Już po pierwszej kwarcie niedzielnego spotkania Trefl Sopot wyszedł na nieznaczne prowadzenie w starciu z PGE Turowem Zgorzelec. Gospodarze jak zwykle oparli swoją ofensywę na kreatywności Michaela Wrighta, waleczności Konrada Wysockiego i snajperskich umiejętnościach Justina Graya, lecz sopocianie byli na to przygotowani. W sobotę trójka ta zdobyła aż 60 punktów z 87 całego zespołu, zaś w czwartym meczu konfrontacji - tylko 42. - Jestem bardzo szczęśliwy, ponieważ wygraliśmy naprawdę ciężkie spotkanie - mówi Karlis Muiznieks, trener Trefla.
Łotysz dokonał tym samym nie lada sztuki. Przechytrzyć pod względem taktycznym Andreja Urlepa to nadal wielka sprawa. Słoweniec nie przewidział, że szkoleniowiec sopockiej drużyny skoncentruje całą swoją defensywę na wspomnianej trójce. Wright był umiejętnie odciągany od kosza, a naciskany przez Cliffa Hawkinsa Gray - pudłował na potęgę (tylko 1/6 z gry) i sfrustrowany popełniał straty oraz faulował. - Muszę przyznać, że pokazaliśmy charakter i mogę być bardzo zadowolony ze swoich koszykarzy. Jestem dumny z tego, jaką pokazali koszykówkę i jak dojrzali do tego sukcesu - cieszy się Muiznieks.
Szkoleniowiec beniaminka, który osiągnął właśnie historyczny sukces, zwrócił jeszcze uwagę na jeden bardzo ważny aspekt. - Zagraliśmy jak prawdziwy zespół, walecznie i z ambicją i to pomimo tego, że byliśmy naprawdę mocno zmęczeni bo odpoczywaliśmy zaledwie piętnaście godzin. Przecież sobotnie spotkanie zakończyło się przed godziną 21, a niedzielne - rozpoczęło się o 14 - wyjaśnia opiekun Trefla.
Wygrana i awans są o tyle cenniejsze, że trener Urlep dysponował zespołem złożonym z 10-11 koszykarzy, podczas gdy węższa kadra Trefla została jeszcze uszczuplona w trakcie rywalizacji o najważniejsze ogniwo - Litwina Sauliusa Kuzminskasa, który doznał kontuzji. - Nie była to dla nas łatwa seria. Turów nie poddał się bez walki i starał się wydrzeć każdą akcję, każdą piłkę. To była naprawdę konfrontacja dwóch zespołów, które na parkiecie walczą do ostatnich sekund. Tym bardziej jestem dumny, bo przecież los nas nie oszczędzał - tłumaczy Muiznieks w kontekście absencji litewskiego środkowego.
- Ćwierćfinały to już przeszłość - zapowiada jednak szkoleniowiec sopocian, dodając po chwili - Oczywiście jesteśmy bardzo szczęśliwi, ale teraz czekają nas ważne mecze w półfinale. Asseco Prokom to wyjątkowy zespół, ale na pewno będziemy chcieli zagrać na miarę naszych możliwości i nie odpuścimy żadnego meczu. W sezonie zasadniczym Trefl dwukrotnie przegrał z mistrzem Polski, choć oba spotkania były na styku. Pierwsze w Gdyni faworyci wygrali różnicą ledwie sześciu oczek 84:78, podczas gdy w drugim starciu ekipa z Sopotu przegrywała jeszcze po trzech kwartach tylko dwoma punktami, by ostatecznie ulec 62:72.
Emocji z pewnością nie zabraknie, a smakowicie zapowiada się rywalizacja będącego w gazie Lawrence’a Kinnarda (w ćwierćfinałach średnio ponad 20 punktów i prawie 8 zbiórek) z Qyntelem Woodsem. Pojedynek aspirującego amerykańskiego skrzydłowego z mającym statut gwiazdy może okazać się kluczowy dla losów tego pojedynku. - Mam nadzieję, że po prostu pokażemy się z dobrej strony - kończy swoją wypowiedź Muiznieks.