Po polsku mówi tylko trochę, ale zaznacza, że uczy się języka. - Chciałbym móc płynnie porozumiewać się z ojcem - wyjaśnia. Ani razu nie był też jeszcze w naszym kraju - Ale chcę go poznać, szczególnie Łódź - twierdzi. Bardzo interesuje się historią swojej rodziny - Jestem jej ciekaw, ale także miejsc, gdzie dorastał mój dziadek. Stefan Błaszczyński, syn Alexa, który jest Polakiem, i Pam Błaszczyńskich, być może niedługo dostanie taką szansę. Jest po rozmowach z polskimi agentami, a te mogą zaowocować transferem do naszej ligi. Jego atutem w tych negocjacjach będzie polski paszport. - Złożyłem wszystkie potrzebne dokumenty. W grudniu powinienem mieć polskie obywatelstwo - mówi zawodnik Parramatta Wildcats - rzucający obrońca lub niski skrzydłowy, gwiazda tego zespołu i całej dywizji Waratah w lidze ABA, drugiej co do rangi w Australii. Błaszczyński gra w niej czwarty rok, a od samego początku jest jej czołowym zawodnikiem. W trzech poprzednich latach dwukrotnie w jego ręce trafiła statuetka dla MVP, trzy raz był najlepszym strzelcem rozgrywek.
Błaszczyński urodził się w Australii, tam też mieszka dziś. Trudno jednak określić, jak potoczyłyby się jego kariera, i w jakim miejscu byłby teraz, gdyby w 2007 roku nie wrócił do swojego kraju. Był wtedy testowany przez dwa zespoły ligi Leb Gold, która jest zapleczem najlepszych europejskich rozgrywek, hiszpańskiej ACB. O powrocie zadecydowały względy rodzinne. - Wróciłem, bo zachorował mój tata. Ale teraz, kiedy czuje się już lepiej, chciałbym jeszcze raz spróbować swoich sił na parkietach Starego Kontynentu - tłumaczy Stefan.
Alex, ojciec zawodnika, do Australii przyjechał wraz z rodzicami i bratem tuż po wojnie. Był wówczas jeszcze dzieckiem. - On cały czas bardzo kocha Polskę, jest z nią związany, interesuje się tym, co dzieje się w kraju. Od czasu, kiedy z niego wyjechał, miał potem kilka okazji do odwiedzin - opowiada koszykarz, który w jednej drużynie występuje obecnie wraz z bratem - Kristianem. - Jeśli chodzi o koszykówkę, to można powiedzieć, że poszedłem jego w ślady. Najpierw chodziłem na zajęcia, w których on uczestniczył, następnie sam zacząłem grać. Miałem wtedy osiem lat. Od razu pokochałem ten sport i tak pozostało mi do dziś - uśmiecha się Stefan. - Kristian grał później w Sydney Razorbacks. Doznał jednak kontuzji kolana i musiał na jakiś czas zrobić sobie przerwę - dodaje.
Dla Stefana równie ważna co koszykówka, była nauka. Wyjechał więc do Stanów Zjednoczonych - tam zdobył wykształcenie, ale również w piękny sposób zapisał się w historii uczelnianej drużyny z Nicholls State. W statystyce najskuteczniejszych obejmującej wszystkie sezony z wynikiem 1373 "oczek" zajmuje 9. miejsce, był też pierwszym, który w ekipie Colonels uzyskał triple - double (11 pkt., 10 as., 16 zb.), znalazł się w pierwszej piątce dywizji Southland, której z 19, 9 pkt. był najlepszym strzelcem. - Pobyt w USA dał mi naprawdę dużo. Grając tam stałem się silniejszy, poprawiłem swój rzut, kontrolę nad piłką. Zresztą nie miałem wyjścia. Rywalizowałem z graczami, którzy teraz są w NBA - opowiada z uśmiechem Stefan, który przez dwa sezony był też kapitanem zespołu. - Poziom w NCAA jest bardzo wysoki. W końcu, to w niej kształtowało się i robi to nadal większość dzisiejszych gwiazd NBA. Wielu świetnych graczy występuje też w Europie - mówi Błaszczyński.
Do Europy chciałby w najbliższym czasie trafić także on sam. - Wiadomo, najbardziej do Polski - wyjawia Stef, bo tak zwracają się do niego znajomi. - Zagrać w polskiej lidze, która jest silna, byłoby dla mnie czymś szczególnym. Przyznam, że jest to jeden z moich celów. Poza tym, chcę cały czas się rozwijać, być coraz lepszym koszykarzem, a myślę, że już teraz miałbym wiele do zaoferowania - opowiada Błaszczyński, który po cichu myśli też o rozgrywkach Euroligi. A gdyby już znalazł angaż w naszej lidze, miałby okazję poznać polskich graczy. - Zgadza się, bo jak na razie kojarzę tylko Marcina Gortata, który gra w NBA - przyznaje. - Bardzo chciałby też zagrać w reprezentacji Polski. Gdybym otrzymał taką szansę, byłoby to coś wspaniałego - kończy Stefan.