Chciałem znowu poczuć radość z uprawiania tego sportu - rozmowa z Łukaszem Paulem, graczem Astorii Bydgoszcz

Jeden z najbardziej utalentowanych środkowych młodszego światka koszykarskiego w Polsce. Przygodę z pomarańczową piłką rozpoczął w podstawówce w rodzinnym Grodzisku Mazowieckim. Aktualnie reprezentuje barwy Astorii Bydgoszcz, która walczy w fazie play-out. Jak ocenia swoją drużynę Łukasz Paul? Czy jego "Asta" utrzyma się w 1. lidze?

Pierwsze kroki w koszykówce stawiał w rodzinnym Grodzisku Mazowieckim, ale tak naprawdę najwięcej nauczył się w Trójmieście. To tutaj wraz z ówczesnym Prokomem Trefl Sopot odnosił ogromne sukcesy na szczeblu juniorskim. Dwa złote medale Mistrzostw Polski Juniorów, gra dla młodzieżowych reprezentacji Polski - to chyba najcenniejsze wyróżnienia. W ubiegłym sezonie grał na Podkarpaciu w Sokole Łańcut. Dziś możemy obserwować jego grę w Bydgoszczy. Pech chciał, że na jednym z treningów koszykarz skręcił kostkę, co wykluczyło go z gry na co najmniej dwa mecze - być może dwa najważniejsze mecze w sezonie. Na łamach portalu SportoweFakty.pl Łukasz Paul ujawnia swoje odczucia związane z przeszłością, teraźniejszością oraz najbliższą przyszłością.

W barwach Astorii Bydgoszcz, fot. Katarzyna Zaleska

Katarzyna Dziergowska: Na co liczyłeś, podpisując kontrakt z bydgoskim klubem?

Łukasz Paul: Przede wszystkim po nieudanym dla mnie sezonie w Łańcucie chciałem zrobić krok do przodu. Chciałem znaleźć taki klub, w którym dostałbym więcej minut gry. To dla mnie w tej chwili najważniejsze. Myślałem, że Astoria będzie takim klubem, gdzie byłbym częścią zespołu, który bije się o najwyższe cele, gdzie trener będzie mi ufał i będzie na mnie stawiał. Dzięki temu mógłbym rozwinąć się koszykarsko. Chciałem znowu poczuć radość z uprawiania tego sportu.

Czy udało się osiągnąć te cele?

- W pierwszej rundzie dostawałem więcej minut niż przypuszczałem, że dostanę. W drugiej już raczej różnie z tym bywało. Dobre mecze przeplatałem średnimi. Choć i tak przyznam, że dzięki tym wszystkim minutom spędzonym na parkiecie 1. ligi zdobyłem ważne dla gracza w moim wieku doświadczenie. Zrobiłem krok do przodu. Śmiało mogę powiedzieć, że jestem lepszym graczem niż rok temu.

Mamy końcówkę sezonu, Astoria gra w play-outach, jak oceniłbyś tę drużynę, czemu musicie grać o utrzymanie a nie o awans do PLK?

- Wiele osób mówiło przed sezonem, że mamy słaby skład, że niektórzy zawodnicy nawet z pierwszej piątki nie nadają się do 1. ligi. Ale to nieprawda. Jedyne co brakuje tej drużynie, to doświadczenie. Mamy młodą ekipę. Większość zawodników debiutuje na zapleczu ekstraklasy. Wydaje mi się, że to było przyczyną większości porażek w tym sezonie. Bardzo często było tak, że przegrywaliśmy małą ilością punktów. Oddawaliśmy też czasem w dziecinny sposób wysokie prowadzenie. Jestem pewien, że jeśli Asta utrzyma się w 1. lidze i trzon składu pozostanie niezmieniony, następny sezon będzie wyglądał już inaczej.

A jak współpracuje się z trenerem Jarosławem Zawadką?

- Trener Zawadka jest dobrym szkoleniowcem. Jednym z powodów, dla którego przyszedłem do Bydgoszczy, była właśnie jego osoba. Znałem tego trenera wcześniej i wiedziałem dobrze, czego mogę się po nim spodziewać.

Jak wygląda atmosfera w ekipie? Czuć prawdziwy team spirit?

- Jeśli chodzi o atmosferę w szatni, to jest ona jak najbardziej w porządku. Czasami po treningu wychodzę ze łzami w oczach, oczywiście od śmiechu (śmiech). Naprawdę wszyscy się lubią i szanują. Nie pamiętam by kiedykolwiek były jakieś spięcia, nieporozumienia. Natomiast jeśli chodzi o boisko, to już bywało różnie. Na pewno wszyscy za wszelką cenę chcieliśmy wygrywać mecze, wszyscy dawali z siebie wszystko, ale bywało tak, że nasza gra się nie kleiła i wtedy bywało, że mieliśmy do siebie pretensje.

Grałeś w Prokomie, wiesz, co oznacza pełen profesjonalizm. A jak jest w Bydgoszczy? Czy klub jest wypłacalny?

- Tak naprawdę klub Astoria Bydgoszcz jest tworzony przez kibiców dla kibiców i to jest świetne, że parę osób zbudowało ten klub od podstaw i wprowadziło go do 1. ligi. Nie zapominajmy też o przeszłości i Astorii grającej w PLK. Jeśli chodzi o profesjonalizm, to wszystkie sprawy zapisane w kontrakcie są w stu procentach realizowane. Pieniądze są wypłacane, także nie możemy mieć najmniejszych zastrzeżeń co do tej kwestii.

Jak widzisz szanse Astorii w starciu ze Startem Lublin w play outach? Przegraliście teraz w Lublinie już dwa ważne mecze. Obserwowałeś to spotkanie "z ławki". Byliście osłabieni na zbiórce. Jak będzie w Bydgoszczy? Zagrasz? Będzie decydujący pojedynek nr 5?

- Pierwszy mecz w Lublinie był kolejnym naszym meczem przegranym w końcówce. W drugim mieliśmy słabą skuteczność... Teraz gramy u siebie. Ważne żebyśmy podeszli do spotkania u siebie całkowicie skoncentrowani i walczyli od pierwszej do ostatniej minuty jak lwy. Jeżeli wszyscy dadzą z siebie wszystko, to wierzę, że wygramy i się utrzymamy. Niestety nie mogłem pomóc drużynie w tych dwóch meczach z powodu pechowo skręconej kostki. Mam nadzieję, że na następne decydujące mecze będę już w pełni zdrów i uda mi się w jakimś stopniu pomóc chłopakom w utrzymaniu 1. ligi w Bydgoszczy. Gra się przecież do trzech zwycięstw. Wierzę mocno, że dojdzie do decydującego piątego starcia.

Jak wspominasz czas spędzony w Trójmieście? To tutaj szkoliłeś się od wieku juniora, poznałeś zawodową koszykówkę. Chciałbyś nadal reprezentować barwy Prokomu?

- W Trójmieście spędziłem 4 lata. Nie chciałbym palić za sobą mostów, jednak jeśli chodzi o pewne aspekty, to wydaje mi się, że gra tutaj nie była w stu procentach słuszną decyzją. Ciężko było brać ciężar gry na swoje barki, gdy ma się w drużynie samych najlepszych zawodników z całej Polski. Poza tym były inne kwestie, o których nie chciałbym tu wspominać. Uważam jednak, że nie był to do końca zmarnowany czas. Zrobiłem wówczas duży postęp, ciężko trenowałem dwa razy dziennie, grałem przeciwko najlepszym europejskim juniorskim ekipom. Naszym celem zawsze było Mistrzostwo Polski. Te cele realizowaliśmy. Na pewno będę miło wspominał ten okres. A czy chciałbym wrócić? To wszystko zależałoby od tego, jaką miałbym pełnić rolę w zespole.

Złoty medal Mistrzostw Polski Juniorów 2006, fot. Jarosław Szymański

Co łączy Chrisa Paula z Łukaszem Paulem?

- Mamy wspólne nazwisko, łączy nas jeszcze to, że on gra w NBA, a ja będę tam grał (śmiech).

Czy mógłbyś przybliżyć swoje plany na przyszłość?

- Przede wszystkim mam zamiar mocno pracować w okresie wakacyjnym. Po zakończeniu sezonu zrobię sobie oczywiście krótką przerwę. Potem będę robił wszystko, by być jeszcze lepszym koszykarzem. Jeśli chodzi o moje przyszłe barwy klubowe, to chcę występować w klubie, w którym będę się sporo ogrywał, gdzie będę się rozwijał i eliminował swoje słabe strony pod okiem dobrego fachowca. Chcę grać kiedyś w ekstraklasie, nie wiem czy to będzie za rok czy za dwa lata, ale to jest mój cel numer jeden, który zamierzam zrealizować.

Komentarze (0)