- To jest mój wspaniały sen, spełnienie marzeń - powiedziała po finałowym meczu Hana Horakova. I trudno się dziwić takim słowom po tym, ja ze swoją reprezentacją sięgnęła po tytuł wicemistrzyń świata, a sama wybrana została do najlepszej piątki turnieju, ale co ważniejsze, odebrała również statuetkę dla MVP, czyli najbardziej wartościowej koszykarki całych mistrzostw.
- Chcę się podzielić wszystkimi tymi nagrodami z moimi fantastycznymi koleżankami z drużyny. To one przecież bardzo mocno pomogły mi w ich wywalczeniu - oznajmiła doświadczona czeska rozgrywająca.
Przed turniejem gospodynie liczyły na dobry wynik, ale w najśmielszych oczekiwaniach nie marzyły nawet o takim wyniku, jaki udało się osiągnąć. - To świetny wynik dla czeskiej koszykówki. Wywalczony tytuł wicemistrzyń świata można porównać do cudu - mówi Horakova. To ona, wspólnie z Evą Viteckovą grały kapitalnie. To one w ćwierćfinale sprawiły, że z marzeniami o obronie mistrzowskiego tytułu musiały zapomnieć Australijki.
W samym finale podopieczne Lubora Blazka nie miały już dużo do powiedzenia, pomimo faktu, że po pierwszej połowie było tylko 40:35 dla USA. Rywalki zza wielkiej wody weszły jednak na swoje właściwe obroty zaraz po przerwie i ostatecznie mecz zakończył się ich triumfem 89:69.
- Wiedziałyśmy, że pojedynek z Amerykankami będzie niezwykle trudny. One mają w swoim składzie 12 gwiazd. Trudno było z nimi nawiązać walkę - zakończyła Horakova.