Słupszczanie mieli swój dzień - rozmowa z Pawłem Leończykiem, koszykarzem PGE Turowa Zgorzelec

PGE Turów Zgorzelec w meczu 10. kolejki przegrał z Energą Czarnymi Słupsk 83:88. Niepocieszony po spotkaniu był gracz PGE Turowa Paweł Leończyk, który w poprzednim sezonie bronił barw ekipy ze Słupska.

Grzegorz Bereziuk: Gdy prowadziliście 68:60 na 4 minuty przed końcem meczu pobiegliście do kontry i zamiast zdobyć pewne punkty spod kosza spudłowaliście zza linii 6,25m... Skąd tak szalona decyzja?

Paweł Leończyk: - Trudno powiedzieć. Szczerze dokładnie nie pamiętam tej sytuacji i kto rzucał. Z pewnością była wolna pozycja. Tak się dzieje wówczas kiedy się prowadzi i zaczyna lepiej iść. Jak najszybciej chce się powiększyć przewagę. Każdy wówczas myśli, że jak takie rzuty wpadną to będzie super przewaga i będziemy mogli kontrolować mecz do końca. Tak się nie stało i to całkowicie odwróciło się przeciwko nam.

Jeden z koszykarzy PGE Turowa po meczu powiedział, że jest poirytowany postawą niektórych graczy. Uznał, że mecz zespół przegrał w głupi sposób w ostatnich pięciu minutach...

- Zgadzam się z tym. Prowadziliśmy różnicą ośmiu punktów, mieliśmy kontrę i nie wykorzystaliśmy tego. Gdyby wpadł rzut pewnie mielibyśmy większy spokój do końca meczu. Rywale na nasze nieszczęście trafiali w końcówce nieprawdopodobne rzuty. Tak się zdarza, Czarni mieli swój dzień i to wykorzystali.

Po raz kolejny wyszło na jaw, że macie problem z czwartą kwartą…

- Można tak powiedzieć, że przegrywamy mecze w czwartej kwarcie. Wydaje mi się, że gdybyśmy grali mądrzej i bardziej agresywnie w pozostałych kwartach to być może w ostatniej nie było by takich nerwów i końcówek. Niestety w nich dochodzi do tego, że wynik jest blisko remisu i może on przechylić się na jedną bądź drugą stronę.

Tyrone Brazelton przyspieszył grę Czarnych. To było dla PGE Turowa zaskoczeniem?

- Absolutnie nie. Widzieliśmy wcześniejsze mecze z jego udziałem. To gracz szybki, który stara się grać indywidualnie. Dzisiaj uważam, ze po części udało nam się poniekąd go powstrzymać. Trafiali jednak inni z Marcinem Sroką na czele.

W meczu z Energą Czarnymi pod koszem mieliście zdecydowaną przewagę. Co się stało, że nie potrafiliście tego wykorzystać?

- Mieliśmy przewagę na tablicach, a zwłaszcza na atakowanej. Mówi się, że jest to kluczowy czynnik żeby wygrywać mecze. Dzwiele zbiórek w ataku i dzięki temu zdobywaliśmy punkty. Jak pokazał mecz nie tylko ten element decyduje o sukcesie.

Druga porażka z rzędu nie namiesza Wam w głowach przed ważnym meczem w Pucharze Europy i kolejnymi w Polskiej Lidze Koszykówki?

- Po meczu mamy obciążone głowy. Każdy będzie myślał co można było zrobić lepiej a co nie wyszło. Musimy szybko się pozbierać na mecz w Hiszpanii i wyjść tam z nastawieniem twardej i agresywnej walki o zwycięstwo.

Trener Sasa Obradović cały czas powtarzał o budowaniu chemii w zespole. Tej chyba jednak brakuje…

- Nie wiem na jakiej zasadzie chemia ma polegać. Jeżeli ma ona opierać się na dobrej atmosferze i każdy ma się uśmiechać do siebie, to może tego aż tak nie ma. Chemia powinna polegać na tym, że jeśli mamy jakiś problem, to szybko powinniśmy go wyjaśnić w szatni. To wpływa na czystą atmosferę. Musimy nad tym wszystkim pracować.

Przed meczem w mediach spekulowano, że drużyna ze Słupska po meczu w Zgorzelcu wróci do domu z Pawłem Leończykiem...

- To plotka. W tej sprawie nie odebrałem ani jednego telefonu.

Komentarze (0)