W rywalizacji PGE Turowa Zgorzelec z Kotwicą Kołobrzeg próżno było szukać wśród ekspertów głosu, który przemawiałby na korzyść podopiecznych Pawła Blechacza. Wszak zgorzelczanie, pomimo różnorakich problemów, to w dalszym ciągu wicemistrzowie Polski a ich rywal to jedynie dwunasta ekipa sezonu zasadniczego. Okazuje się jednak, że w fazie pre-play-off różnice te uległy zatarciu i kołobrzeżanie nie złożyli łatwo broni. Walczyli przez osiemdziesiąt minut w dwóch meczach i choć ostatecznie przegrali, nie mają się czego wstydzić.
- Przede wszystkim gratuluję zespołowi ze Zgorzelca awansu do ćwierćfinału. W przekroju dwóch spotkań byli drużyną lepszą, choć my staraliśmy się ze wszystkich sił - mówi Łukasz Wichniarz, skrzydłowy Kotwicy, który w czwartkowym pojedynku był jednym z jaśniejszych punktów swojej ekipy. W przeciągu 38 minut rzucił 18 oczek, zebrał pięć piłek i wymusił cztery przewinienia na graczach rywali. Po ostatniej syrenie nie chciał jednak komentować swojego występu. - Gra, wygrywa i przegrywa cały zespół a nie jeden zawodnik.
Choć PGE Turów był zdecydowanym faworytem tej konfrontacji pre-play-off, na parkiecie nie było widać dysproporcji, jaka dzieliła oba kluby w sezonie zasadniczym. Nie było też widać faktu, że kołobrzeżanie mają kilkukrotnie niższy budżet. - Myślę, że możemy chodzić z podniesioną głową. O ile można tak powiedzieć, nie oddaliśmy pola walki bez walki i jestem dumny z siebie i moich kolegów. Nie odpadliśmy przecież z byle kim. Turów to klasowy zespół. W dalszym ciągu są przecież wicemistrzem Polski i nikt nie może być pewien jak dalej potoczy się sezon - zauważa Wichniarz i ma rację. Jego klub przegrał co prawda dwa mecze, ale znikomą różnicą punktów - w poniedziałek 80:83, a w czwartek 78:80.
Jednakże mimo wielu płomiennych słów na temat przebiegu rywalizacji, sezon dla Kotwicy już się skończył a dla drużyny, która jeszcze rok temu walczyła w ćwierćfinale PLK, to uczucie nie może być łatwe. Choć z drugiej strony, zaledwie kilka tygodni temu team trenera Blechacza nie wiedział czy utrzyma się w lidze i czy w ogóle przystąpi do rywalizacji w fazie pre-play-off. - Fakt, sezon już się kończy i niedługo każdy z nas rozjedzie się do swoich domów, ale myślę, że to jest dobry moment na złożenie podziękowań wszystkim tym, którzy nigdy w nas nie zwątpili. Mam tutaj na myśli kibiców i władze miasta. Oni zawsze byli z nami i mogliśmy na nich liczyć - dodaje zawodnik kołobrzeżan.
Polski skrzydłowy może rozgrywki 2009/2010 zaliczyć do udanych. We wszystkich 28 spotkaniach wystąpił w pierwszej piątce i średnio na parkiecie spędzał prawie 32 minuty. W tym czasie zdobywał 11,3 punktu, 2,9 zbiórki i 1,5 asysty. Warto dodać, że ten sezon był dla niego czwartym w barwach Kotwicy. Wcześniej w zespole "Czarodziei z Wydm" występował w latach 2003/2006. Czy zostanie tutaj na dłużej? Tego dowiemy się nie prędzej niż za kilka miesięcy.