Cały play-off był jak "ride or die". Srebro smakowało jak złoto

WP SportoweFakty / Dawid Lis /  Na zdjęciu: Weronika Telenga
WP SportoweFakty / Dawid Lis / Na zdjęciu: Weronika Telenga

PolskaStrefaInwestycji Enea Gorzów Wlkp. przegrała w czwartek rywalizację o złoty medal Orlen Basket Ligi Kobiet. - Jakby się pojawiły łzy, to byłyby to łzy szczęścia - mówi Weronika Telenga, która dołączyła do drużyny w trakcie sezonu.

Słodko gorzki smak dla niektórych zawodniczek drużyny PolskaStrefaInwestycji Enea Gorzów Wielkopolski miał tytuł wicemistrzowski.

Wyjątkowy był to wynik dla kapitan drużyny Anny Jakubiuk. Drugie miejsce w Orlen Basket Lidze Kobiet dla Anny Jakubiuk to największy sukces w dorosłym baskecie.

- Bardzo się cieszę. To mój pierwszy medal w seniorskiej koszykówce. Myślę, że przez cały ten sezon wykonałyśmy kawał dobrej roboty i naprawdę nasz zespół na to zasłużył - przyznała.

ZOBACZ WIDEO: "Inspiracja". Tak polska gwiazda trenuje miesiąc po porodzie

- To był naprawdę fajny sezon w naszym wykonaniu. Oczywiście pozostaje niedosyt, bo każdy, kto gra w finale, to chce wygrać złoto i zdobyć mistrzostwo. Wygrała lepsza drużyna, ale my i tak możemy być bardzo szczęśliwe i zadowolone - podsumowała.

Gorzowianki były bliskie przedłużenia finałowej serii. W drugim meczu prowadziły z KGHM BC Polkowice nawet 50:38. "Pomarańczowe" rzuciły się jednak do odrabiania strat. Szczególnie Erica Wheeler, która rzutami za trzy szybko zmniejszała dystans.

- W trzeciej kwarcie zaczęło wpadać bardziej niż w pierwszej połowie. Miałyśmy też problem ze zbiórkami ofensywnymi Polkowic, z czego zdobywały punkty drugiej szansy. To były dwa główne czynniki, dlaczego skończyło się tak, a nie inaczej. Trzeba rywalkom oddać, że mają szeroki i dobry skład. Gratulacje dla nich - stwierdziła Jakubiuk.

- Dla mnie to srebro w tym sezonie smakuje jak złoto - przyznała z kolei Weronika Telenga. Co ciekawe przed rokiem osiągnęła dokładnie taki sam wynik broniąc barw drużyny... z Polkowic. Przyznaje jednak, że "waga" tych sreber jest zupełnie inna.

- Nie mogę tego porównać z zeszłym sezonem, bo wtedy czułam się przegrana. Teraz czułam się wygrana. Taka jest różnica. Przed sezonem i w trakcie nikt by na nas nie postawił, że ta drużyna będzie w finale. W pamięci mam jeszcze ostatni nasz mecz ze Ślęzą Wrocław, który był o drugie albo o czwarte miejsce. Te play-offy mogłyby zupełnie inaczej wyglądać. Jesteśmy tutaj i ta drużyna osiągnęła niebotyczny sukces. To jest sukces tej drużyny, tego klubu i wszystkich kibiców, którzy tutaj przyszli. Tak się kończy dla mnie ten dość krótki sezon - mówiła Weronika Telenga, która do Gorzowa trafiła z ogarniętego wojną Izraela.

- To zasługa trenerów, prezesa i innych ludzi, którzy w danych momencie mnie przechwycili po powrocie z Izraela. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego zespołu w Polsce. Czuję się jak w domu. Kibice to dla nas szósty zawodnik - powiedziała, nawiązując do okoliczności swojego transferu.

Gorzowianki nie były faworytkami. Zdaniem 28-latki wielu nie widziało jej drużyny w finale. Koszykarka doceniła także siłę rywalek z Polkowic. - Jakby się pojawiły łzy, to byłyby to łzy szczęścia. Stojąc na podeście miałam ciarki. Byliśmy niedocenioną drużyną, każdy mówił Gdynia, ktoś Lublin, a nikt nie powiedział Gorzów. My postawiłyśmy się Polkowicom, a należy pamiętać, że to euroligowy zespół. MVP została Erika Wheeler, którą ściągnięto typowo na te finały. To mogło różnie wyglądać. Należy cieszyć się z tego sukcesu - zauważyła.

Wspomniany wyżej wynik do przerwy był niejako spełnieniem obietnicy. - Obiecałam któremuś z dziennikarzy w Polkowicach, że nie położymy się w Gorzowie i nie będzie to spacerek dla rywalek, co pokazałyśmy w pierwszej połowie. Było plus dwanaście dla nas. Pierwszy raz do przerwy prowadziłyśmy z Polkowicami. Szkoda tej trzeciej kwarty, tych "trójek". Polkowice są tak zbilansowanym zespołem, że jeżeli nie można pod koszem, to pójdą "trójki". Jeżeli nie można na obwodzie, to są podkoszowe - tłumaczyła Telenga.

Środkowa AZS-u w czwartek grała otejpowana, a w przerwach przykładała lód do kolana. Mimo tego, zacisnęła zęby i rozegrała ponad 34 minut, zdobywając 13 punktów i 11 zbiórek. A mogła w ogóle nie zagrać!

- Możemy to porównać w ten sposób, że niektórzy gracze, mając tyle kontuzji i drobnych urazów, to by nie wyszli na parkiet. Ja to zrobiłam. Mogłoby być lepsze zdrowie, ale też mogło mnie w ogóle nie być w tych meczach. To są finały, tu się nie kalkuluje. Możemy gdybać, czy gdyby nie bolało mnie prawe lub lewe kolano, to może zrobiłabym trzy zbiórki więcej i dobiła dwa razy więcej pod koszem. To są tylko kalkulacje. Ja postawiłam wszystko na jedną kartę. Powiedziałam sztabowi, że jestem gotowa i chcę grać. To jest takie "ride or die" i taki był ten mecz i całe play-offy - zakończyła Weronika Telenga.

Czytaj też:
Dwie gwiazdy mogą zagrać w kadrze Polski
Jeremy Sochan świetny w starciu z mistrzami NBA!

Komentarze (0)