Michał Fałkowski: Podszedłeś do starcia z Anwilem Włocławek jakoś specjalnie nastawiony?
Dardan Berisha: Nie, ja zawsze podchodzę do każdego spotkania tak samo. Chcę grać dobrze, ale tak by mój zespół czerpał z tego korzyści, czyli skutecznie i walecznie. Poza tym, ja zawsze chcę wygrywać i choć wiem, że w kontekście Polonii 2011 słowa te mogą być potraktowane dość dziwacznie i niezrozumiale, uważam, że gdybyśmy nie chcieli wygrywać, tylko podchodzili do meczów z nastawieniem: ”a, i tak przegramy”, to nie ma po co wychodzić na parkiet. Dzisiaj mierzyliśmy się z Anwilem, jedną z najlepszych drużyn w kraju, a jednak przez długi, długi czas rywalizowaliśmy z nimi jak równy z równym. W końcu okazali się skuteczniejsi, udowodnili, że są lepsi i gratuluję im wygranej.
W tym co mówisz, da się zauważyć typowo bałkańskie podejście do tego sportu...
- Ja bym tego tak nie potraktował. Uważam, że każdy sportowiec powinien być nastawiony na walkę i mieć w sobie chęć wygrywania, albo inaczej: mentalność zwycięzcy. Jeśli ktoś tego nie ma oraz uważa, że koszykówka to dobry sposób na zarabianie pieniędzy i może przegrywać mecz za meczem, to niech lepiej da sobie spokój z tym. Nie można przed meczem powiedzieć, że odpuszczam, że rywal jest lepszy i najlepiej to nie męczmy się za dużo. Trzeba wyjść na parkiet skoncentrowanym, wierzyć w swoje umiejętności i starać się grać jak tylko najlepiej się da.
Pytając o specjalnie nastawienie, miałem na myśli pojedynek z najlepszym polskim strzelcem, Andrzejem Plutą. Jak są twoje odczucia?
- Nigdy nie miałem okazji wystąpić przeciwko temu zawodnikowi. Oczywiście oglądałem go w telewizji i muszę przyznać, że na żywo robi jeszcze większe wrażenie. Wiesz, telewizja nie oddaje wszystkiego, nie pokazuje w jaki sposób dany gracz uwalnia się spod opieki obrońców, w jaki sposób szuka miejsca do rzutu. To wszystko da się zauważyć, gdy zagra się przeciwko niemu. Dla mnie w ogóle pojedynek z nim to wielki zaszczyt i mam nadzieję, że jeszcze nie raz spotkamy się na parkiecie.
Pamiętając co powiedziałeś przed chwilą, o tym, że trzeba walczyć od samego początku, przeciwko Anwilowi doskonale udokumentowałeś tą tezę. Grając przeciwko Plucie rzuciłeś 14 punktów w pierwszej kwarcie...
- Ja starałem się po prostu zrobić swoje. Mam zielone światło gdy pojawi się choć trochę wolnej przestrzeni, więc robiłem to, co umiem najlepiej. Akurat tak się złożyło, że koledzy podawali mi piłki i padały punkty.
W drugiej połowie to jednak Pluta pokazał swój kunszt, trafiając trzykrotnie z dystansu pomimo twojej ścisłego krycia i wyciągniętych rąk.
- Oczywiście i dla mnie to żaden powód do wstydu. Pluta na pewno rzucał przez ręce wielu zdecydowanie lepszych ode mnie zawodników i co najważniejsze, nie potrzebuje zbyt dużo przestrzeni by robić to skutecznie.
Rozmawiamy dużo o Andrzeju Plucie, gdyż to właśnie ty jesteś typowany na naturalnego następcę tego zawodnika w reprezentacji Polski. Jak byś się do tego odniósł?
- Bardzo, ale to bardzo cieszą mnie te słowa i daje wielką motywację do dalszej pracy. Dla mnie to zaszczyt, gdy ktoś mówi mi, że mogę być jego następcą w kadrze, choć z drugiej strony Andrzej Pluta jest jeden, tak samo jak jeden jest Dardan Berisha i nie wiem jak to wszystko się potoczy, choć bardzo bym chciał osiągnąć kiedyś taki pułap jak on.
Przejdźmy do samego meczu. Sam powiedziałeś, że graliście z jedną z najlepszych ekip w kraju jak równy z równym. Znowu więc zabrakło doświadczenia?
- Jak najbardziej tak. Ich doświadczenie przełożyło się na to, że kiedy my wychodziliśmy na prowadzenie, oni i tak utrzymywali z nami kontakt, a jak sami odskoczyli na kilkanaście punktów, zrobili to w taki sposób, że my praktycznie nie mogliśmy już nic poradzić. Anwil ma ponadto bardzo solidną ławkę rezerwowych, stosuje dużą rotację, która nie wpływa na wahania jakości gry, a także są od nas po prostu silniejsi fizycznie. Ale my się nie załamujemy, na razie chcemy zbierać doświadczenie i wierzymy, że to da efekt w perspektywie lat.
W pierwszej kwarcie grałeś cały czas i rzuciłeś aż 14 oczek. Potem zniknąłeś z placu gry i pojawiłeś się dopiero w drugiej połowie, choć nie z tak dobrym skutkiem, jak na początku meczu. Czy wpływ na to miał ten upadek z pierwszej kwarty?
- Tak, Pod koniec pierwszej kwarty niefortunnie upadłem na plecy i tak naprawdę myślałem, że już nie zagram do samego końca. Trener postanowił jednak, że da mi jeszcze trochę minut, choć mniej, a kiedy już przebywałem na parkiecie, nie byłem zbyt widoczny.
Powiedz jeszcze na koniec - jak to jest, że pomimo wielu porażek, dalej macie w sobie wielką chęć do gry, motywację i kompletnie nie przejmujecie się faktem, że okupujecie miejsca w dole tabeli?
- Po prostu wiemy po co tu jesteśmy, widzimy, że nasza praca przynosi efekty, mamy zaufanie sami do siebie oraz ze strony trenerów i zarządu. Nie ma zbędnej presji, nie ma parcia na wynik, a jest cel - mamy się rozwijać i zbierać doświadczenie, które kiedyś da nam bardzo dużo korzyści.