Nie jestem maszyną - rozmowa z Łukaszem Pacochą, rozgrywającym KKS Tychy

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Łukasz Pacocha był nie tylko liderem KKS Tychy w sezonie 2009/2010, ale i najbardziej eksploatowanym koszykarzem pierwszoligowych parkietów. Był to już jednak ostatni sezon tego zawodnika w tym klubie, o czym mówi w rozmowie z naszym portalem. Jak sam przyznaje, zrobił dla swojej drużyny wszystko co tylko mógł, żeby wprowadzić KKS do PLK.

W tym artykule dowiesz się o:

Krzysztof Kaczmarczyk: KKS Tychy za cel miał wywalczyć awans do ekstraklasy. Kolejny sezon sztuka ta jednak nie udała się, a tym razem sezon zakończył się już w ćwierćfinale, gdzie lepszy od KKS-u okazał się ŁKS. Cel zatem kolejny raz został niezrealizowany...

Łukasz Pacocha: To prawda, cel nie został zrealizowany. Zostałem w tym klubie na kolejny sezon po to, aby w końcu awansować. Nie udało się. Przyczyna? W tym roku nie mieliśmy szczęścia. I to nie jest tak, że nie chcieliśmy. Wręcz przeciwnie, uważam, iż każdy z nas dał z siebie wszystko, ale ŁKS okazał się być tego dnia lepszy.

Czego zabrakło tyskiemu zespołowi w walce z ŁKS-em? KKS miał przecież przewagę własnego parkietu i chyba wszystkie atuty po swojej stronie.

- Odpowiedz na to pytanie jest trudna, bo nie da się powiedzieć czego nam zabrakło. Zagraliśmy słabo dwa ostatnie mecze i dlatego przegraliśmy.

Prezes Teresa Dembowska uważa za jedną z przyczyn porażki twoją słabą dyspozycję w decydujących meczach. "To już kolejny raz, gdy w decydujących momentach nie możemy na niego liczyć. Podobna sytuacja miała miejsce w poprzednim sezonie, gdy przegraliśmy awans ze Stalą Stalowa Wola" - to jej słowa dla portalu sportslaski.pl. Jak Ty ustosunkowałbyś się do tych słów?

- Zafundowano mi w Tychach w tym sezonie 1052 minuty na boisku w rozegranych 30 meczach. To najwyższy wynik w całej pierwszej lidze. Takiej dawki eksploatacyjnej nie wytrzymają najlepsi sportowcy. Nie jestem maszyną zaprogramowaną na zwycięstwo. Ja także mam swoje gorsze i lepsze dni.

W tegorocznym sezonie ponownie byłeś liderem KKS-u i niejednokrotnie prowadziłeś zespół do ważnych wygranych. Serię z ŁKS-em (oprócz pierwszego spotkania) miałeś słabszą pod względem punktowym, ale koszykówka to przecież gra zespołowa. Można powiedzieć, że w decydujących meczach nie dostałeś odpowiedniego wsparcia od kolegów i dlatego zespół przegrał? W pojedynkę bowiem trudno wygrywać mecze o tak wysoką stawkę.

- Zapewne zabrakło moich punktów, ale tak jak Pan redaktor podkreślił, jest to sport drużynowy a nie indywidualny. Nie można liczyć wyłącznie na jednego zawodnika.

W kuluarach mówiło się, że duży wpływ na wynik mogły mieć zaległości finansowe klubu wobec zawodników. Możesz jakoś ustosunkować się do tych wieści?

- Temat ten jest bardzo interesujący, niestety na dzień dzisiejszy nie będę wypowiadał swojej opinii w mediach, chociaż nie ukrywam, iż liczę na wywiązanie się zarządu z kontraktu...

KKS w sezonie 2009/2010 zespół prowadził Mariusz Niedbalski, młody i ambitny trener. W poprzednim sezonie współpracowałeś w Tychach z Tomaszem Służałkiem, zupełnie innym trenerem. Można tych dwóch trenerów porównać ze sobą? I jak współpracowało się Tobie z Mariuszem Niedbalskim?

- Moim zdaniem są to dwie inne postacie. Z innym warsztatem koszykarskim. Od trenera Niedbalskiego wiele się nauczyłem. Był otwarty na propozycje i brał pod uwagę nasze sugestie. Może jeszcze kiedyś dana nam będzie współpraca.

"Graliśmy nierówno i bardzo dobre występy przeplataliśmy słabymi. Nie byliśmy zespołem, w którym jeden "umrze" na boisku za drugiego" - to słowa Niedbalskiego. Czy zatem atmosfera wśród zawodników w Tychach nie pozwoliła tworzyć zespołu, który będzie monolitem?

- Wręcz przeciwnie, atmosfera w zespole była dobra. Dogadywaliśmy się bez problemów, ale dlaczego tej komunikacji nie potrafiliśmy przełożyć na boisko, do dziś jest dla mnie zagadką.

Prezes Dembowska powiedziała, że w Tychach dojdzie do przebudowy składu. Jak myślisz, czy twoje nazwisko jest na liście zawodników, która w Tychach będzie rozgrywała swój kolejny sezon? Czy być może nie masz już ochoty występować w śląskim klubie?

- Po słowach wypowiedzianych przez panią Dembowską na pewno nie będzie mnie tutaj w następnym sezonie. Dziwi mnie fakt, że dowiedziałem się o pretensjach skierowanych w moją stronę z portalów internetowych, a nie osobiście. Mimo wszystko, życzę tyszanom, aby koszykówka w dalszym ciągu przysparzała im pozytywnych emocji.

18,8 punktu, 4 asysty i 3,4 zbiórki - takie średnie na mecz miał w tym sezonie Łukasz Pacocha. Z takimi statystykami trudno przecież powiedzieć, że zawiodłeś. Trudno również przypuszczać, żebyś miał jakiekolwiek problemy z ewentualnym znalezieniem nowego pracodawcy...

- Miło mi słyszeć, że są ludzie, którzy mnie doceniają i uważają, że problem nie leży tylko w osobie Łukasza Pacochy. Czytając komentarze na portalach interentowych chciałbym w tym miejscu podziękować kibicom za wsparcie. Na dzień dzisiejszy potrzebuję spokoju i odpoczynku, ten sezon dużo zdrowia mnie kosztował. Obecnie chwila relaksu a dopiero potem będę zastanawiał się co dalej.

Źródło artykułu: