Wszyscy napalają się na rywalizację z nami - rozmowa z Mujo Tuljkoviciem, skrzydłowym Anwilu Włocławek

Anwil Włocławek pokonał Polonię Azbud Warszawa w drugim meczu ćwierćfinałowym play-off Tauron Basket Ligi, choć zwycięstwo gospodarzom przyszło o wiele trudniej, niż we wtorek. Wśród podopiecznych Igora Griszczuka ciężko wyróżnić konkretnego zawodnika, gdyż nieźle spisał się cały zespół, a m.in. Mujo Tuljković, który do 16 punktów dodał pięć zbiórek, a po ostatniej syrenie chętnie odpowiadał na pytania specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: To był jeden z najdziwniejszych meczów w tym sezonie w wykonaniu Anwilu...

Mujo Tuljković: Przede wszystkim uważam, że to był naprawdę dobry mecz. Na początku graliśmy swoją koszykówkę i praktycznie wszystko nam wychodziło. Trafialiśmy z daleka, z bliska, po podaniach, po indywidualnych akcjach, wszystko. Później jednak gdzieś pogubiliśmy się w kwestii koncentracji, przestały nam wpadać trójki, chyba trzy czy nawet cztery takie próby z rzędu nie doszły celu, a na dodatek zaczęliśmy popełniać niepotrzebne błędy w obronie i zakończyło się tak, jak się zakończyło, czyli po prostu bardzo szczęśliwie dla nas.

Jak to możliwe, że jeszcze na dwie-trzy minuty wygrywacie różnicą 11 oczek, a po chwili z drżycie o losy meczu w ostatnich sekundach?

- Kompletnie przespaliśmy końcówkę, ale nie jestem w stanie powiedzieć ze szczegółami co poszło nie tak. Muszę obejrzeć wideo, żeby być trochę mądrzejszy... Na pewno też trener powie nam jakie popełniliśmy błędy i co musimy koniecznie poprawić. Póki co jedziemy do Warszawy na trzeci mecz i mam nadzieję, że go wygramy, a jak się zaczną półfinały, nie może być już miejsca na takie sytuacje. Co ja mówię - po prostu nie wolno nam tak zagrać już nigdy więcej.

Zwycięstwo osiągnięte w szczęśliwych okolicznościach, ale u nas Polsce mówi się, że "szczęście sprzyja lepszym"...

- Dokładnie tak jest. W Bośni z kolei mówimy: "Bóg jest zawsze po stronie tego, kto jest dobry" i ja się z tym zgadzam w stu procentach. Potrzebowaliśmy szczęścia, żeby wygrać ten mecz i rzeczywiście w końcówce ono nam towarzyszyło, ale przecież nic nie wzięło się z przypadku, z niczego. Na to szczęście zapracowaliśmy sobie postawą w kluczowych dwóch akcjach. Przecież gdy ważyły się losy meczu, pokazaliśmy przy pełnej koncentracji, że potrafimy obronić bardzo trudną akcję. Mam tutaj na myśli blok Alexa (Dunna - przyp. M.F.), który był po prostu kapitalny. Aczkolwiek z drugiej strony - mam nadzieję, że to już ostatnia taka nasza sytuacja i to się więcej nie powtórzy. Nie można wszystkiego zostawiać szczęściu.

Po wczorajszym, jakże udanym, spotkaniu podniosła się dyskusja czy dzisiaj wynik będzie podobny, czy może wyższy. Tymczasem Polonia pokazała wielki zapał do gry i była naprawdę blisko sensacji...

- Polonia to bardzo dobra drużyna. Bardzo dobrze grająca i bardzo ambitnie grająca. Na pewno na ich aktualną postawę wpływa brak Mariusza Bacika czy Josha Alexandera, bo to klasowi koszykarze. Ale mimo to, że ich jednak nie ma w składzie, warszawiacy i tak prezentują się naprawdę solidnie. W obronie musimy na nich ciągle uważać, musimy za nimi ciągle biegać i pomagać sobie gdy oni grają jeden na jednego. Bo oni głównie stosują właśnie taki atak. Tam nie ma wielkich schematów, ale jest wykorzystanie indywidualnego potencjału koszykarzy, którzy chętnie grają ze swoim obrońcą. Ciężko nam się gra także z tego powodu, że Anwil to Anwil i wszyscy napalają się na rywalizację z nami. Każdy by chciał z nami wygrać, tym bardziej w Hali Mistrzów.

Spodziewaliście się tak wyrównanego meczu?

- Spodziewaliśmy się walki od pierwszej do ostatniej minuty i tak właściwie było. Co prawda ktoś może powiedzieć, że pewnie prowadziliśmy w pierwszej połowie, ale przecież my okupiliśmy to ciężką walką. Wiedzieliśmy, że Polonia będzie chciał zagrać na maksa i na pewno nam nie odpuści. Wyszli na parkiet naprawdę skoncentrowani.

Trener Igor Griszczuk na konferencji prasowej miał do was wiele pretensji o straty, których popełniliście aż 15...

- I znowu te straty... Z Prokomem też mieliśmy 18 strat, tyle, że Polonia Azbud to nie Prokom i nie powinniśmy dopuszczać do takich sytuacji. To był właśnie jeden z elementów, z powodu, których tak słabo graliśmy w drugiej części meczu. Brakowało nam dokładności, czasami zbyt pochopnie podjęliśmy jakąś decyzję i tak to wyszło. Teraz mamy kilka dni przerwy, spokojnie obejrzymy sobie wideo i zobaczymy z czego wynikały te nasze błędy. Trener z pewnością wypunktuje je i w Warszawie już ich unikniemy.

Wszyscy jednak zgodnie powtarzają, że w play-off nie ważne jest iloma punktami drużyna wygrywa, ale czy wygrywa w ogóle. Wszak w serii prowadzenie 2-0 i to liczy się teraz najbardziej.

- Oczywiście, to wynik idzie w świat, a nie postawa zespołu. I oczywiście kibice nie będą analizować naszej gry tylko spojrzą na aktualny wynik serii. My, koszykarze, musimy jednak zwrócić trochę uwagę na to, jak gramy, by już więcej nie powielać tych samych, niepotrzebnych błędów. Zwycięstwo samo w sobie bardzo nas cieszy, ale to nie jest tak, że zadowolimy się nim. Nie możemy pozwolić sobie na kolejne pomyłki podczas meczów, czy problemy z koncentracją, więc z pewnością będziemy chcieli zwrócić uwagę na detale.

Odczuwacie brak Dru Joyce’a?

- Na pewno tak. Zawsze to lepiej, gdy rotacja przebiega naturalnie i rzucający obrońca nie musi nagle wziąć piłki i jej rozgrywać. Zawsze wychodziłem z założenia, że na niskich pozycjach im więcej koszykarzy, tym lepiej. Intensywność gry, intensywność poruszania się na parkiecie jest wśród obrońców bardzo duża i zmiennicy są szalenie potrzebni. No ale na szczęście Dru ma niedługo do nas wrócić, a wraz z nim wróci porządek naszej koncepcji gry.

Komentarze (0)