sopotu. Swoje pierwsze punkty zdobyli dopiero po 3 minucie. Znicz Jarosław później również nie okazał się dużo lepszy. Po dobrym początku kwarty, w dalszej części towarzyszyły głównie niecelne rzuty. Duża ilość rzutów osobistych nie przełożyła się na zdobycze punktowe, bowiem mylili się nawet najlepsi snajperzy, tacy jak Keddric Mays. Dopiero w końcówce ćwiartki kilku punktową stratę zaczął nadrabiać Trefl Sopot, ostatecznie schodząc do szatni przegrywając 28:29.
Po pierwszej połowie, żaden z zespołów nie mógł być z siebie zadowolony. Dość dobrze broniące kluby nie dawały łatwo sobie rzucać punktów. Żaden z trenerów nie potrafił znaleźć skutecznego środka na przeciwnika. Zawodnicy oddawali bardzo dużo rzutów za trzy punkty, które okazywały się niecelne. Taki stan rzeczy utrzymał się do końca spotkania.
Rozmowa w szatni z trenerem Muiznieksem najwyraźniej podziałała na sopocian, gdyż zaczęli bardziej wchodzić pod kosz. Lecz mimo dobrych zagrań Kitzingera i Hawkinsa, Mays nie pozwalał odetchnąć Treflowi, co róż trafiając za 3 punkty. Wymiana "kosz za kosz" trwała przez cała kwartę i żaden z zespołów nie zdołał oddalić się o więcej niż 3 punkty, aż do końca tej odsłony, którą zakończył Kinnard efektownym zapakowaniem piłki do kosza dając 5 punktowe prowadzenie.
Fakt czwartej kwarty pobudził nieco zawodników. Zaczęli aktywniej udzielać się na boisku. Lecz pobudzenie na boisku ponownie nie miało wielkiego odzwierciedlenia w punktach. Wynik był bardzo wyrównany, a zawodnicy popełniali proste błędy nie potrafiąc wykończyć kontrataków. Walka o zwycięstwo była do samego końca. W ostatnich 2 minutach Trefl, po rzutach osobistych Kitzingera i Hawkinsa, zdołał zdobyć trzy punktową przewagę, którą na minutę przez końcem zniwelował Mays celnym rzutem trójkowym. Dwadzieścia sekund przed zakończeniem stan meczu wynosił 64:64, a przy piłce znajdowali się goście. Niestety nie zdołali w 3 sekundy wykonać akcji i końcówka spotkania (17 sekund) była w rękach gospodarzy, którzy wykorzystali daną im szansę i w dwie sekundy przed końcem za dwa punkty trafił Hawkins. Sekunda nie wystarczyła zespołowi Znicza na oddanie celnego rzutu, którzy pechowo przegrali 64:66.
Stosunkowo mała, za to głośna grupa kibiców z Jarosławia z pewnością dodawała otuchy swoim ulubieńcom, którzy pechowo ponieśli porażkę w sobotnim spotkaniu w Sopocie. Można mieć zastrzeżenia co do przebiegu meczu. Dużo podstawowych błędów i stosunkowo słaba skuteczność nie powinna towarzyszyć zespołom, które zostały nazwane "niespodziankami sezonu".
- Nie mam zastrzeżeń do swoich graczy. Już kilka naszych spotkań zakończyło się podobnie. Tym razem szczęście dopisało Treflowi - tymi słowami podsumował spotkanie trener Dariusz Szczubiał.
Trefl Sopot - Znicz Jarosław 66:64 (18:16, 10:13, 24:18, 14:17)
Trefl: Iwo Kitzinger 18, Cliff Hawkins 15, Saulius Kuzminskas 12, Gintaras Kadziulis 9, Lewrance Kinnard 8, Łukasz Ratajczak 4.
Znicz: Jeremy Chappel 20, Keddric Mays 19, Tomasz Zabłocki 6, Dawid Witos 6, Andrzej Misiewicz 6, Dariusz Wyka 6, Artur Mikołajko 1.