Nikt nam nie zabroni awansować - rozmowa z Piotrem Ignatowiczem, trenerem Rosy Radom

Środowe spotkanie Spójni Stargard z Rosą Radom było okazją do sentymentalnego powrotu wychowanka stargardzkiej Spójni, a obecnie trenera Rosy Piotra Ignatowicza. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Ignatowicz ocenia postawę swojego byłego zespołu oraz zdradza receptę na tak świetną postawę beniaminka. Radomianie w tym sezonie odnieśli sześć zwycięstw doznając tylko jednej porażki.

Patryk Neumann: Miło było powrócić do Stargardu?

Piotr Ignatowicz: Bardzo miło! Nie spodziewałem się, że kiedyś wrócę tu w takiej roli, jako trener drużyny przeciwnej, szczególnie, że udało się tutaj wygrać. Dla nas jest to bardzo ważne, dla Pawła Wiekiery i Marka Łukomskiego. Oczywiście są to tylko dwa punkty, ale ma to dla nas dodatkowy smaczek. Wiele nas z tą drużyną łączy, dlatego cieszymy się, że na tym trudnym terenie udało się wygrać.

Zaczęło się od 10:0 dla Spójni, a skończyło się waszą wysoką wygraną.

- Na początku chłopcy byli zestresowani, natomiast Spójnia wyszła mocno skoncentrowana, grali naprawdę dobrze. My popełnialiśmy proste błędy i trochę było nieporozumień w obronie, przez co w pierwszej połowie straciliśmy aż 39 punktów. Trzecia kwarta to pokaz naszej obrony i dzięki temu głównie wygraliśmy, bo oprócz tego, że odrobiliśmy straty uciekliśmy jeszcze na bezpieczną przewagę i ta mocna obrona pozwoliła nam wygrać mecz. W pierwszej połowie za dużo pozwalaliśmy też Spójni szaleć pod naszym koszem.

To wy tak dobrze broniliście, czy po prostu Spójni nic nie wychodziło?

- Nie chciałbym się chwalić, ale jeśli popatrzeć na stracone punkty to jesteśmy jedną z lepszych obron w tym momencie. Faktem jest, że w ostatnim meczu z Sokołem zagraliśmy fatalnie w tym elemencie i straciliśmy za dużo punktów. Generalnie, gdy jesteśmy skoncentrowani bronimy dobrze. Nie raz mamy problem z deską, co było widać w pierwszej połowie, a to też jest element obrony. Uważam, że obrona jest kluczem do zwycięstwa. Oczywiście atakiem można wygrać pojedyncze mecze, lecz my staramy się pracować nad defensywą. Świetnie znany w Stargardzie Tadeusz Aleksandrowicz jest moim guru trenerskim, który dużą wagę przywiązywał do obrony i dlatego ja również idę w tym kierunku.

W środowym meczu wyjątkowo spokojnie reagował pan na boiskowe wydarzenia.

- Starałem się nie robić show. Szanuję tą publiczność, grałem tutaj wiele lat. Starałem się być bardzo skoncentrowany. Wiadomo, że emocje nie zawsze są dobrym podpowiadaczem, dlatego wolałem trzymać je na wodzy i pomóc swojemu zespołowi merytorycznie, a nie wybuchami agresji, czy emocji.

Jak z perspektywy przeciwnika ocenia pan postawę Spójni w tym sezonie?

- Na pewno troszeczkę zawodzą, ale mieli ciężki start. Tak naprawdę to chyba mecz derbowy ciągle im się odbija. Za bardzo się na nim skoncentrowali. Za każdy mecz przyznaje się dwa punkty, a oni skupili się na derbach, jakby to był, co najmniej finał play off. Ta porażka bardzo ich dotknęła i złamała. Jest to dobry zespół. Wszystko mają poukładane, świetne warunki do treningu. To tylko kwestia czasu, kiedy wejdą na lepsze tory.

Co pana zdaniem powinno się zmienić, aby Spójnia zaczęła wygrywać?

- Nie chciałbym podpowiadać, bo to nie są moje kompetencje. Powiem szczerze, że kibicuję też Spójni, mimo, że są naszym bezpośrednim rywalem. Dlatego nie cieszę się, że im tak źle idzie, ale dla nas jest to dobre, bo stawiałem Spójnię jako murowanego kandydata do ósemki. Teraz natomiast plany im się pokrzyżowały, a dla nas będzie troszeczkę łatwiej, że tak groźny rywal musi się bić w dole tabeli. Być może to jest niewielki problem. Taki jest sport. Najtrudniejsze są właśnie serie porażek, których również się obawiam. Ciężko jest z tego wyciągnąć drużynę. Widziałem ich mecz w Warszawie i tam brakowało niewiele. Może gdyby zespół był na innym poziomie mentalnym wyszarpałby to zwycięstwo.

Wracając do pana podopiecznych, jaka jest recepta na tak dobrą grę Rosy w tym sezonie?

- Musimy być skoncentrowani, wtedy wiele rzeczy nam wychodzi. Musimy również dużo rozmawiać w obronie. Zdarzają nam się kwarty, w których na wiele minut wyłączamy przeciwnika z gry. Tak było ze Spójnią, czy też na inaugurację z Pruszkowem. Mecz z Sokołem nam nie wyszedł. Nie broniliśmy dobrze poza tym byliśmy trochę najedzeni tym, że mamy pięć zwycięstw i zabrakło nam agresji.

Macie świetny bilans. Można was stawiać w roli faworytów do pierwszej czwórki?

- My się na to nie napalamy. Celem przedsezonowym była pierwsza ósemka. Jesteśmy beniaminkiem, chcemy rozpoznać ligę. Oczywiście nikt nam nie zabroni awansować, czy zająć miejsca w czołowej czwórce. Chcemy wygrywać jak najwięcej meczy, bo to nam przynosi olbrzymią satysfakcję. Jeżeli wygramy tyle spotkań, żeby się znaleźć w pierwszej czwórce to super. Naszym celem jednak była ósemka i na tym się skupiamy.

Chciałby pan kiedyś wrócić do Stargardu i poprowadzić Spójnię?

- Nie powiem, że nie. Sentymentalnie jest mi tutaj bardzo miło grać. Dużo ludzi angażuje się tu w koszykówkę, są dobre warunki do pracy. Czuję się tu jak u siebie w domu i na pewno wiele rzeczy by się łatwiej robiło. Z drugiej jednak strony Spójnia ma olbrzymie tradycje i duże wymagania, które stawiają kibice i działacze. Jest to bardzo trudny teren dla trenera. Jestem zadowolony z pracy w Radomiu i dlatego nigdzie się nie ruszam, ani nie czekam na ofertę ze Spójni. Jestem tam cztery lata, buduję z działaczami Rosy zespół od zera i przynosi mi to olbrzymią satysfakcję. Mam jednak nadzieję, że moja kariera trenerska potrwa kilkadziesiąt lat i może kiedyś nasze drogi się spotkają.

Komentarze (0)