Sportino spadło do pierwszej ligi, ale czy na pewno?

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po tym, jak koszykarze Sportino przegrali w piątek ze Zniczem (60:67), po zakończeniu obecnych rozgrywek opuszczą ekstraklasę. Sportowo zostaną zdegradowani, ale jest jednak szansa, że i w przyszłym sezonie zagrają na najwyższym poziomie. Stanie się tak, gdy włodarze klubu z Kujaw zdecydują się na wykupienie "dzikiej karty".

- Nie wykluczamy tego ruchu. Jest to jednak uzależnione od finansów, jakimi będziemy dysponować - mówi prezes Sportino Waldemar Buszkiewicz, który zaznacza, że najpierw drużyna zostanie zgłoszona do rozgrywek pierwszej ligi. - Ale gdy pojawią się nowi sponsorzy, pomyślimy o "dzikiej karcie". Zrobimy wszystko, aby dla dobra koszykówki w Inowrocławiu, zespół nadal funkcjonował - dodaje. Sportino już od kilku tygodni było w złej sytuacji w kontekście utrzymania w ekstraklasie. Do zakończenia sezonu zespół ten musiał zwyciężyć we wszystkich meczach, natomiast Kotwica, która znajduje się na ostatnim miejscu niezagrożonym spadkiem, nie mogła wygrać ani razu. - Mamy teoretyczne szanse, ale zamierzamy walczyć. Będzie jednak ciężko, aby wszystkie te warunki zostały spełnione - zapowiadał przed piątkową konfrontacją Aleksander Krutikow, trener ostatniej ekipy ligi.

W potyczce tej, w obu ekipach najskuteczniejsi byli koszykarze, których do polskiej ligi ściągnął obecny szkoleniowiec Znicza Dariusz Szczubiał. W jego zespole 18 punktów, 9 zbiórek i 2 asysty miał Jeremy Chappell, jeden z ciekawszych graczy, jacy biegają obecnie po naszych parkietach. Natomiast w Sportino 19 punktów, po 3 zbiórki i asysty zdobył Quinton Day, który jeszcze w zeszłym sezonie był idolem kibiców w Jarosławiu. To w dużej mierze dzięki niemu, w poprzednich rozgrywkach drużyna z Podkarpacia sportowo utrzymała się PLK. W tych rozgrywkach podobne nadzieje pokładano w nim w Inowrocławiu, ale z zespołem z tego miasta, tej sztuki już nie powtórzył. - Nie wiem, co będzie dalej z tą drużyną. Nie ma sensu teraz się nad tym rozwodzić. Przyjdzie na to czas - podsumował trener Krutikow.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)