"Nie mogłem milczeć". Gortat bardzo ostro o Piesiewiczu

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Marian Zubrzycki / Na zdjęciu: Marcin Gortat
PAP / Marian Zubrzycki / Na zdjęciu: Marcin Gortat
zdjęcie autora artykułu

Zebranie zarządu PKOl nie dało odpowiedzi na najwazniejsze pytanie dotyczące wydawania pieniędzy przez szefa PKOl Radosława Piesiewicza. Wiele wskazuje na to, że wkrótce może on stracić władze w PZKosz. Pomóc w tym ma Marcin Gortat.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Jest pan jednym z większych krytyków prezesa PKOl i PZKosz Radosława Piesiewicza. Dlaczego aż tak mocno poruszyła pana sytuacja po igrzyskach? Marcin Gortat, były koszykarz NBA i reprezentacji Polski: Wypowiadam się jako obywatel, kibic i były sportowiec, który chciałby, żeby w naszym kraju było więcej normalności. Nie mogłem milczeć, gdy widziałem, co w ostatnich latach działo się w PZKosz, a teraz przeniosło się to jeden do jednego na PKOl. Dociera do mnie mnóstwo informacji ze świata sportu. Proszę mi wierzyć, że skala trwonienia pieniędzy jest ogromna. Jest to bardzo przykre i naprawdę trudno normalnie spać, wiedząc co dzieje się w naszym sporcie. Jestem pewny, że to, co powoli wychodzi, to dopiero wierzchołek góry lodowej.

Domaga się pan dymisji Piesiewicza?

Nie godzę się z tym, by Radosław Piesiewicz piastował najbardziej eksponowane stanowiska w polskim sporcie. To jest zło, a polskim sportem nie powinna zarządzać taka osoba. Piesiewicz najpierw nie sprawdził się w siatkówce, potem przyszedł do koszykówki, a na końcu trafił do PKOl, co już jest największym zdziwieniem. Dopóki był poprzedni rząd, to był chroniony, a teraz mam nadzieję, że odpowie za to wszystko, co zrobił.

Uważa pan, że wymiana jednego działacza na drugiego naprawdę mogłaby uzdrowić sytuację w polskim sporcie? Naprawdę jestem przekonany, że już sama zmiana na stanowisku prezesa PKOl może wiele zmienić. Zmiana sprawiłaby, że to sportowcy znów byliby najważniejszym elementem sportu w Polsce, a nie - wątpliwego doświadczenia - działacz, który chce być gwiazdą i twarzą polskiego sportu. Potrzeba oczywiście też zmian na niższych szczeblach, ale to jest dłuższy proces, a nie jednorazowe działanie. Ja chcę wesprzeć proces naprawy polskiej koszykówki. I na tym się obecnie skupiam.

ZOBACZ WIDEO: Ma 36 lat i trójkę dzieci, a nadal zachwyca figurą. Tylko spójrz na te zdjęcia!

Robi pan coś w tym kierunku, żeby do tego doszło? Ja mogę mówić jedynie za środowisko koszykarskie, bo z niego się wywodzę i w nim widzę kandydata na następcę Piesiewicza. Zresztą ta osoba jest już przygotowywana na stanowisko prezesa PZKosz, a wraz z nią jest grupa ludzi, którzy chętnie wezmą się za uzdrowienie sytuacji w koszykówce. W tej grupie jest wielu byłych liderów reprezentacji Polski, oni chętnie pomogą i już zadeklarowali swoje wsparcie. Na razie nie mogę zdradzić nazwiska kandydata, ale to naprawdę kwestia godzin lub dni, gdy wszystko będzie jasne. Obecnie pracujemy nad ostatnimi szczegółami przed najbliższymi wyborami, które mają się odbyć w październiku.

A co ze stanowiskiem prezesa PKOl?

To poważniejsze stanowisko, więc zakładam, że znajdą się osoby gotowe przejąć taką odpowiedzialność. Ja pomogę w koszykówce, bo znam to środowisko i mogę okazać się rzeczywistym wsparciem. Wielu sportowców krytykuje ostatnią wojnę na linii Ministerstwo Sportu - PKOl, bo uznaje, że nic dobrego nie wyjdzie z niej dla sportu. Pan zapewne uważa inaczej? Kompletnie nie rozumiem takiej postawy i tych, którzy uważają, że lepiej milczeć w tym temacie. To zupełnie normalna sprawa, bo przecież nie można patrzeć z założonymi rękami, gdy z kasy PKOl są wprowadzane miliony złotych, a wszystko uzależnione jest od widzimisię jednego człowieka. Skala nieprawidłowości jest naprawdę duża, czego najlepszym przykładem jest choćby prywatny biznes prezesa PKOl w siedzibie tej organizacji. Nie może być tak, że taka instytucja ukrywa wydatki i nie chce się z nich rozliczać. Czyli - pana zdaniem - rację w tym sporze ma minister Sławomir Nitras? Minister sportu jest właśnie od tego, by wyjaśnić i oczyścić taką sytuację. Trzeba wrócić do pełnej transparentności i sprawić, że znów w polskim sporcie najważniejsi będą zawodnicy, a nie działacze. Do tej pory najbardziej na wielkich pieniądzach PKOl korzystali właśnie działacze. Bardzo słaby wynik to też efekt słabości PKOl? W tym przypadku akurat nie winiłbym Piesiewicza. Nasi kluczowi sportowcy mają już grubo ponad 30 lat i po prostu ich najlepszy czas już minął. Czapki z głów przed nimi, ale niestety w sporcie czasu nie da się oszukać. Teraz pozostaje nam czekać na nowe pokolenie, które wejdzie i zastąpi ich w zdobywaniu medali. Problemem jest to, że młodzi ludzie wolą zostać dzisiaj youtuberami niż medalistami olimpijskimi. Często zabiera pan głos w sprawach politycznych. Czy to znaczy, że ciągnie pana do wielkiej polityki i wkrótce zobaczymy pana na jakimś eksponowanym stanowisku? Mogę pomóc w koszykówce, bo na tym się znam. Polityka mnie w ogóle nie kręci, nie chcę być posłem. Wolę zagrać sobie wieczorem na orliku ze znajomymi i cieszyć się emeryturą. Obecnie prowadzę kilka biznesów, mam dobrze funkcjonującą fundację i to jest naprawdę wszystko, czego chcę w tym momencie od życia. Jeśli jednak będę mógł pomóc nowemu szefowi PZKosz, to chętnie wykorzystam swoje kontakty i doświadczenie. Do polityki mam za krótki lont i mało cierpliwości do niektórych ludzi.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty