Konfrontacja Znicza Jarosław z Treflem Sopot miało być pożegnalnym występem Johna Williamsona z kibicami oraz z klubem w którym rozegrał 16. spotkań i postanowił zmienić środowisko. Zawodnik jednak nie zdecydował się na przywdzianie trykotu zespołu z Podkarpacia i emocjonujące spotkanie oglądał z ławki rezerwowych.
Pseudo basket!
Spotkanie z Treflem Sopot dla drużyny Znicza Jarosław miało być rewanżem za minimalnie poniesioną porażkę w pierwszym spotkaniu. Niestety jarosławianie nie dość, że przegrali całe spotkanie, to w pierwszych 15. minutach pokazali jak nie powinno się grać w koszykówkę. Tragicznie konstruowane akcje, rzuty z nieprzemyślanych pozycji, oraz spora ilość strat spowodowała, że przyjezdni z najmniejszą łatwością z każda minutą powiększali swoją przewagę. Rewelacyjna gra "pierwszej piątki" gości znad Morza, zwłaszcza celne rzuty z dystansu Lewrance`a Kinnarda, Marcina Stefańskiego i Cliffa Howkinsa spowodowały, że po 6. minutach gry Trefl prowadził 20:0!. Pierwsze punkty gospodarze zdobyli dopiero po 7. minutach gry, gdzie na indywidualną akcję zdecydował się Artur Mikołajko. W pierwszej kwarcie graczom Znicza w sumie udało się zdobyć 4. "oczka", tracąc w tym czasie 24.
- Słaby mecz, zwłaszcza na początku i ta nasza tragiczna dyspozycja ustaliła mecz. Próbowaliśmy za wszelką cenę coś zrobić, jednak nasze nieprzemyślane akcje nie miały racji bytu. Słabo również zagrali na początku nasi liderzy - komentuje całą sytuację Dariusz Szczubiał, szkoleniowiec Znicza.
Tuż po krótkiej przerwie trochę radości w serca kibiców Znicza wlał Keddrick Mays, który po rozpoczęciu drugiej odsłony trafił zza linii 6.25. Niestety była to woda na młyn dla graczy przyjezdnych, którzy z minuty na minutę powiększali przewagę. Koszykarze z Podkarpacia przebudzili się tuż przed długa przerwą, gdzie dobrą zmianę dał młody Dariusz Wyka, który dwukrotnie celnie trafił za trzy, oraz walczył pod koszem, blokując Iwo Kitzingera i Marcina Stefańskiego. Na pomoc środkowemu z Jarosławia podążyli koledzy, którzy w przeciągu dwóch minut zdobyli 12. punktów nie tracąc ani jednego, tym samy niwelując straty do przeciwnika do 16. "oczek"(26:42).
Heroiczna pogoń bez happy endu.
Podopieczni Dariusza Szczubiała widząc chwilowe rozluźnienie w szeregach gości postanowili kontynuować pogoń za rywalem. Agresywna obrona na całym placu gry i celne "trójki" Kedrricka Maysa, Tomasza Zabłockiego i Dawida Witosa poderwały do walki cały zespół i tym samym gracze znad Sanu zwietrzyli szansę na korzystny rezultat. Ostatni ze wspomnianych wyżej zawodników, dzięki trzem celnym rzutom za trzy z rzędu spowodował, że gospodarze tracili już do rywali tylko 9. punków. Jarosławianie w 34. minucie meczu zbliżyli się nawet do przeciwników na pięć punktów (68:73). Kolejne heroiczne boje zmęczonych już zawodników Znicza kończyły się niepowodzeniami. W samej końcówce grający szerokim składem przyjezdni kontrolowali już przebieg meczu, ostatecznie wygrywając 89:76. - Mam spore zastrzeżenia do moich zawodników, którzy zagrali falowo, chodzi mi o sytuacje w których mój zespół pozwolił graczom Znicza na odrobienie sporych strat. Na całe szczęście wcześniej wypracowana przewaga pozwoliła nam odnieść trzecie z rzędu zwycięstwo i z tego jestem zadowolony najbardziej - kwituje łotewski trener Trefla, Karlis Muiznieks
MKS Znicz Jarosław - Trefl Sopot 76:89 (4:24, 22:18, 28:23, 22:24)
MKS Znicz Jarosław: Keddrick Mays 20 (3), Tomasz Zabłocki 16 (4), Jeremy Chappell 12, Dawid Witos 9 (3), Dariusz Wyka 8 (2), Łukasz Diduszko 6, Artur Mikołajko 4, Bartosz Sarzało 1, Michał Moralewicz 0, Grzegorz Szczotka 0
Trefl Sopot: Lewrance Kinnard 19 (5), Saulius Kuzminskas 15, Iwo Kitzinger 14 (2), Marcin Stefański 13 (1), Cliff Hawkins 10 (2), Łukasz Ratajczak 6, Paweł Malesa 5 (1), Gintaras Kadziulis 5 (1), George Tsintsadze 2, Michał Hlebowicki 0