Koszykarki Białej Gwiazdy w pierwszym finałowym meczu zupełnie nic nie robiły sobie z zazwyczaj szczelnej defensywy Pomarańczowych i już po pierwszej połowie miały na swoim koncie 46 punktów. Nie do zatrzymania była przede wszystkim Jelena Leuczanka, która zdominowała strefę podkoszową po obu stronach boiska.
- Komentarz po tym meczu musi się skupić tylko i wyłącznie na pierwszej połowie, a konkretniej na naszej defensywie. Nie mamy zespołu, który w ofensywie rzuca po 90 czy 100 punktów w meczu. Zdobywamy 60 czy trochę więcej punktów w spotkaniu, dlatego musimy bronić - to jest podstawa - mówił po meczu Krzysztof Koziorowicz, szkoleniowiec CCC Polkowice. - Ta obrona, która przynosiła nam z reguły określone efekty, była fatalna w tym meczu - delikatnie mówiąc. Wystarczyło troszeczkę się uspokoić, troszeczkę zacząć myśleć, jak grać i efekty były widoczne. W momencie, kiedy zaczęliśmy w defensywie grać normalnie, czyli tak jak zawsze, to wszystko zaczęło wyglądać przyzwoicie.
Gdy jednak polkowiczanki zaczęły bronić na swoim normalnym poziomie, było już po meczu, bowiem w drugiej połowie krakowianki w pełni kontrolowały wynik spotkania oraz tempo gry. Wisła Can Pack pewnie zmierzała do końcowej syreny i ostatecznie mogła cieszyć się z pierwszego triumfu w serii do trzech zwycięstw. Trener Koziorowicz zwrócił również po meczu uwagę na nieco inny aspekt.
- Myślę, że dziewczyny mają też w głowach fakt, że jak jest już srebrny medal, to jest już fajnie. Nie można tak myśleć! - komentuje. - Dopóki jest granie trzeba być otwartym na wszystko. Trzeba mieć mentalność zwycięzcy i bić się do końca. O to mam troszeczkę pretensji, że tego nie było w sobotę widać. W pierwszych dwóch kwartach było to mocno widoczne, że dobrze jest, jak jest, czyli mamy finał i jest spokój. Tak nie wolno.
Opiekun CCC nie ma również najmniejszych wątpliwości, że pięć spotkań z KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski w półfinale nie ma na taką grę najmniejszego wpływu. - Potrafiliśmy zagrać w trzeciej i czwartej kwarcie, to dlaczego nie moglibyśmy zagrać tak w dwóch pierwszych? Nie można na to patrzeć, że ktoś awansował w trzech meczach, a ktoś w pięciu. Taka to jest praca - mówi Koziorowicz.
Opiekun Pomarańczowych nie ma najmniejszych wątpliwości, że kolejne spotkania muszą i będą wyglądać zupełnie inaczej. Taki mecz jak w sobotę jego ekipie po prostu nie może się już wydarzyć bowiem sobotnia rywalizacja raczej nie przypominała batalii o miano najlepszej drużyny w naszym kraju, a raczej koncert jednego zespołu.
- Musimy się bić do końca, zakończyć sezon z klasą. Pokażmy, że mamy charakter. Ja, jako trener, tego właśnie wymagam od swoich podopiecznych - kończy Koziorowicz. - W sobotę Wisła była zdecydowanie lepszym zespołem. Kolejny mecz jednak w niedzielę i musimy zaprezentować się w nim zdecydowanie lepiej.