Natalia Małaszewska: Lotos sprowadził nas na ziemię
Energa Toruń to sprawca zdecydowanie największej niespodzianki podczas weekendowego turnieju o Puchar Polski koszykarek. W półfinale Katarzynki ograły bowiem Wisłę Can Pack Kraków. W finale natomiast zabrakło im argumentów na przeciwstawienie się Lotosowi Gdynia. Porażka różnicą aż 28 punktów mówi sama za siebie, kto w tym meczu nadawał ton rywalizacji.
Krzysztof Kaczmarczyk
Po odprawieniu w półfinale krakowskiej Wisły Can Pack mobilizacja przed finałowym meczem przeciwko Lotosowi Gdynia i nadzieje na zgarnięcie pucharu były ogromne w obozie toruńskiej Energi. Niestety dla zawodniczek z Grodu Kopernika, niedzielny wieczór należał do gdynianek, które dały prawdziwy popis gry.
- Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Podchodząc do finałowego spotkania wierzyłyśmy naprawdę, że możemy ograć Lotos i wywalczyć puchar. Już jednak na początku meczu gdynianki trochę sprowadziły nas na ziemię - mówi jedna z najlepszych zawodniczek Energi w tym meczu Natalia Małaszewska.
Już po pierwszej połowie meczu Lotos miał dziesięciopunktową zaliczkę, a duża w tym zasługa samych Katarzynek, które seryjnie pudłowały czy to z linii rzutów wolnych, czy to w rzutach z gry. Gdyby podopieczne Elmedina Omanicia wykorzystały wszystkie rzuty wolne w tej części meczu, to właśnie one prowadziłyby po dwudziestu minutach meczu.
- W pierwszej połowie zabrakło nam skuteczności, zarówno w rzutach osobistych, jak i rzutach z gry. Wtedy mogło być zupełnie inaczej po przerwie, a tak musiałyśmy gonić dziesięciopunktową stratę, jaką Gdynia wypracowała sobie w pierwszej połowie - ocenia Małaszewska. - Z tego wszystkiego wynikał nasz chaos po przerwie, gdyż chciałyśmy bardzo szybko odrobić straty. Jak wiadomo chaos nie jest dobry w takich momentach.