Gdy pod koniec trzeciej kwarty jeden z głębokich rezerwowych Regalu FC Barcelona, Victor Sada trafił niesamowitą trójkę z ponad siedmiu metrów, a Katalończycy wyszli na prowadzenie 64:50, koszykarzom Olympiacosu Pireus opadły ręce. Grecka ekipa długo walczyła, by odrobić straty z pierwszej połowy i choć nie szczędziła sił, by jeszcze rzutem na taśmę powalczyć o zwycięstwo w czwartej kwarcie, psychicznie nie była w stanie się już podnieść.
Tym samym "Barca" wygrała aż 20 z 22 meczów w tym sezonie, włączając w to ten najważniejszy i będąc zdecydowanie najlepszą ekipą na Starym Kontynencie. Architektem tego sukcesu jest 38-letni trener Xavi Pascual. Hiszpan jeszcze kilka lat temu był zupełnie nieznanym szkoleniowcem, jednym z wielu zajmujących się drużyną rezerw Barcelony. W roku 2008 otrzymał jednak niepowtarzalną szansę. Decyzja kierownictwa okazała się strzałem w dziesiątkę, bowiem już w swoim debiutanckim sezonie Pascual doprowadził drużynę do mistrzostwa ACB, a w drugim - do mistrzostwa Euroligi.
- Trenerzy zawsze żyją ostatnim meczem, który dla mnie okazał się niewiarygodnym, najpiękniejszym momentem w karierze. W naszym świecie kilka przypadkowych porażek i jesteś skończony, zaś do sukcesu droga jest długa i wyboista. Ale nigdy nie powinno się wątpić. Trzeba iść prosto i stawiać czoło wszystkim przeciwnościom - tłumaczył Pascual, który jako młody trener miał na początku swojej przygody z Barceloną wiele problemów. Musiał wywalczyć sobie autorytet, a także przekonać wielkie gwiazdy do swojej taktyki. - Ten zespół miał problemy z pewnością siebie. Problemy w ataku, w obronie, we wszystkim. Wspólnie jednak zajęliśmy się każdym elementem.
Praca z koszykarzami i znalezienie wspólnego języka z gwiazdami w postaci Juana Carlosa Navarro czy Jaki Lakovicia była bardzo żmudna, ale teraz Pascual zbiera jej owoce. - Jestem niesamowicie wzruszony. Wygraliśmy aż 20 meczów w tym sezonie, przegraliśmy tylko dwa... Ciężko powiedzieć teraz cokolwiek mądrego. Drużyna w ciągu roku zrobiła olbrzymie postępy, ale co ważniejsze - mentalnie stała się jednością. Jestem naprawdę dumny z moich chłopaków. To przede wszystkim ich sukces - mówił uśmiechnięty szkoleniowiec.
Jego podopieczni w niedzielnym finale już w pierwszej kwarcie wyszli na kilkupunktowe prowadzenie, którego później tylko konsekwentnie pilnowali. Zaś gdy Olympiacos starał się odrobić straty, przyspieszali tempo gry i odskakiwali na bezpieczną przewagę. - Dzisiaj bardzo dobrze wymienialiśmy podania. Były akcje zarówno szybkie, zaskakujące, jak i stateczne. Kilka trójek trafił Juan Carlos, inni koszykarze dzielnie go wsparli. Zagraliśmy dobrą obronę, wykorzystywaliśmy rzuty wolne i zdominowaliśmy tablice - wyliczał Pascual, zapytany o powody, które zaważyły na końcowym wyniku.
Defensorzy z Hiszpanii wykonali kawał wielkiej pracy w pilnowaniu najlepszego strzelca nie tylko Olympiacosu, ale i całej Euroligi - Linasa Kleizy. Litwin trafił tylko cztery rzuty z gry i pomylił się w trzech osobistych na siedem prób, a co najważniejsze - zdecydowaną większość ze swoich 13 punktów uzyskał dopiero w czwartej kwarcie, gdy losy spotkania były już praktycznie rozstrzygnięte. - Odcięliśmy Kleizę od podań i od łatwych rzutów - to fakt, ale sądzę, że umiejętne ograniczenie poczynań innego zawodnika było ważniejsze. Mam tu na myśli Theo Papaloukasa - zaskoczył szkoleniowiec Barcelony, a po chwili wyjaśnił: - On gra kapitalnie z wysokimi, tymczasem my zmusiliśmy go, by po pick-and-rollach rzucał, a nie podawał wysokim. I choć zdobył sporo punktów, lepsze dla Olympiacosu byłoby to, gdyby mógł podawać środkowym.
Dzięki trofeum wywalczonemu w Paryżu, Barcelona powróciła do absolutnej elity europejskich drużyn i powtórzyła sukces sprzed siedmiu lat. W roku 2003 Final Four odbywało się jednak w stolicy Katalonii, więc ówcześni podopieczni Svetislava Pesicia byli murowanym kandydatem do złota. Przy okazji niedzielnego triumfu Pascual przypomniał dziennikarzom jeszcze jedną datę. - Pamiętacie rok 1997? Wtedy Barcelona również grała w finale Euroligi z Olympiacosem i przegrała 58:73, a ja byłem wówczas w kilkutysięcznym tłumie kibiców na hali PalaLottomatica w Rzymie. Gdyby wtedy, trzynaście lat temu, ktoś powiedział mi, że w roku 2010 poprowadzę swój ukochany klub z ławki trenerskiej w podobnym meczu i jeszcze go wygram, na pewno wybuchnąłbym śmiechem. I co mam dzisiaj powiedzieć? - wyznał Pascual, nie kryjąc wzruszenia.