Marzył o Lakers
Jayson Tatum dorastał, jako wielki fan Los Angeles Lakers i Kobego Bryanta. Chciał iść w ślady jego idola. Klub z Kalifornii nie był nim jednak zainteresowany.
O tym, co czuł, 26-latek opowiedział ostatnio w podcaście Club 520 Podcast. Tatum liczył, że zostanie wybrany przez Lakers. Jeziorowcy nawet tego nie rozważali.
- Dorastałem, jako fan Kobego i zawsze marzyłem, by grać dla Lakers. Mieli drugi numer w drafcie, ale nawet nie myśleli o tym, żeby mnie wybrać. To było dla mnie dość dewastujące przeżycie - mówił Tatum.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Sabalenka wyprzedziła Świątek. Otrzymała po tym prezent
Nie zaprosili go nawet na treningu. Teraz jest mistrzem NBA
Sam Tatum przyznał, że Lakers, klub jego marzeń, nigdy nie zaprosił go nawet na treningi.
Zrobili to Boston Celtics. Zaufali absolwentowi Duke i nie tylko chcieli, żeby zaprezentował się dla nich na treningach, ale i wybrali go z trzecim numerem w drafcie. Lakers z dwójką postawili na Lonzo Balla.
Po kilku latach gry Tatum udowodnił swoją wartość, prowadząc Celtics do 18. mistrzostwa w historii klubu. - Pojechałem do Bostonu na trening kilka dni przed draftem, później odbyłem jeszcze jedne zajęcia, a reszta jest już historią. Wszystko potoczyło się swoimi torami - wspominał Tatum.
Znaczenie jego kariery podsumowują słowa, które niegdyś wypowiedział o swojej roli lidera: "Nie chodzi tylko o to, by być dobrym zawodnikiem, ale by być kimś, kto inspiruje innych do stawania się lepszymi."