Andrzej Walczak: Dla Marcina Ecki rodzina jest chyba najważniejsza skoro z powodów osobistych (rodzinnych) po kilku kolejkach sezonu zdecydował się pan rozwiązać kontrakt ze Zniczem Basket i w całości poświęcił się domowi...
Marcin Ecka: Oczywiście że rodzina jest dla mnie najważniejsza, ale ja nie rozwiązałem kontraktu ze względu na jakieś problemy rodzinne. Najbliżsi byli ze mną w Pruszkowie.
To, co w takim razie zadecydowało o odejściu ze Znicza Basket?
- Był tylko jeden powód. Koszykówka to sport, który sprawia mi ogromną radość, a w Zniczu Basket pełniłem w ostatnich meczach rolę statysty. Ja lubię być w grze, a nie patrzeć jak koledzy grają. Taką koncepcję gry miał trener, ona mi nie odpowiadała i dlatego postanowiłem się pożegnać.
Jak układały się pana relacje z trenerem Romanem Skrzeczem? Może to na tej linii zaiskrzyło?
- Absolutnie nie. Z trenerem miałem bardzo dobre relacje.
A pana decyzji dodatkowo nie spotęgowały problemy z wypłatami? Znicz Basket nie miał żadnych zaległości finansowych wobec zawodników?
- Klub z Pruszkowa to bardzo profesjonalny pracodawca. O zaległościach nie ma mowy, a wszystkie wypłaty były na czas. Oby więcej takich klubów.
Ostatnio został pan szczęśliwym ojcem bliźniaków. Ma pan przy nich sporo pracy?
- Dzieci to jest najfajniejsze, co mogło mnie w życiu spotkać. Pracy przy nich jest sporo, głównie nieprzespanych nocy, ale jak się zaśmieją, to ładują nam z żoną akumulatory.
Dzieci rosną zdrowo?
- O tak, rosną jak na drożdżach.
Nie tęskni pan za koszykówką?
- Oczywiście, że tęsknię za koszykówką, która dalej sprawia mi ogromną przyjemność. W Pruszkowie w pewnym momencie mi tego zabrakło, dlatego postanowiłem rozwiązać kontrakt.
Na transferowej giełdzie często pojawia się nazwisko Marcina Ecki. Raz był pan łączony z AZS AWF Katowice, innym razem z Sokołem Łańcut, a ostatnio najczęściej mówi się o pana grze w Olimpie Start Lublin. To, gdzie panu najbliżej?
- Nie mogę tego zdradzić. Jeszcze nie podpisałem żadnego kontraktu, jak go podpiszę będę wiedział na sto procent w jakim mieście wybiegnę z powrotem na parkiet.
W takim razie jest pan gotowy opuścić rodzinny Śląsk i wyjechać w inny region Polski?
- Taki mam zawód, dlatego jestem gotowy wyjechać w zupełnie inny region naszego kraju.
Co na to rodzina?
- Oczywiście jedzie ze mną.
Znicz Basket w spotkaniach przedsezonowych wygrywał mecz za meczem, ale w lidzie nie idzie mu już tak dobrze, dlaczego?
- Graliśmy naprawdę dobrze. Nasza koszykówka może była mniej poukładana, ale miła dla oka. Po turnieju w Tarnobrzegu, który wygraliśmy w dobrym stylu, wszyscy mówili, że możemy namieszać w lidze. Wtedy każdy grał tak jak potrafi i lubi. Początek rozgrywek był dobry, później coś się jednak popsuło.
Nie czuje się pan po części odpowiedzialny za wyniki zespołu? W Pruszkowie był pan przecież pierwszym rozgrywającym.
- Byłem pierwszym rozgrywającym, ale nie czułem się jak rozgrywający. Dziwne to trochę, ale tak się czułem i dlatego postanowiłem rozwiązać kontrakt.
Złe samopoczucie wynikało ze zbyt małej ilości akcji, na które miał pan wpływ?
- Dokładnie tak.