Mladen Starcević: Zabrakło mobilności w obronie

Pierwszej w tym sezonie ligowej porażki na własnym parkiecie doznali koszykarze Politechniki Warszawskiej. Stołeczny zespół uległ przy Marymonckiej MKS-owi Dąbrowa Górnicza.

Podopieczni Wojciecha Wieczorka znaleźli złoty środek na powstrzymanie lidera. Jesienią we własnej hali pokonali Politechnikę 83:69, przerywając serię 10 kolejnych zwycięstw, którą warszawiacy otworzyli sezon. Teraz MKS sukces powtórzył, stając się pierwszym zespołem, który ograł stołecznych Inżynierów w hali przy Marymonckiej - 12 poprzednich śmiałków obejść musiało się smakiem. Spotkanie zakończyło się wynikiem 66:70, a goście zwycięstwo zapewnili sobie w ostatniej kwarcie, głównie dzięki fantastycznej skuteczności Pawła Zmarlaka.

Czego zabrakło warszawskiej drużynie do pokonania MKS-u? - Zimnej głowy - przyznaje w rozmowie ze SportoweFakty.pl zmartwiony Starcević. Jego podopieczni w ostatniej kwarcie się zagotowali, sporo było niecelnych podań i nieprzygotowanych rzutów. Doświadczeni rywale nerwowość w szeregach Politechniki wykorzystali bezlitośnie, szybko budując solidną przewagę. - Rywale byli lepsi, wygrali mecz uczciwie. Szkoda, zwłaszcza, że przy stanie minus trzy w ostatniej kwarcie mieliśmy piłkę i mogliśmy wrócić do gry - żałuje chorwacki szkoleniowiec.

Wojciech Wieczorek znalazł sposób na Politechnikę

W meczu z Dąbrową Górniczą Starcević nie mógł skorzystać z usług Michała Nowakowskiego. - Brakowało mi takiego mobilnego gracza, który może fajnie podać, pobiegać - nie kryje trener Politechniki, zwracając także uwagę na swoich potężnych środkowych: Kamila Pietrasa i Marcina Kolowcę. - Zostaliśmy z dwoma ciężkimi centrami - zaznacza Starcević. - Kamil zagrał drugą połówkę nieźle, w obronie byliśmy jednak za mało ruchliwi. Oni są zbyt ciężcy, nie są tak mobilni - przyznaje, szukając przyczyn porażki.

- To był ciężki mecz, zagraliśmy trochę poniżej naszego poziomu. Rywale w obronie bardzo dobrze przekazywali sobie naszych zawodników, a my nie potrafiliśmy zniwelować tej przewagi siły i wzrostu. Jako trener nic nie mogłem na to poradzić - tłumaczy Chorwat. Zwraca też uwagę na to, że jego zawodnicy ledwie trzykrotnie podchodzili do wykonywania rzutów osobistych. - To chyba rekord sezonu - zastanawia się Starcević. Czasu na przemyślenia nie ma jednak zbyt wiele, już w przyszły weekend jego zespół wybiera się do Tych. Jeśli wygra, praktycznie zapewni sobie pierwszą lokatę na mecie fazy zasadniczej.

Komentarze (0)