Nie pałamy rządzą rewanżu za porażkę z Górnikiem w Świebodzicach. Każdy mecz jest dla nas tak samo ważny, gdyż tylko z takim podejściem będziemy w stanie walczyć o wysokie cele - przekonywał przed spotkaniem Dragisa Drobnjak, koszykarz PGE Turowa. Boisko pokazało jednak, że zgorzelczanie najwyraźniej po raz drugi zlekceważyli beniaminka.
Należy wspomnieć o stracie, jaką doznała przygraniczna ekipa. W nocy na nagły zawał serca zmarł bowiem inż. Zbigniew Kamiński, wieloletni prezes Turowa Zgorzelec. Miał 57 lat. - Przyjechałem do Zgorzelca między innymi spotkać wielu znajomych. Z jednym człowiekiem niestety nie udało mi się zobaczyć. Bardzo wiele mu zawdzięczam i chciałem zadeklarować, że nigdy nie zapomnę o tym, co zrobił dla zgorzeleckiej koszykówki, a także dla mnie - stwierdził trener Górnika Radosław Czerniak. Podobnego zdania był trener "czarno-zielonych" Saso Filipovski. - Zgorzelec stracił bardzo ważną osobę. To był bardzo dobry człowiek i w imieniu trenerów oraz koszykarzy składam rodzinie najszczersze kondolencje - powiedział.
Spotkanie rozpoczęło się od wymiany ciosów, a żadna z ekip nie była w stanie odskoczyć na dłuższy dystans. Dopiero w ostatniej sekundzie pierwszej kwarty do boju "górników" poderwał Tomasz Zabłocki, trafiając zza linii 6,25m i goście prowadzili 18:16. Górnik rozkręcał się z minuty na minutę i pod koniec drugiej kwarty prowadził różnicą 12. punktów. - Nie podeszliśmy do tego meczu tak skoncentrowani, jak powinniśmy. Popełnialiśmy zbyt dużo prostych błędów, jakie nie zdarzają się nawet drużynom juniorskim - stwierdził po zawodach Dragisa Drobnjak. Zgorzelczan stać było jednak na zryw i głównie dzięki znakomitej serii wprowadzonego na parkiet Marco Scekica zbili przewagę przyjezdnych do dwóch punktów (34:36). Wydawało się, że po zmianie stron rozpędzeni gospodarze odwrócą losy meczu. Wówczas jednak dał o sobie znać Tomasz Zabłocki. W trzeciej kwarcie były koszykarz PGE Turowa świetnie spisywał się w ataku, a wspólnie z Łukaszem Wichniarzem w tej części gry aż sześć razy trafił zza linii 6,25m. Dzięki temu Górnik zbudował przewagę rzędu 17. punktów!
- Po 10. latach spędzonych w Turowie przyjechałem tutaj i odniosłem z drużyną wygraną. Odkąd odszedłem ze Zgorzelca nigdy tutaj nie zwyciężyłem. Chciałem podziękować całemu zespołowi, bo każdy, kto pojawił się na parkiecie, dawał z siebie wszystko - cieszył się Zabłocki.
Zgorzelczan stać było wprawdzie jeszcze na zryw. W ostatnich momentach meczu zdołali oni jeszcze zbliżyć się do rywala na dystans pięciu punktów, lecz w najważniejszych momentach zawiodła ich skuteczność. Odnotujmy, że na 19 prób rzutów zza linii 6,25 gospodarze trafili zaledwie 4 razy. Dla odmiany Górnik na 17 prób trafił aż 12 razy! - Wykorzystaliśmy słabszy moment rywali, bo nie oszukujmy się niewiele jest takich dni, w których możemy Turów pokonać. Dziś wychodziło nam praktycznie wszystko, a najlepsi strzelcy Turowa oddawali niecelne rzuty i wydawało mi się, że byli zmęczeni. To zadziałało na nasza korzyść mimo tego, że graliśmy bez swojego najlepszego w tej chwili strzelca Krisa Clarksona. Kiedyś czytałem taką sekwencję: "jeżeli chcesz, aby zespół grał lepiej pozbaw go lidera". Tak to dzisiaj wyglądało. Zagraliśmy na fenomenalnej skuteczności jeśli chodzi o rzuty za dwa i trzy punkty. To zadecydowało o naszym sukcesie - komentował po meczu trener Górnika Czerniak.
- Dziś Górnik był po prostu lepszy i wygrał zasłużenie. Naszym kibicom należą się przeprosiny, bo rozegraliśmy we własnej hali najgorszy mecz od półtora sezonu - smucił się z kolei szkoleniowiec PGE Turowa Saso Filipovski.
PGE Turów Zgorzelec - Górnik Wałbrzych 73:79 (16:18, 18:18, 19:28, 20:15)
PGE Turów: David Logan 13, Thomas Kelati 11, Marko Scekic 10, Slobodan Ljubotina 9, Dragisa Drobnjak 8, Andres Rodriguez 7, Iwo Kitzinger 5, Robert Witka 5, Robert Skibniewski 3, Harding Nana 2.
Górnik: J.J. Montgomery 16, Tomasz Zabłocki 16, Łukasz Wichniarz 14, Kristijan Ercegović 12, Ime Oduok 9, Tezale Archie 7, Rafał Glapiński 5.