MŚ grupa C: Niespodzianka wisiała w powietrzu

Portoryko było o krok od pokonania wicemistrzów świata, Greków. Podopieczni Jonasa Kazlauskasa zdołali się jednak wyjść obronną ręką ze sporych tarapatów i ostatecznie wygrać mecz 83:80. W drugim dniu imprezy w grupie C wygrali także Chińczycy, którzy pokonali Wybrzeże Kości Słoniowej 83:73. W ostatnim spotkaniu drugiego dnia zmagań w grupie C nie było niespodzianki. Gospodarze wygrali z Rosją 65:56 i prowadzą w tabeli.

W tym artykule dowiesz się o:

Bynajmniej nic nie wskazywało na to, że zespół Wybrzeża Kości Słoniowej, przez wielu uważany za najsłabszy na tej imprezie, będzie w stanie choć przez chwilę nawiązać kontakt z rywalem. Chińczycy jednak Yao Minga drastycznie tracą na wartości, na nic zdaje się wręcz heroiczna postawa Jianliana Yi. Ale od początku.

Gracze Boba Donewalda Jr. mieli początkowo problemy z przejęciem inicjatywy, w efekcie wynik oscylował w granicach remisu, dopiero w końcówce pierwszej odsłony ekipa z Azji zdołała nieco odskoczyć WKS. Przewaga nie była jednak wielka, wystarczyło kilka minut słabszego okresu, aby zawodnicy Randoalda Dessarzina znów dogonili przeciwnika. Kiedy jednak sprawy w swoje ręcę wziął Yi, a reszta podążyła za nim, Chiny odzyskały kontrolę.

Po przerwie nie było już wątpliwości, Azjaci wreszcie narzucili swój styl gry, wykorzystali świetną postawę nie tylko wspomnianego już wcześniej Yi, ale także Shipenga Wanga. Przewaga systematycznie rosła, w pewnym momencie gracze Donewalda wygrywali już 16 punktami. Ostatnia kwarta była już tylko formalnością. Chiny wprawdzie oddały inicjatywę rywalowi, który w ten sposób nieco zmniejszył straty, ale wciąż utrzymywały bezpieczną przewagę, nie dając sobie wyszarpać pierwszego triumfu na tych mistrzostwach świata. Ostatecznie mecz kończył się wynikiem 83:73.

Sukces Chińczyków to przede wszystkim autorskiego dzieło duetu Yi -Wang. Ten pierwszy ponownie był najskuteczniejszy na parkiecie, podobnie jak w inauguracyjnym spotkaniu rzucił 26 punktów, był blisko zanotowania double-double, bo zebrał 9 piłek. Ten drugi zaś uzbierał 25 oczek, aż pięć razy trafił do kosza z dystansu, również z powodzeniem walczył pod tablicami, skąd zebrał 7 piłek. W reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej najlepszą dyspozycję zademonstrował Moulokou Diabate. Zawodnik ten rzucił 20 punktów, choć na uwagę zasługuje przede wszystkim jego niemalże bajeczna skuteczność - trafił 4 z 6 prób za 2 i 4 z 5 za 3. Wyczyn nieczęsto spotykany. Nie można jednak zapomnieć, że dołożył do tego 7 zbiórek i 3 asysty.

Chiny - Wybrzeże Kości Słoniowej

83:73

(21:17, 20:16, 25:18, 17:22)

Chiny: Jianlian Yi 26, Shipeng Wang 25, Wei Liu 12, Zhizhi Wang 8, Jinhui Ding 7, Peng Zhou 4, Yue Sun 1, Wei Su 0, Ailun Guo 0, Shulong Yu 0.

WKS: Mouloukou Diabate 20, Kinidinnin Konate 11, Brice Assie 9, Guy Edi 9, Charles-Noe Abouo 8, Jonathan Kale 7, Mohamed Kone 6, Mamadou Lamizana 3, Eric Tape 0.

O tym, że Portoryko jest groźne i nieobliczalne wiedzieli chyba wszyscy, ale na własnej skórze przekonali się o tym wicemistrzowie globu sprzed czterech lat. Grecy stanęli przed trudnym zadaniem, ponownie grali w osłabieniu i choć mieli nóż na gardle, niemalże rzutem na taśmę uniknęli egzekucji.

Podopieczni Manuela Cintrona już od pierwszych minut grali na niezłym poziomie, nie oddawali pola rywalowi, a wręcz przeciwnie. Drużyna z Bałkanów dotrzymywała im kroku, często nawet wychodziła na prowadzenie, ale sytuacja co chwilę się zmieniała niczym w kalejdoskopie. Drugą kwartę lepiej zaczęli gracze Jonasa Kazlauskasa, rabując kilka punktów i uzyskując wcale nie tak małą przewagę. Nie była jednak ona na tyle bezpieczna, by rywal nie zdołał się otrząsnąć i wrócić na dobry tor. Portoryko bynajmniej nie miało zamiaru się poddać, a kiedy już przełamali impas zanotowali świetną passę, po której znaleźli się na prowadzeniu. Utrzymali je do końca pierwszej połowy.

Po przerwie swój niemały przecież potencjał zademonstrowali Grecy. Skuteczna gra w ataku, niezła w defensywie przyczyniły się do tego, że wszystko wróciło do stanu sprzed rozpoczęcia zawodów, czyli remisu. Ale rozpędzeni koszykarze z Hellady nie zamierzali na tym poprzestać, a nawet wysunęli się na czoło. Mimo wszystko zacięta, zarazem niezwykle pasjonująca walka trwała praktycznie do samego końca. To zasługa ekipy z Ameryki Środkowej, która pokazała charakter. Im bliżej było końca tym emocje były większe. W pewnym momencie Portoryko odważyło się zaryzykować, przejąć kontrolę. To jednak tylko rozjuszyło osłabionych wicemistrzów świata, którzy w końcówce zagrali wręcz koncertowo i wygrali spotkanie 83:80.

Do rangi wybawcy wyrósł Vassilis Spanoulis. Gracz ten po pierwszym spotkaniu był w cieniu Ioannisa Bourousisa i Nikolaosa Zisisa, ale tym razem to do niego należał parkiet. Doświadczony Spanoulis z dorobkiem 28 punktów był zdecydowanie najskuteczniejszy w swoim zespole. W ekipie z Portoryko nie zawiódł lider Jose Barea, który po raz drugi zdobył najwięcej punktów, tym razem 20. Warto jeszcze wyróżnić Dimitrisa Diamantidisa, który uzbierał 12 oczek, miał 7 asyst i zebrał z tablic 5 piłek.

Portoryko - Grecja

80:83

(23:21, 24:14, 9:24, 24:24)

Portoryko: Jose Barea 20, Peter John Ramos 16, Ricardo Sanchez 13, Angel Vassallo 11, Carmelo Lee 9, David Huertas 6, Nathan Peavy 5, Filiberto Rivera 0, Guillermo Diaz 0, Renaldo Balkman 0, Daniel Santiago 0.

Grecja: Vassilis Spanoulis 28, Konstantinos Tsartsaris 14, Dimitris Diamantidis 12, Ioannis Bourousis 12, Nikolaos Zisis 7, Efstratios Perperoglou 5, Georgios Printezis 3, Ian Vougioukas 2, Nick Calathes 0, Konstantinos Kaimakoglou 0.

Gospodarze zagrali tak, jak tego od nich oczekiwano. Nie zawiedli, choć tym razem nie stanęli w szranki z pierwszą lepszą drużyną, która dostała się na mistrzostwa świata, lecz z mistrzami Europy sprzed trzech lat - Rosjanami. Podopieczni Davida Blatta nie są już wprawdzie tak mocni, stracili na wartości drastycznie, a w dodatku doszło do odmlodzenia kadry w poszukiwaniu kolejnych wielkich talentów. Można by stworzyć długą listę, która z całą pewnością umniejszałaby sukces Turków, ale gracze Bogdana Tanjevicia w pełni zapracowali na słowa pochwały.

Zaczęło się od wyrównanej, twardej walki w inauguracyjnej odsłonie. Nie było mowy o tym, aby któraś z ekip rozpracowała rywala i odskoczyła. Niemalże przez cały czas wynik oscylował w granicach remisu, często dochodziło do zmiany na prowadzeniu, po 10 minutach więcej oczek na swoim koncie mieli gospodarze. Wszystko rozstrzygnęło się w drugiej odsłonie. Wtedy to ekipa znad Bosforu rozwinęła skrzydła, których oponent w żaden sposób nie zdołał przyciąć. Koszykarze Tanjevicia grali skutecznie, w przeciwieństwie do zagubionych, bezradnych Rosjan. Reprezentanci Sbornej nie potrafili trafić do kosza z gry, na pierwsze oczka w drugiej odsłonie czekali blisko 4 minuty, zdobyli je jednak na linii rzutów osobistych, impas przełamał dopiero 14 sekund przed końcem pierwszej połowy Sasha Kaun. Nic więc dziwnego, że Turcja prowadziła 11 punktami.

Po przerwie od mocnego natarcia rozpoczęli Rosjanie, którzy upatrywali w tym swojej szansy na odrobienie niemałych strat. Plan Blatta początkowo się sprawdzał, przewaga stopniała do zaledwie 5 oczek, lecz gospodarze na więcej już nie pozwoli, przywrócili bezpieczną różnicę i kontrolowali przebieg wydarzeń. W ostatniej odsłonie lepiej prezentowali się Turcy, choć to byli mistrzowie Starego Kontynentu zdobyli więcej punktów, w efekcie nieco zmniejszyli rozmiary pierwszej porażki na tym czempionacie.

Rosjanie tak naprawdę nie mieli większych szans na triumf. Wszak czy można zwyciężyć w starciu z co najmniej silnym rywalem, kiedy trafia się zaledwie 17 z 53 rzutów z gry? Warto odnotować, że gracze Blatta trafili aż 9 razy z dystansu, a tylko 8 razy za 2!

Spośród wszystkich reprezentantów gospodarzy tym razem najmocniej eksplodował Hidayet Turkoglu. Zawodnik grający na co dzień w NBA uzbierał 14 punktów, double-double było dziełem Ersana Ilyasovy - 10 oczek i 10 zbiórek, a blisko tego wyczynu był Omer Asik, który rzucił 10 punktów i zebrał 7 piłek. W Sbornej także trzech graczy zanotowała dwucyfrową liczbę oczek. Mowa o Siergieju Monii, Siergieju Bykowie oraz Sashy Kaunie. Tercet ten zdobył łącznie aż 36 z 56 punktów całego teamu.

Turcja - Rosja

65:56

(16:15, 17:7, 15:15, 17:19)

Turcja: Hidayet Turkoglu 14, Ersan Ilyasova 10, Omer Asik 10, Semih Erden 9, Ender Arslan 9, Kerem Tunceri 5, Sinan Guler 3, Omer Onan 3, Kerem Gonlum 2, Oguz Savas 0.

Rosja: Siergiej Monia 13, Sasha Kaun 13, Siergiej Bykow 10, Dimitrij Kwostow 6, Witalij Fridzon 5, Andriej Woroncewicz 5, Anton Ponkraszow 2, Jewgienij Wornow 1, Timofiej Mozgow 1, Jewgienij Kolesnikow.

Tabela

MscDrużynaMPKTZPBilans
1 Turcja 2 4 2 0 141:103
2 Grecja 2 4 2 0 172:161
3 Chiny 2 3 1 1 164:162
4 Rosja 2 3 1 1 131:131
5 Portoryko 2 2 0 2 146:158
6 WKS 2 2 0 2 120:169

Harmonogram gry 3 dnia grupy C (wtorek, 31 sierpnia):

Rosja - Wybrzeże Kości Słoniowej (15:00)

Portoryko - Chiny (17:30)

Grecja - Turcja (20:00)

Komentarze (0)