NBA: 11 zbiórek Gortata, Orlando zmiażdżyło Byki

11 zbiórek i siedem punktów zgromadził na swoim koncie Marcin Gortat. Jego Orlando Magic wygrało po raz siódmy z rzędu, pokonując tym razem Chicago Bulls 111:82. To najlepsza seria zwycięstw wicemistrzów NBA w tym sezonie.

W tym artykule dowiesz się o:

Polski środkowy spędził na parkiecie 24 minuty, znów więcej niż Dwight Howard. W tym czasie nasz rodak nie próżnował, bowiem zebrał aż 11 piłek - najwięcej w całym meczu. W bieżących rozgrywkach tylko dwa razy notował więcej zbiórek w jednym meczu. Oprócz tego Gortat dołożył siedem punktów (3/4 za 2, 1/2 za 1), dwa bloki, asystę i przechwyt.

Dla porównania Superman w ciągu 20 minut zgromadził 12 punktów, sześć zbiórek, dwie asysty, dwa bloki, ale także pięć strat i cztery faule.

Magicy już w pierwszej połowie zapewnili sobie zwycięstwo. Prowadzenie 65:33 rozwiało wszelkie wątpliwości. Dodatkowo kontuzji nabawił się Derrick Rose, który znów ucierpiał po bliskim spotkaniu z Howardem. Rozgrywający Bulls odbił się od potężnie zbudowanego centra gospodarzy i padł na parkiet, uszkadzając nadgarstek. - Kiedy uderzysz w coś, co się nie rusza, zazwyczaj kończy się to upadkiem - krótko skomentował Howard.

Byki, które poległy po raz szósty z rzędu, nie miały prawa rywalizować z rywalami pod koszem. Najzwyczajniej w świecie brakowało im centymetrów , ale nie może być inaczej, skoro ma się w zespole tylko jednego nominalnego centra. Orlando wygrało walkę na tablicach 46:29.

Wśród zwycięzców 26 punktów uzbierał Vince Carter, z czego 21 w pierwszej połowie. Czterech innych zawodników zapisało na swoim koncie co najmniej 11 oczek. Dla Byków 13 punktów zgromadził James Johnson.

Chcące zachować miejsce w najlepszej ósemce Zachodu, Portland Trail Blazers wygrało niezwykle istotny mecz na parkiecie Golden State Warriors. Zespół ze stanu Oregon jeszcze w czwartej kwarcie przegrywał różnicą 13 oczek, ale świetna końcówka w ich wykonaniu pozwoliła przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. - To był mecz, który musieliśmy wygrać - podkreślał Brandon Roy, autor 41 punktów dla Blazers.

Portland przystępowało do czwartej kwarty z wynikiem 83:96, jednak ostatnią część gry wygrało aż 27:9. Co ciekawe Roy zdobył w tym czasie tylko trzy punkty. Głos mieli inni koszykarze Smug - LaMarcus Aldridge oraz Rudy Fernandez, który celnymi trójkami doprowadzi do remisu po 102. - Kluczem była nasza defensywa. Chyba pierwszy raz w historii broniliśmy ich w czwartej kwarcie - dodał Roy.

Przez prawie trzy kwarty Atlanta Hawks nie potrafiła osiągnąć znaczącej przewagi nad Washington Wizards. Dopiero kiedy sprawy w swoje ręce wziął Jamal Crawford, sytuacja uległa zmianie. Jeden z najlepszych rezerwowych w NBA zdobył 12 ze swoich 29 punktów w końcówce przedostatniej odsłony, dzięki czemu Jastrzębie wysforowały się na prowadzenie 85:73.

- On po prostu wchodzi i zmienia oblicze gry. Naprawdę nam pomaga, kiedy tego potrzebujemy. Było remisowo po 66, on wszedł i trafił dwie trójki. To zmieniło całą grę - mówił Al Horford, środkowy Hawks. W ekipie Czarodziei 30 punktów i 10 zbiórek miał Andray Blatche.

Washington Wizards - Atlanta Hawks 99:106 (22:27, 29:27, 22:25, 26:26)

(A. Blatche 30 (10 zb), J. McGee 20, N. Young 17 - J. Crawford 29, J. Johnson 18, A. Horford 18)

Orlando Magic - Chicago Bulls 111:82 (28:17, 37:16, 14:18, 32:31)

(V. Carter 23, M. Barnes 14, B. Bass 13 - J. Johnson 13, T. Gibson 12, H. Warrick 12)

Golden State Warriors - Portland Trail Blazers 105:110 (28:28, 32:30, 36:25, 9:27)

(C. Maggette 24, M. Ellis 17, S. Curry 15 - B. Roy 41, A. Miller 15, L. Aldridge 14)

Komentarze (0)