Gorzowianki miały do odrobienia sześć punktów straty z Czech. To udało się szybko zniwelować i właściwie całe spotkanie rozegrało się pod dyktando ekipy Dariusza Maciejewskiego. Przewaga na koniec mogła być jednak nieco większa.
- Na początku mieliśmy trudne rzuty. Były duże utrudnienia, ale dobrze graliśmy w obronie. W końcówce trochę żeśmy się rozluźnili i wtedy wpadły te "trójki". Walczyliśmy o każdy punkt, bo w EuroCupie trzeba mieć jak najwyższy bilans. Jeżeli nie mamy już szans zbyt dużo poprawić w bilansie zwycięstw, to musimy walczyć o małe punkty, bo to będzie bardzo istotne przy rozstawieniu - przyznał trener InvestInTheWest Enea Gorzów.
Mimo pewnego prowadzenia można było zauważyć spore zdenerwowanie szkoleniowca w niektórych momentach. - Bardziej niż niecelne rzuty denerwowały mnie proste błędy, które popełniamy, a to przy takim zespole jest od razu napęd w drugą stronę i tracimy łatwe punkty. Nie denerwowałem się, bo ktoś tam nie trafił. To jest koszykówka. Czasami się zdarzało, bo były proste rzuty. Bardziej martwiło mnie to, że kiedy jesteśmy skoncentrowani to tych błędów właściwie nie popełniamy. Tylko sześć strat do przerwy. Później byliśmy rozluźnieni i mieliśmy głupie straty przy pierwszym podaniu. Tego nie lubię - wyjaśnił Maciejewski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ ma sylwetkę! Tak wygląda w stroju kąpielowym
Koleżanki z zespołu próbowała wytłumaczyć Emilia Kośla. - Może lekkie rozluźnienie, może też już weszło zmęczenie. Granie co trzy dni jest jednak wymagające i każda z nas gdzieś to odczuwa. Przez to koncentracja w niektórych momentach nam uciekała - stwierdziła zawodniczka.
- Pierwszą połowę zagrałyśmy bardzo dobrze, a w drugiej było parę strat, parę błędów w obronie, jakieś niecelne rzuty. Na szczęście nie pokrzyżowało nam to żadnych planów. Bardzo się cieszymy z odrobienia strat i tego zwycięstwa, bo to pozwala nam myśleć o wyjściu z grupy. Wiadomo, że jak byśmy przegrały, to nie byłoby takiej szansy - dodała.
Wygrana dała gorzowiankom oddech i pewność siebie, której z pewnością brakowało po nieudanym początku sezonu i trzech porażkach w Orlen Basket Lidze Kobiet. - Bardzo się cieszę, bo w ostatnich meczach mieliśmy duże napięcie i trzeba było zacząć wygrywać. Trochę żeśmy potrenowali, a mniej jeździli, bo mieliśmy trzy spotkania w domu. Zaoszczędziliśmy siły i było widać, że mamy jasny cel: wyjść z grupy. Nie mogliśmy się tutaj potknąć i musieliśmy wygrać ponad siedmioma punktami - zauważył Maciejewski.
Po pokonaniu Levhartice Chomutov Akademiczkom zostały dwa wyjazdowe mecze w grupie A Women EuroCup. 21 listopada wybiorą do Limassol, a sześć dni później do Lyonu. - W każdym meczu gramy o wygraną. Nie ma co kalkulować. Drużyny z Cypru nie można ignorować, bo każde spotkanie jest inne. To, że tutaj wygrałyśmy prawie czterdziestoma punktami, nie znaczy, że tam może być tak samo. Jedziemy z nastawieniem, żeby wygrać jak najwięcej - powiedziała koszykarka AZS-u.
23-latka swojej drużyny nie stawia na przegranej pozycji również we Francji. - Ta pierwsza połowa meczu z Lyonem wyglądała, jakby to miał być pojedynek bez historii, ale skończyło się tylko dziesięcioma punktami na minusie. To pokazuje, że nic nie jest niemożliwe. Jak będziemy grać swoją koszykówkę, czyli dobrą obronę i szybki atak, to mamy szansę z każdym - zakończyła Kośla.