Pierwsza połowa sobotniego meczu nie zapowiadała jednak przekonywującego zwycięstwa zespołu z Jarosławia - po 20 minutach Znicz przegrywał 33:48. - Przespaliśmy pierwszą połowę, szczególnie drugą kwartę - przyznał Tomasz Zabłocki. - Gospodarze mieli za dużo zbiórek. W obronie nie robiliśmy tego, co nakreślił trener - mieliśmy rotować, pomagać, a tego nie było. Gospodarze mieli łatwe pozycje spod kosza, szczególnie Cirić, który kilka rzucił nam kilka punktów, dodatkowo Wojtek Szawarski trafił dwie trójki i mieliśmy efekt.
Po przerwie drużyna Szczubiała zagrała jednak zupełnie inaczej. - Trener w przerwie troszeczkę nas zmobilizował, powiedział co źle robimy. My powiedzieliśmy sobie co powinniśmy robić, dlaczego Poznań prowadzi tak wysoko. W drugiej połowie zaczęliśmy realizować to, co powinniśmy robić od początku - wyjaśnił silny skrzydłowy drużyny Znicza.
Jarosławianie w drugiej połowie nie tylko zaczęli lepiej bronić, ale i w ataku bardziej aktywni stali się superstrzelcy drużyny - Mays, Chappel i Williamson. - Taką grę preferujemy, Amerykanie rzucają bardzo dużo punktów. My Polacy im pomagamy, robimy swoje i się udaje - wyjaśnił Zabłocki.
Po ośmiu spotkaniach Znicz, który przez wielu typowany był do spadku, ma zaledwie dwie porażki - z Asseco Prokom Gdynia i Treflem Sopot. - Cieszę się niezmiernie, że dalej pokazujemy, że ci którzy mówili, że jesteśmy pierwszym spadkowiczem się mylili - mówi Zabłocki, ale temperuje również wygórowane ambicje. - Musimy zachować spokój, bo zaraz wszyscy będą mówić, że walczymy o medale. Wygrajmy, co mamy wygrać u siebie, wyrwijmy jakieś zwycięstwa na wyjazdach, a później będziemy się zastanawiać.
W Poznaniu szóstym zawodnikiem Znicza byli kibice, którzy w sile ok. 50 osób zjawili się w Arenie i głośno dopingowali swoich ulubieńców. - Wszędzie za nami jeżdżą, są wspaniali. Na każdy mecz wyjazdowy mamy daleko, a kibice i tak są z nami. Jestem im bardzo wdzięczny, robią świetną robotę - pochwalił 31-letni koszykarz.