Kibice w Gdyni przecierali oczy ze zdumienia już na samym początku widowiska. Bo ni stąd, ni zowąd przedostatnia drużyna ligi wystrzeliła niczym z procy i wytykała gospodarzom kolejne błędy, niedociągnięcia w obronie. Amerykanie wraz z uzupełniającymi ich Polakami porwali beniaminka do dobrej gry, co zupełnie kłóciło się z logiką. Mistrzowie Polski, którzy przegrali przecież dotąd najmniej spotkań z całej stawki, nie potrafili zatrzymać ani Louisa Truscotta, ani też Marka Miszczuka.
Trener Asseco Prokomu Tomas Pacesas najwyraźniej zbyt szybko obwieścił, że największym atutem jego podopiecznych jest obrona. Nieco ponad 3 minuty przed końcem premierowej odsłony goście wygrywali już 15:6, niespełna 60 sekund później już 17:7. Dopiero w końcówce żółto-niebieskim udało się poprawić celowniki, a w konsekwencji zbliżyć się nieco do rywala.
Mnóstwo czasu zajęło gdynianom ponowne wyjście na prowadzenie. I to mimo faktu, że tarnobrzeżanom wyraźnie spadła skuteczność. Powód był jednak prozaiczny - mistrzowie Polski nie grali na miarę swojego potencjału, ale dzięki zagranicznym nabytkom, zwłaszcza zaś Ratko Vardzie i Ronnie Burrellowi, przeskoczyli rywala. Koszykarze Bogdana Pamuły nie dawali za wygraną i walczyli. Heroiczna postawa sprawiła, że często dochodziło do zmiany prowadzenia, lecz w końcówce beniaminek Tauron Basket Ligi popełnił zbyt wiele błędów, co kosztowało go utratę korzystnego dla siebie rezultatu. Mimo wszystko wynik i tak oscylował w granicach remisu.
Zapowiadał się marsz po zwycięstwo Asseco Prokomu, ale Siarka miała w sobie ogromne pokłady woli walki. Po powrocie na boisko znów zaatakowała. Znakomicie prezentował się Stanley Pringle, w sukurs poszli mu Miszczuk i Truscott. Tarnobrzeżanie znów niespodziewanie wyszli na prowadzenie, radość ekipy z Podkarpacia nie trwała jednak zbyt długo. A to dlatego, że coraz skuteczniejsi byli Varda i Filip Widenow. Bułgar dał się najmocniej we znaki, bo to głównie dzięki niemu gdynianie uzyskali bezpieczną zaliczkę. Gracze Pamuły nadal wierzyli, że stać ich na walkę, ale wszystko pokrzyżował głęboki kryzys, wszak przez ponad cztery minuty nie zdobyli punktów z gry.
Przeciwnika doszczętnie zniszczył na początku czwartej kwarty, pozbawiając najmniejszych złudzeń, Widenow. Najlepszy strzelec tego dnia Asseco Prokomu w niespełna 30 sekund dopisał do dorobku swojego zespołu pięć oczek oraz zanotował przechwyt. Później już wszystko toczyło się po myśli podopiecznych Pacesasa, którym bardzo łatwo przychodziło trafianie do kosza. Okres świetnej, aktywnej gry zaliczył Adam Hrycaniuk, choć swoje dołożył także Courtney Eldridge, a w przekroju całych zawodów nieźle wypadł Burrell. Siarka tymczasem znów zanotowała długi zastój, który przełamał Eric Taylor.
- Cieszę się tylko z tego, że przez długi czas grania tego meczu, potrafiliśmy w pewnych momentach, czy w większych, czy w mniejszych, czy w dłuższych, czy w krótszych, być zespołem równorzędnym. Pokazaliśmy, że potrafimy grać nawet z tak mocnym zespołem jak Asseco - powiedział trener drużyny z Podkarpacia, która spadła na ostatnie miejsce w tabeli TBL.
Mimo przeciętnych zawodów powody do radości mieli żółto-niebiescy. Dzięki wygranej przesunęli się na piątą pozycję. Warto jednak wziąć pod uwagę fakt, że mają oni do rozegrania trzy zaległe spotkania. Jeśli mistrzowie Polski wszystkie wygrają, wskoczą na fotel lidera Tauron Basket Ligi.
83:63
(16:23, 19:10, 21:14, 27:16)
Asseco Prokom: Filip Widenow 19, Ratko Varda 14, Adam Hrycaniuk 13, Courtney Eldridge 7, Daniel Ewing 6, Mateusz Kostrzewski 6, Robert Witka 6, Ronnie Burrell 5, Piotr Szczotka 4, Mike Wilks 3, Łukasz Seweryn 0.
Siarka: Louis Truscott 14, Stanley Pringle 13, Marek Miszczuk 13, Michael Deloach 9, Eric Taylor 7, Bartosz Krupa 6, Szymon Juniak 1, Daniel Wall 0.