Jestem tylko Polakiem - wywiad z Seidem Hajriciem, skrzydłowym Anwilu Włocławek

Grał w Anwilu Włocławek w latach 2004/2007, a następnie przeniósł się do swojego kraju, Bośni i Hercegowiny. Tam spędził trzy lata, a w międzyczasie zrzekł się swojego obywatelstwa na rzecz polskiego i dokładnie w połowie stycznia powrócił na Kujawy, by ponownie reprezentować barwy Anwilu. Seid Hajrić, bo o nim mowa, trenuje już z zespołem, ale na parkiecie pojawi się dopiero, gdy otworzy się okienko transferowe. - Już nie mogę się doczekać kiedy znowu zagram w Hali Mistrzów, tym bardziej, że teraz będę grał jako Polak - mówi zawodnik w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Póki co jeszcze w dresie, a nie w meczowej koszulce, ale jednak - podczas meczu z Kotwicą Kołobrzeg pojawiłeś się w Hali Mistrzów po raz pierwszy od kilku dobrych lat. Jak się czułeś?

Seid Hajrić: Bardzo, bardzo dobrze (śmiech). Od kilku dni chodzę cały nakręcony i bardzo cieszę się, że wróciłem do Anwilu.

Skąd taka radość?

- Anwil kojarzy mi się tylko z pozytywnymi rzeczami. A poza tym mam takie wrażenie, że choć nie widać tego może w statystykach, to jednak najlepszą koszykówkę grałem właśnie tutaj we Włocławku. Mam też nadzieję, że kiedy wrócę na parkiet, dam tej drużynie przynajmniej tyle samo, ile dawałem kiedyś, a może nawet więcej.

Czyli twój powrót do Anwilu jest tak samo dobry dla ciebie, jak i dla zespołu?

- Tak. Dla mnie to szansa na grę w dobrym zespole, w silnej lidze, szansa na dalszy rozwój, a dla Anwilu to dobrze, bo chętnych do walki podkoszowej i zbierania piłek nigdy za wielu. A ponadto, teraz ja będę grał jako Polak, więc poszerzę rotację Polaków, co z pewnością ułatwi dokonywanie zmian trenerowi. To też taki dodatkowy plusik mojego transferu. Już niedługo zobaczymy jak mi pójdzie.

Jak wygląda twoja forma? Przed przyjściem do Włocławka narzekałeś trochę na różnego rodzaju kontuzje.

- Wszystko jest w porządku. Po drobnych kontuzjach nie ma już śladu, wszystko jest wyleczone i mogę normalnie trenować z zespołem. Póki co na razie idzie mi dobrze, cały czas uczę się nowych rzeczy, a także poznaję chłopaków podczas zajęć i poza nimi. Muszę powiedzieć, że atmosfera bardzo mi się podoba. Nie ma jakiegoś niepotrzebnego stresu, dużo się śmiejemy, choć oczywiście równocześnie dajemy z siebie wszystko (śmiech).

Pokusiłbyś o porównanie trenera Emira Mutapcicia do Andreja Urlepa? Przed kilkoma laty grałeś w Anwilu pod okiem słynnego w Polsce Słoweńca, teraz będziesz słuchał rad swojego rodaka...

- Z jednej strony to wszystko, mam tutaj na myśli ogólnie wszystkich trenerów z Bałkanów, jest do siebie bardzo podobne, bo wywodzi się z jednej myśli szkoleniowej. Z drugiej jednak każdy trener ma jakieś swoje szczególne upodobania, koncentruje się na innych rzeczach. Mi się jednak wydaje, że nie jest ważne czy dany szkoleniowiec chce by jego zespół wygrywał mecz tylko dzięki obronie, a drugi woli bardziej zbilansowaną taktykę. Cechą charakterystyczną trenerów z Bałkanów jest to, że zależy im by każdy zawodnik w drużynie był przypisany do konkretnej roli i na parkiecie wykonywał ściśle przypisane mu zadania. Takie podejście się nie zmienia.

A ty dużo zmieniłeś się koszykarsko przez te kilka lat nieobecności w Polsce? Grałeś u siebie w domu, Bośni i Hercegowinie.

- Na pewno. Jak grałem tutaj w Hali Mistrzów sześć, pięć czy cztery lata temu, byłem młody i głupi, jak to się tutaj mówi (śmiech). Myślałem tylko o wsadach, skakaniu i zbiórkach. Teraz mam zdecydowanie więcej doświadczenia i ogrania na różnych parkietach. Wiem, że teraz mogę dać Anwilowi wiele nie tylko w defensywie, ale i w ataku. Kiedyś trener Urlep wykorzystywał mnie głównie do zadań drugiego planu. Miałem zastawiać, zbierać, pomagać liderom tak, aby im łatwiej było rzucać punkty. Teraz jest podobnie, ale mogę też pomagać swoimi rzutami w ataku. Nie zmieniła się natomiast jedna rzecz - nadal walczę jak lew w każdym meczu (śmiech). Będzie dobrze...

Skąd ta pewność?

- Wierzę w to, co robię na treningach i wierzę w to, co mówi do mnie trener. Naprawdę, przyjechałem tutaj dokładnie 14 stycznia i każdego dnia ciężko pracuję by, kiedy nadejdzie moment gdy będę mógł już zagrać, pomóc zespołowi.

Sam mówisz, że jesteś już tutaj dwa tygodnie, a zatem widziałeś dwa spotkania swoich kolegów. Oba wygrane, ale po wielkich męczarniach. W Koszalinie Anwil prowadził już różnicą piętnastu oczek, lecz gospodarze zniwelowali prawie całą stratę. Kotwica z kolei była tylko o włos od sprawienia sensacji w Hali Mistrzów. Powiedz, jak sądzisz dlaczego Anwilowi gra się tak ciężko?

- Wydaje mi się, że nie umiemy ustabilizować formy. Potrafimy zagrać kilka pięknych akcji z rzędu i momentalnie zrobić sobie przewagę kilku punktów, ale co z tego, skoro przez trzy czy pięć kolejnych minut jesteśmy zupełnie nieskuteczni i wtedy tracimy wszystko. To jest nasz największy problem. Mam też wrażenie, że na meczach nie gramy tak, jak prezentujemy się na treningach. Gdyby podczas spotkań wszyscy robili tylko to, co robią na treningach i nic więcej, byłoby zupełnie inaczej. Dlatego myślę, że każdy musi zastanowić się sam nad błędami, które popełnia. Brakuje nam czasami również koncentracji. Ja wychodzę z założenia, że gdy jestem na parkiecie, to skupiam się przede wszystkim na tym, by mój zawodnik, ten którego kryję, nie zdobył punktów. I staram się grać tak, bronić w ten sposób, by on był bezproduktywny. A gdy jest dobra obrona, to i atak funkcjonuje.

Na twojej nominalnej pozycji, silnego skrzydłowego, grają także Nikola Jovanović i Stipe Modrić. Nie boisz się, że będziesz otrzymywał mało minut?

- Nie myślę o tym w ogóle. Ważne jest by Anwil wygrywał. Ja mogę grać minutę, albo trzydzieści, a jeśli będzie sukces, to wszystko będzie w porządku.

Na jak długo wracasz do Włocławka?

- Na razie jestem tutaj do końca sezonu, a później zawsze możemy porozmawiać (śmiech).

Czyli w twoim kontrakcie nie ma klauzuli, która pozwalałby klubowi np. automatycznie przedłużyć kontrakt po zakończeniu sezonu?

- Nie, nie ma takiego zapisu. Kiedy prowadziliśmy negocjacje, jeszcze przed moim przyjazdem tutaj i parafowaniem umowy, wówczas istniała taka opcja, że podpiszę kontrakt od razu do końca sezonu 2011/2012. Ostatecznie jednak ustaliliśmy, że na razie będę graczem Anwilu tylko przez pół roku, a później zawsze przecież można usiąść do rozmów. Zobaczymy jak sobie poradzę, ale jestem dobrej myśli.

Jak zmienił się Włocławek przez te kilka lat?

- No, fajnie się zmienił (śmiech)! Byłem już w Galerii Wzorcownia i muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba. Wreszcie nie trzeba będzie jeździć na jakieś zakupy czy po prostu żeby spędzić miło czas do Torunia, Bydgoszczy czy Warszawy. Natomiast kompletnie nie zmieniła się ta główna droga... "jedynka" chyba się na nią mówiło, tak? No, właśnie. Widzę, że jest trochę remontowana, ale to i tak jest dziura na dziurze. To jest po prostu jakaś porażka (śmiech). Ale ogólnie Włocławek się rozwija, Włocławek się ożywia i to jest fajne. Kiedyś z rozrywek było tylko Multikino, a zakupy w Tesco czy Realu. Teraz jest inaczej.

Dla sportowca to ważne, by miał gdzie odreagować meczowy i treningowi stres...

- Każdy człowiek potrzebuje czasami tego, by gdzieś się wyluzować. Nie można całym rokiem myśleć tylko o koszykówce. Nie jesteśmy robotami. Bardzo ważne jest by gdzieś pojechać z kolegami z zespołu, coś zwiedzić, coś zobaczyć, pójść do kina, na obiad czy czegoś się napić. Gdy życie sportowca ogranicza się tylko do jednego: hala-trening-dom-hala-trening-dom, to wtedy tak naprawdę stres nie ma ujścia i zaczynają się błędy podczas meczów.

Zaskakujesz biegłą znajomością naszego języka. Jak to się stało, że go nie zapomniałeś?

- Zadając pytanie, sam sobie na nie odpowiedziałeś. Nie zapomniałem naszego, tak, naszego języka, bo bardzo starałem się go nie zapomnieć. Tak się jakoś złożyło, że po tym jak otrzymałem paszport, to wróciłem do Bośni, ale wtedy powiedziałem sobie, że po coś przecież starałem się o ten dokument. Czy tylko dla samego posiadania papierka? Nie. Ktoś pozwolił mi zostać Polakiem i bardzo byłem z tego faktu dumny. Dlatego nie mogłem zapomnieć języka. Nie chciałem być jednym z tych wielu koszykarzy, którzy legitymują się polskimi dokumentami, ale w naszym języku nie są w stanie powiedzieć nawet zdania. To dla mnie naprawdę bardzo ważne, choć w tym miejscu uczciwie się przyznaję, że jeszcze nie idzie mi zbyt dobrze pisanie po polsku (śmiech). To jest zdecydowanie trudniejsze wyzwanie.

Słyszałem, że musiałeś zrzec się bośniackiego obywatelstwa w momencie gdy zadeklarowałeś się, że chcesz być Polakiem. To prawda?

- To prawda. Jestem tylko Polakiem. Jestem tylko Polakiem dokładnie z tego względu, o którym przed chwilą powiedziałeś. Gdy uznałem, że chce zmienić obywatelstwo, dowiedziałem się, że będę musiał zrzec się bośniackiego. To była trudna decyzja, ale ją podjąłem.

A w głowie jesteś już Polakiem czy jeszcze Bośniakiem? A może pół na pół?

- Pewnych rzeczy się nigdy nie zmieni. Od urodzenia miałem świadomość, że jestem Bośniakiem i tego nie da się wyplenić. Teraz jednak wróciłem do Polski, czuję się jak Polak i chcę żyć jak Polak.

Komentarze (0)