Łukasz Wichniarz: Nie oddaliśmy pola bez walki

Sezon 2009/2010 skończył się dla kolejnej drużyny. Kotwica Kołobrzeg przegrała u siebie w Hali Milenium z PGE Turowem Zgorzelec i tym samym zakończyła rywalizację na dwunastym miejscu. Po meczu koszykarze znad morza żałowali, że nie udało się im sprawić sensacji jaką byłoby pokonanie wicemistrza Polski, bo szanse na to nie były wcale znikome. O szczegółach opowiada Łukasz Wichniarz.

W rywalizacji PGE Turowa Zgorzelec z Kotwicą Kołobrzeg próżno było szukać wśród ekspertów głosu, który przemawiałby na korzyść podopiecznych Pawła Blechacza. Wszak zgorzelczanie, pomimo różnorakich problemów, to w dalszym ciągu wicemistrzowie Polski a ich rywal to jedynie dwunasta ekipa sezonu zasadniczego. Okazuje się jednak, że w fazie pre-play-off różnice te uległy zatarciu i kołobrzeżanie nie złożyli łatwo broni. Walczyli przez osiemdziesiąt minut w dwóch meczach i choć ostatecznie przegrali, nie mają się czego wstydzić.

- Przede wszystkim gratuluję zespołowi ze Zgorzelca awansu do ćwierćfinału. W przekroju dwóch spotkań byli drużyną lepszą, choć my staraliśmy się ze wszystkich sił - mówi Łukasz Wichniarz, skrzydłowy Kotwicy, który w czwartkowym pojedynku był jednym z jaśniejszych punktów swojej ekipy. W przeciągu 38 minut rzucił 18 oczek, zebrał pięć piłek i wymusił cztery przewinienia na graczach rywali. Po ostatniej syrenie nie chciał jednak komentować swojego występu. - Gra, wygrywa i przegrywa cały zespół a nie jeden zawodnik.

Choć PGE Turów był zdecydowanym faworytem tej konfrontacji pre-play-off, na parkiecie nie było widać dysproporcji, jaka dzieliła oba kluby w sezonie zasadniczym. Nie było też widać faktu, że kołobrzeżanie mają kilkukrotnie niższy budżet. - Myślę, że możemy chodzić z podniesioną głową. O ile można tak powiedzieć, nie oddaliśmy pola walki bez walki i jestem dumny z siebie i moich kolegów. Nie odpadliśmy przecież z byle kim. Turów to klasowy zespół. W dalszym ciągu są przecież wicemistrzem Polski i nikt nie może być pewien jak dalej potoczy się sezon - zauważa Wichniarz i ma rację. Jego klub przegrał co prawda dwa mecze, ale znikomą różnicą punktów - w poniedziałek 80:83, a w czwartek 78:80.

Jednakże mimo wielu płomiennych słów na temat przebiegu rywalizacji, sezon dla Kotwicy już się skończył a dla drużyny, która jeszcze rok temu walczyła w ćwierćfinale PLK, to uczucie nie może być łatwe. Choć z drugiej strony, zaledwie kilka tygodni temu team trenera Blechacza nie wiedział czy utrzyma się w lidze i czy w ogóle przystąpi do rywalizacji w fazie pre-play-off. - Fakt, sezon już się kończy i niedługo każdy z nas rozjedzie się do swoich domów, ale myślę, że to jest dobry moment na złożenie podziękowań wszystkim tym, którzy nigdy w nas nie zwątpili. Mam tutaj na myśli kibiców i władze miasta. Oni zawsze byli z nami i mogliśmy na nich liczyć - dodaje zawodnik kołobrzeżan.

Polski skrzydłowy może rozgrywki 2009/2010 zaliczyć do udanych. We wszystkich 28 spotkaniach wystąpił w pierwszej piątce i średnio na parkiecie spędzał prawie 32 minuty. W tym czasie zdobywał 11,3 punktu, 2,9 zbiórki i 1,5 asysty. Warto dodać, że ten sezon był dla niego czwartym w barwach Kotwicy. Wcześniej w zespole "Czarodziei z Wydm" występował w latach 2003/2006. Czy zostanie tutaj na dłużej? Tego dowiemy się nie prędzej niż za kilka miesięcy.

Komentarze (0)