Dobro polskiej koszykówki, a nie cyferki na koncie - rozmowa z Robertem Skibniewskim, rozgrywającym BK Prostejov

Od dwóch sezonów jest czołowym zawodnikiem BK Prostejov. W lidze czeskiej czuje się dobrze i na razie nie myśli o powrocie do Polski. Z Robertem Skibniewskim rozmawialiśmy o poziomie rozgrywek za naszą południową granicą, wakacie na stanowisku szkoleniowca reprezentacji Polski, a także o niedawno zakończonych Igrzyskach Olimpijskich w Vancouver.

W tym artykule dowiesz się o:

Jacek Konsek: Dla pana to już drugi sezon w czeskiej ekstraklasie. Dobrze się pan czuje w lidze naszych sąsiadów z południa?

Robert Skibniewski: Bardzo dobrze. Organizacja całej ligi jak i klubu z Prostejova stoi naprawdę na wysokim poziomie. Nie ma na co narzekać. Spokojnie można skupić się na meczach i treningach.

Trzeba jednak powiedzieć, że poziom koszykarski polskiej ekstraklasy i czeskiej wypada lepiej na korzyść PLK...

- Dlaczego tak trzeba powiedzieć? Pod jakim względem PLK wypada lepiej? W lidze czeskiej jest więcej spotkań do rozegrania, z czego każdy zawodnik bardzo się cieszy. Mecze czy programy koszykarskie regularnie są pokazywane w telewizji: są relacje na żywo i powtórki. A co najważniejsze, liga czeska ma swojego sponsora. W Polsce jest Assecco Prokom, który gra bardzo dobrze w Eurolidze. Liga czeska nie ma w tej klasie rozgrywek przedstawiciela. Za to Nymburk awansował do dalszych rozgrywek w Fiba Cup, a Turów niestety nie. Są prowadzone zaawansowane rozmowy, aby właśnie drużyna trenera Katzurina w przyszłym sezonie grała w Eurolidze i swoje mecze rozgrywała w Pradze ze względu na duża pojemność tamtejszej hali. Jeśli to się nie uda, to najprawdopodobniej wystąpią w Lidze Adriatyckiej. Drużyna z Novego Jicina wygrała centralny puchar europejski CEBL. Prawdopodobnie w przyszłym sezonie Prostejov będzie występował w rozgrywkach Euro Challenge. Ta liga naprawdę ewoluuje. Każdy zespół z większym budżetem stara się promować w Europie czy na świecie jak tylko jest to możliwe. Jeśli ktoś się wypowiada na temat porównywania ligi polskiej z czeską, to prawdopodobnie nie oglądał żadnego spotkania i nie ma pojęcia o poziomie sportowym tej ligi oraz jej funkcjonowaniu.

Od kilku lat rozgrywki w Czech zdominował jeden zespół - CEZ Nymburk, który wygrał ostatnie sześć edycji ligi. Czy tym razem również będzie podobnie?

- Zespół z Nymburka posiada największy budżet w tej lidze. Mają najlepszych czeskich graczy. Żadna z innych drużyn nie jest w stanie przebić ofert finansowej Nymburka. I tak od paru lat niezmiennie o sile tego zespołu stanowi 7-8 graczy. Przed każdym kolejnym sezonem kontraktowanych jest zazwyczaj 3-4 graczy zza oceanu. Mając do dyspozycji tak zgrany zespół, trudno jest przegrywać. Co będzie w tym sezonie? Nie wiem. Nymburk ma 3 porażki na swoim koncie. Na drugim miejscu jest Novy Jicin z 4 przegranymi, a na 3 Prostejov z 5. Do końca sezonu pozostało około 16 spotkań, tak więc jeśli chodzi o układ tabeli przed play offami, wszystko się może zdarzyć.

Porozmawiajmy chwilę o kadrze. Reprezentacja Polski wciąż pozostaje bez trenera, a już na początku sierpnia początek eliminacji do ME 2011. Nie dziwi to pana?

- Dziwi mnie to bardzo. Nie rozumiem samej idei ogłaszania konkursu na trenera kadry. Podobno chcemy trenera z wysokiej półki. Wiadomo, że po takiego trenera trzeba jechać i zabiegać. Trzeba mu pokazać, że zależy nam na nim. A nie czekać, aż ktoś z łaski lub braku pieniędzy wyśle swoje CV do związku. Mam tylko nadzieję, że nowemu trenerowi reprezentacji będzie zależało przede wszystkim na dobru polskiej koszykówki, a nie cyferkach na koncie.

Miał pan okazję występować w kadrze Muliego Katzurina, choć na Eurobaskecie grał pan niewiele. Czy tak szybkie pozbycie się izraelskiego szkoleniowca było słuszną decyzją?

- Nie mnie to oceniać. Co było, to było. Nie ma sensu do tego wracać. Najważniejsze jest teraz to, żeby wybrać właściwego szkoleniowca, który nie będzie myślał o sobie.

W chwili obecnej nikt nie chce prowadzić naszej kadry, a prezes Ludwiczuk co chwilę zapowiada, że nowy trener wkrótce się pojawi. Jakiego szkoleniowca potrzeba naszej kadrze?

- Z wizją i ambicją! Takiego, który chętnie podejmie się temu ciężkiemu wyzwaniu. Mógłby opracować kilkuletni plan pracy z kadrami narodowymi zaczynając od najmłodszych reprezentacji. Musiałby mieć wizje przywrócenia lat świetności w koszykówce. Wiadomo, że każdy kij ma dwa końce i polski związek musiałby obdarzyć takiego trenera ogromnym zaufaniem. "Nie od razu Rzym zbudowano".

Myśli pan, że po obecnie trwającym sezonie, nowy szkoleniowiec naszej reprezentacji zwróci uwagę na Roberta Skibniewskiego?

- Na tym etapie w ogóle teraz o tym nie myślę.

Śledzi pan koszykówkę w Polsce? Asseco Prokom święci triumfy w Eurolidze, podobnie jak koszykarki Wisły Can Pack Kraków.

- Tak śledzę. Staram się być na bieżąco. Prokom i Wisła mogą zrobić coś wielkiego awansując dalej. Obydwa zespoły potrzebują zwycięstwa w najbliższych spotkaniach. Jeśli uda im się ta sztuka to wszyscy ludzie w Polsce będą mieć ogromne powody do radości, bo tak daleko zarówno w żeńskiej jak i męskiej koszykówce chyba nikt nie zaszedł!

To prawda. Może więc będzie to bodziec, który skłoni pana do powrotu do PLK? Myślał pan o tym?

- Nie chodzi o bodziec. Musi być konkretne zainteresowanie i konkretna rozmowa, a nie gdybanie.

W Prostejovie występuje także Radosław Hyży. Jako dwaj Polacy zapewne trzymacie się razem także poza parkietem?

- Radek był już bliski podpisania tutaj kontraktu w poprzednim sezonie. Jest dokładnie takim typem gracza, jakiego szukał nasz trener. Mieszkamy obok siebie i drzwi dla siebie mamy zawsze otwarte. Uwielbiam go jako człowieka i gracza. Bez Radka nie byłoby tak fajnie.

Jak się panu żyje w Prostejovie? Proszę opisać to miasto. Ma pan jakieś ulubione miejsce, gdzie lubi pan spędzać czas?

- Jest to bardzo ładna, kameralna i usportowiona miejscowość. Mieszka tutaj około 50 tyś. osób. Numer jeden dyscypliną sportu tutaj jest żeńska siatkówka. Dziewczyny są mistrzem kraju i w każdym sezonie występują w Eurolidze. W tym sezonie miałem przyjemność bycia na meczach przeciwko Bielsku-Białej oraz Scavolini Pesaro, w którym występuje Katarzyna Skowrońska. Poza tym znajduję się tutaj druga co do wielkości w Europie baza treningowa w tenisa. Piłka nożna i hokej też są na porządku dziennym. Tak więc na brak zajęć nie mogę narzekać. Po każdym meczu staramy się iść całą drużyną na wspólną kolację do którejś z restauracji, a w dzień wolny można się wybrać do Brna, Pragi czy Wiednia, a także oczywiście do Wrocławia.

Śledził pan Igrzyska Olimpijskie w Vancouver? Czesi są dumni z Martiny Sablikovej, która w łyżwiarstwie szybkim zdobyła aż trzy medale. Nam najwięcej radości sprawiła Justyna Kowalczyk oraz Adam Małysz.

- Oczywiście, że śledziłem! Zwłaszcza, że w Czechach wiele emocji towarzyszyło występom Martiny Sablikovej i hokeistom. Niestety Czesi po porażce z Finlandią - co przeżyli mocno koledzy z drużyny - nie zagrali o medale. Na pewno wielką niespodzianką turnieju hokejowego były rozmiary wygranej Kanady nad Rosją. Widać, że Rosjanie przeżywają kryzys w sportach związanymi z łyżwami, w których zawsze byli potęgą. Natomiast najszczęśliwszy ze wszystkich kolegów z drużyny jest Kyle Landry. Jego Kanada zdobyła dwa złote medale w hokeju. Cały czas dogryza Czechom śpiewając w kółko hymn Kanady. Natomiast Sablikova zrobiła tutaj wielką furorę. Do złotego medalu na 3000 m i brązowego na 1500 m w łyżwiarstwie szybkim, dołożyła złoto na 5 km. Ja oczywiście od lat, tak jak cała Polska, kibicuję Adamowi Małyszowi, który na tych Igrzyskach dokonał wspaniałej rzeczy, potwierdzając swoją wielką klasę. Wielki szacunek dla Mistrza za dwa kolejne medale IO. Mega wyczynu dokonała również Justyna Kowalczyk. Chyba spełniła swoje marzenie. Wielkie brawa i respekt dla niej! Chylę czoło!

Komentarze (0)