To już niestety ostatni mecz mistrza Polski w tej edycji Euroligi. Trzeba jednak przyznać, że podopieczni Tomasa Pacesasa sami sobie zgotowali ten los, prezentując się w wielu spotkaniach beznadziejnie, przegrywając sporo spotkań. Wszak po dziewięciu potyczkach gdynianie mają na swoim koncie skromne dwa triumfy, odniesione w konfrontacjach z ekipami, które zaliczyły spory spadek formy, czyli Cają Laboral Vitoria i BC Chimki.
Żółto-niebiescy zajmują niechlubne ostatnie, szóste miejsce w grupie A. Wprawdzie można się tłumaczyć silną i wyrównaną stawką, tworzeniem nowego zespołu, bo liderzy odeszli, ale w podobnej sytuacji co roku jest mnóstwo ekip. Ten sezon był sprawdzianem dla Asseco Prokomu, czy faktycznie można go zaliczyć do czołówki Euroligi. Prawda okazała się brutalna, mistrzowie Polski mimo kilkakrotnego meldowania się w Top16, mają problemy z grą na wysokim poziomie. Wyjątkiem był poprzedni sezon, kiedy to Qyntel Woods i David Logan znakomicie wywiązywali się z roli prowadzących, reszta świetnie ich uzupełniała, w efekcie gracze Pacesasa dotarli aż do Elite Eight.
Tym razem było gorzej, co nie znaczy, że to już koniec walki dla gospodarzy. Asseco Prokom nie może zapominać, że liczy się również dyspozycja w ostatnim spotkaniu. Bo na podstawie osiąganych wyników w ostatnich trzech sezonach ustala się przed losowaniem miejsce w koszykach. W tym roku gdynianie znaleźli się dopiero w czwartym, w kolejnej edycji może być więc jeszcze gorzej. Wygrana z Maccabi Tel Awiw może mieć więc ogromne znaczenie choćby właśnie z tych względów.
Tyle tylko, że niezależnie od tego, jakimi pokładami energii i woli walki będzie dysponować najlepsza drużyna nad Wisłą, faworytem bezsprzecznie i tak są podopieczni Davida Blatta. Wicemistrz Izraela w tym sezonie euroligowym spisuje się znakomicie, rezultaty przerosły nawet i tak niemałe oczekiwania. Maccabi jako pierwsze zapewniło sobie awans do Top16, spośród całej stawki uczestników tylko włoskie Montepaschi Siena legitymuje się równie świetnym bilansem spotkań, czyli 8-1. Koszykarzom Simone Pianigianiego będzie jednak o wiele trudniej poprawić ten dorobek.
Nie sposób nie wspomnieć o pierwszej konfrontacji tych zespołów. Tel Awiw nie okazał się dla Asseco Prokomu miejscem szczęśliwym, czy choćby łaskawym. Gospodarze nie tyle pozbawili nasz zespół złudzeń, co raczej doszczętnie go zniszczyli, wygrali bowiem aż 99:58. Była to największa i najbardziej dotkliwa porażka polskiej ekipy w Eurolidze, zarazem oznaka wielkiej słabości. Zatem rodzi się pytanie, czy gdynianie wyciągnęli z tamtej batalii wnioski? Czy są lepszym i groźniejszym teamem? Czy nadal tylko marną imitacją monolitu, która w opresjach powołuje się na indywidualne wygibasy amerykańskiego zaciągu.
Nie da się ukryć, że Maccabi dysponuje większymi możliwościami, a Blatt jest lepszym fachowcem niż Pacesas. Izraelski szkoleniowiec ma w składzie wielkie nazwiska, świetnie nimi dyryguje. Zespół dobrze balansuje, nie skupia się tylko na rzucaniu z dystansu, czy też na przebijaniu się pod kosz. Gra twardo i konsekwentnie do końca, korzysta ze swojego największego atutu - ogromnego potencjału w ofensywie. Można o nim mówić - zwłaszcza po takich wynikach - niemal w samych superlatywach.
Gdynianie marząc jednak o triumfie muszą jednak szukać słabych stron. Tych jest jednak niewiele. Poza tym trzeba je obnażyć umiejętnie, pamiętając jednocześnie o swoich silniejszych stronach, jak choćby wysokiej dyspozycji środkowego Ratko Vardy czy rozgrywającego Daniela Ewinga. Przy okazji wypadałoby również poprawić grę zespołową w ofensywie, która szwankuje właściwie od początku sezonu. Wszak mistrz Polski notuje najmniej asyst w Eurolidze, sporo natomiast traci piłek. Wielokrotnie ten element decydował o porażce żółto-niebieskich.
Mimo iż Asseco Prokom nie ma już najmniejszych szans na awans do Top16, czy nawet poprawę lokaty, zapowiada walkę na sto procent swoich możliwości, nie zamierza tanio sprzedawać skóry. Zwycięstwo może się okazać cenne w przyszłości, a dodatkowo na osłodę drużyna z Trójmiasta będzie mogła się pochwalić triumfem z Maccabi, o ile do tego dojdzie.
- Każdy wie, że Maccabi to silny zespół, a w tym sezonie są niezwykle mocni. Potraktujemy ten mecz poważnie. Chcemy powalczyć i wygrać, i myślę, że jesteśmy na to gotowi. To nie jest dla nas spotkanie towarzyskie, a ponadto sądzę, że to będzie ciężkie starcie - mówi Pacesas.
Początek spotkania w czwartek o godz. 19.00.