Polpharma Starogard Gdański po dramatycznym boju wygrała w Stalowej Woli z miejscową Stalą 69:66. O zwycięstwie "Kociewskich Diabłów" zadecydował rzuty za trzy punkty Tonego Weedena równo z końcową syreną. Rzucający Polpharmy w całym spotkaniu imponował właśnie rzutami zza linii 6.25. Stalowcy bardzo żałowali, że nie udało im się powstrzymać tego koszykarza. - Mecz walki, zaangażowania. Świetne zagrał Tony Weeden, który trafił 10 na 14 prób z rzutów za trzy punkty. To jest naprawdę dobry wynik. Życzyłbym sobie takiego rezultatu. Szkoda, że nie udało nam się wygrać tego pojedynku - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl skrzydłowy Stalówki Michał Gabiński.
Zielono-czarni w poprzednich pojedynkach imponowali właśnie celnością rzutów za trzy punkty. Kilka ostatnich potyczek kończyli z dorobkiem 8-10 celnych rzutów zza linii 6.25. W konfrontacji z Polpharmą dobrą obroną przeciwnika zostali odcięci od tak ważnego dla nich elementu gry i tylko trzykrotnie trafili z tej pozycji. Właściwie to ta sztuka udała się tylko Markowi Miszczukowi. Goście z kolei trafili aż 13 razy, w tym 10 wspomniany Weeden. - Wynik przez cały mecz był praktycznie na styku. Zadecydowała o rezultacie dyspozycja jednego zawodnika. Szkoda tych zawodów - kontynuuje wychowanek Stalówki.
Na trzy minuty przed końcem gospodarze doprowadzili do wyniku 62:63. Nie potrafili jednak wykorzystać dobrej dyspozycji w obronie i trzy kolejne akcje zakończyli niepowodzeniem w ataku. Dopiero kolejna akcja zakończyła się powodzeniem. Nie wiadomo jak potoczyłaby się ta konfrontacja, gdyby Stalowcy wykorzystali którąś z wcześniejszych szans. Być może nie doprowadziliby do dramatycznej końcówki. Innym istotnym czynnikiem, który mógł zadecydować o przegranej były rzuty wolne. Od dłuższego czasu są one ogromny problemem zielono-czarnych. - Można było to wykorzystać. Trzeba także powiedzieć, że 62 proc. z rzutów osobistych na własnym parkiecie to za mało. Zabrakło dosłownie chwili. Przegraliśmy tą potyczkę ostatnią akcją. Nie da się tego ukryć - dodał skrzydłowy beniaminka.
Przegrana z Polpharmą była już trzecią minimalną porażką Stalówki w tym sezonie. Najpierw Stal uległa na własnym parkiecie Zniczowi Jarosław różnicą 5 punktów, a potem przegrała w Inowrocławiu z miejscowym Sportino jednym oczkiem. W obu tych meczach o porażce zdecydowały ostatnie akcje. - Winą za te minimalne porażki nie można zwalać na słabe końcówki. Czasami brakuje jednego kroku, jednej zbiórki czy jednego celnego rzutu osobistego. Tak to się mówi. To jest sport - stwierdził Michał Gabiński.
Podczas całych zawodów kibice, zawodnicy i trenerzy Stali mieli spore pretensje do arbitrów, którzy nie raz mylili się na niekorzyść Stalowców. Niezrozumiałe decyzje sędziów wprowadzały nerwową atmosferę na trybunach i na parkiecie. - Nie wypowiadam się na temat pracy sędziów. Nie jestem od tego, lecz od grania - powiedział portalowi SportoweFakty.pl zawodnik Stali Stalowa Wola
Już w najbliższą środę Stal zagra w ramach pucharu Polski w Łańcucie z miejscowym Sokołem. Do tych zawodów Stalowcy podchodzą normalnie, tak jak do każdej ligowej konfrontacji. Po niedzielnym odpoczynku od treningów poniedziałek i wtorek to ciężka praca, aby zwycięstwem w pojedynku derbowym nieco poprawić humory sympatykom Stalówki. - Włożyliśmy z tą konfrontację dużo serca. Od poniedziałku przygotowujemy się do meczu pucharowego z Sokołem w Łańcucie. Podejdziemy do niego tak samo, jak do każdego ligowego spotkania. Nie ma mowy o odpuszczaniu - zakończył Michał Gabiński.