Niedzielne spotkanie przyciągnęło sporą ilość kibiców do Ergo Areny. Na trybunach zasiadło ponad 3 tysiące widzów. Patrząc na frekwencję z całego sezonu to trzeba przyznać, że to przyzwoity wynik.
Pojedynek w Sopocie miał wielkie znaczenie dla układu tabeli. Trefl bowiem walczył o podtrzymanie trzeciej lokaty w tabeli, zaś Turów cały czas miał szanse na zajęcie pierwszego miejsca. - Trzeba grać na 100% możliwości, nie będziemy zważać na wyniki innych meczów, musimy wygrać by zająć trzecie miejsce - zapewniał Adam Waczyński, zawodnik Trefla Sopot.
Trener gospodarzy znów postanowił wysłać do boju w pierwszej piątce Pawła Kikowskiego oraz Lawrance'a Kinnarda. Ten drugi szybko pokazał, że była to dobra decyzja, ponieważ zdobył pierwsze siedem punktów dla Trefla. Jednakże po stronie gości nie gorszy był Konrad Wysocki, który błyskawicznie uzyskał pięć oczek. Pierwsza kwarta toczona była w szybkim tempie. Obie ekipy grały na niezłej skuteczności, jednakże cały czas lekko z przodu byli zawodnicy Karlisa Muiznieksa. Niezłe zawody rozgrywał Dragan Ceranić, który nie dość, że zdobywał punkty to jeszcze był aktywny na deskach. W obliczu play-offów forma serbskiego środkowego może cieszyć sztab szkoleniowy Trefla Sopot.
Zgorzelczanie po pierwszych dziesięciu minutach mieli siedem oczek do odrobienia. Jednakże skuteczne akcje Michaela Kueblera pozwoliły gościom szybko zniwelować straty. Sopocianie zaczęli grać bardzo chaotycznie oraz indywidualnie. Szczególnie prym wiódł w tym Filip Dylewicz, który totalnie nie mógł wstrzelić się w kosz Turowa(1/7 z gry do przerwy). Trener gospodarzy z niewiadomych przyczyn zrezygnował z usług Kinnarda, który imponował formą w pierwszych minutach spotkania. Po dwóch celnych rzutach wolnych Torey'a Thomasa, podopieczni Jacka Winnickiego objęli nawet prowadzenie 30:27. W szeregach gości całkiem nieźle prezentował się podkoszowy Daniel Kickert, który popisywał się skutecznymi akcjami spod kosza.
Gospodarze wrócili jednak do swojej starej gry, co oznaczało także powrót na prowadzenie. Na przerwę Trefl schodził z dwupunktową przewagą 37:35.
Początek trzeciej kwarty to wyrównana walka z obu stron. Żadnej z drużyn nie udało się osiągnąć większej przewagi niż trzy punkty. Prowadzenie przechodziło z jednej strony na drugą. Po trójce dobrze dysponowanego w tym dniu Wysockiego, goście prowadzili 47:45. Z biegiem czasu gra stała się jeszcze agresywniejsza, na co lepiej zareagowali sopocianie, którzy zanotowali serię dziewięciu oczek z rzędu.
Gospodarze grali bardzo cierpliwie w ataku, wykorzystując błędy w obronie Turowa. Na początku czwartej kwarty Trefl miał już dziesięć punktów przewagi, ale goście za sprawą Davida Jacksona zniwelowali straty do trzech oczek. Bardzo ważną trójką popisał się w rewanżu Lorinza Harrington, który później dorzucił jeszcze później punkt z linii rzutów wolnych. Drugi okazał się niecelny, ale piłkę na atakowanej tablicy zebrali sopocianie. Rozgrywający niezłe zawody Kikowski popisał się akcją "2+1". I wydawało się, że jest już po meczu, ponieważ gospodarze prowadzili 10 punktów. Ale do pracy wziął się Marko Brkic, który trafił dwie trójki, przy czym jedną z faulem. Na 90 sekund przed końcem spotkania było 73:70 dla Trefla. W kolejnej akcji pomylił się Kinnard i goście mieli szanse na wyrównanie. Jednakże szybka próba z dystansu Brkicia okazała się niecelna.
Decydująca akcję meczu przeprowadził Harrington, który na 26 sekund przed końcem meczu odważnie wszedł pod kosz, zdobywając przy okazji dwa punkty. Zwycięstwo dało Treflowi trzecie miejsce w tabeli, co oznacza jednocześnie grę z Anwilem Włocławek w pierwszej fazie play-off.
Trefl Sopot - PGE Turów Zgorzelec 80:74 (25:18, 12:17, 17:12, 26:27)
Trefl: Paweł Kikowski 16, Dragan Ceranić 15, Giedrius Gustas 13, Lawrence Kinnard 12, Lorinza Harrington 11, Filip Dylewicz 8, Marcin Stefański 3, Adam Waczyński 2, Slobodan Ljubotina 0.
PGE Turów: Marko Brkić 16, Torey Thomas 14, Konrad Wysocki 13, Robert Tomaszek 9, Michael Kuebler 8, David Jackson 5, Daniel Kickert 5, Ivan Zigeranović 2, Bartosz Bochno 2, Michał Gabiński 0.