W hali widowiskowo-sportowej w Gdyni emocje od samego początku balansowały na poziomie maksimum. Na parkiecie od pierwszej minuty trwała niesamowita walka, z której w pierwszych minutach lepiej wyszli zawodnicy Asseco Prokomu Gdynia. Ci prowadzili w pewnym momencie 10:3, ale wtedy na parkiecie pojawił się Filip Dylewicz. Kapitan Trefla był niezwykle zmotywowany do dobrej gry, a dzięki niemu Trefl na początku drugiej kwarty prowadził już 20:16.
Po stronie mistrzów Polski nie do zatrzymania był jednak Ratko Varda, a kibice oglądali na zmianę kolejne udane akcje Dylewicza oraz Vardy. W pierwszej połowie meczu Varda zapisał na swoim koncie 16 oczek, Dylewicz 15, a sopocianie prowadzili różnicą czterech oczek.
- Miło mi, że potrafiłem tyle wnieść do gry. Tyle, że możemy po pierwszej połowie prowadzić. Duża w tym jednak zasługa kolegów, którzy znakomicie kreowali mnie w akcjach, a mi pozostawało tylko skutecznie je wykańczać - mówił w połowie meczu mocno podbudowany Dylu.
Po powrocie z szatni podopieczni Karlisa Muiznieksa szybko powiększyli swoją przewagę do 8 punktów (40:32) i... stanęli. Gospodarze poprawili grę w defensywie, a w ataku nie do zatrzymania był Daniel Ewing. Asseco Prokom zaliczył run 18:0 i po trójce amerykańskiego obrońcy było już 50:40. Fatalną passę przerwał dopiero Paweł Kikowski, a gdy równo z końcową syreną czwartej kwarty trafił Lawrence Kinnard, nadzieje w obozie Trefla wróciły.
Emocje w decydującej części meczu nie malały, a o swoim istnieniu przypomniał Varda, który trafiając po raz drugi w tym meczu zza linii 6,75 wyprowadził swój zespół na prowadzenie 69:61. Zawodnicy Trefla kolejny raz podnieśli się jednak po serii ciosów. Trójką odpowiedzieli Kikowski i Dragan Ceranic, a dzięki temu drugiemu na tablicy wyników był remis 71:71 na 2:30 do końca.
Euforii w sopockim obozie nie było końca, kiedy Marcin Stefański dał Treflowi prowadzenie 74:71. Gdynianie trafili, ale kluczową akcję dla losów meczu mógł przeprowadzić Giedrius Gustas, ale Litwin przestrzelił z dwutaktu, a trener Muiznieks nakazł faulować. Na linii rzutów wolnych stanął Filip Widenow i nie pomylił się przy żądnej z prób, dając jednopunktowe prowadzenie swojej drużynie.
Na 16 sekund przed końcem meczu piłka była w posiadaniu Sopocian, a akcja ustawiona pod Dylewicza. Tego niezwykle efektownym blokiem zatrzymał Ewing, ale to nadal Trefl miał piłkę i 7 sekund na rozegranie akcji. W tym momencie jednak Gustas nie zdołał wprowadzić piłki do gry w ciągu 5 sekund i marzenia o zwycięstwie trzeba odłożyć przynajmniej do kolejnych derbów.
- O wygranej Asseco Prokomu zadecydowały szczegóły - przyznał po spotkaniu Muiznieks. - Mimo wszystko uważam, że rozegraliśmy naprawdę dobre zawody. Na wygranej Trefla niesamowicie zależało dwójce byłych zawodników rywala, czyli Dylewiczowi i Lorinzy Harringtonowi. Obaj zagrali bardzo dobrze, ale obaj musieli też obejść się smakiem zwycięstwa.- Bardzo zależało nam na zwycięstwie w Gdyni. Chcieliśmy pokazać, że w Trójmieście są dwie klasowe koszykarskie drużyny. Przegraliśmy, ale uważam, że możemy wrócić do domu z podniesionymi głowami - dodał kapitan Trefla.
- Mam pretensję do swojego zespołu, który prowadząc 50:40 roztrwonił tę przewagę - ocenił natomiast pojedynek Tomas Pacesas, opiekun aktualnych mistrzów Polski.
Warto dodać, że Asseco Prokom Gdynia wystąpiło po raz kolejny bez swojego lidera, czyli Qyntela Woodsa, który na dal boryka się z problemami ze swoimi plecami. W Treflu natomiast nadal nie ma i nie wiadomo czy w ogóle będzie Mony Macka. Najnowszy nabytek sopocian ma bowiem problemy paszportowe i do Polski jeszcze nie zdołał dotrzeć.
Asseco Prokom Gdynia - Trefl Sopot 78:76 (16:15, 16:21, 25:17, 21:23)
Asseco Prokom: Ratko Varda 22, Daniel Ewing 18, Filip Widenow 10, Adam Hrycaniuk 10, Ronnie Burrell 6, Piotr Szczotka 4, Krzysztof Szubarga 4, Robert Witka 2, Courtney Eldridge 2, Tommy Adams 0
Trefl: Filip Dylewicz 20, Dragan Ceranić 14, Lorinza Harrington 13, Giedrius Gustas 10, Paweł Kikowski 8, Marcin Stefański 5, Lawrence Kinnard 3, Slobodan Ljubotina 2, Adam Waczyński 1